Rozdział XXXI

2.2K 123 36
                                    

   Minął drugi dzień od misji czwórki członków Zakonu Feniksa. William Weasley tak samo jak Remus Lupin spędzają kolejny dzień w Skrzydle Szpitalnym. Ku nieszczęściu reszty są nieprzytomni. Molly wraz z Nimfadorą w każdej wolnej chwili opiekowali się pacjentami, jednak nie wiele to dawało. Oprócz ich opieki do Skrzydła Szpitalnego, co przerwę przychodzą Harry, Hermiona i Ron.
— Tonks! — Zawołał z korytarza Potter, gdy drzwi były uchylone.
— O co chodzi? — Wyszła do niego.
— Coś się poprawiło? — Zadaje za każdym razem to samo pytanie.
— Niestety, ale wejdźcie — zachęciła trójkę przyjaciół i podeszła do łóżka Remusa, żeby złapać jego dłoń.
   Patrzyła na niego czule, jednak on nie mógł tego zobaczyć. Nagle jednak Nimfadora poczuła, że jej dłoń jest ściskana i jej serce przyśpieszyło.
— Remus? — Zapytała ledwo słyszalnie. — Remusie — dodała głośniej.
— Dora — otworzył powoli oczy, a Tonks poleciały łzy.
— Obudził się! — Zawołała, przytulając się do mężczyzny. — Jak się czujesz?
— Trochę obolały — po tych słowach Nimfadora się odsunęła i pomogła mu usiąść.
— Byłam przerażona, że stało ci się coś poważnego — tym razem to ona ściskała jego dłoń.
— Dziękuję za troskę — powiedział zmieszany. — Czuje się na prawdę dobrze.
— Nie męczcie go! — Przyszła pani Pomfrey. — Musi odpoczywać — podeszła do niego, żeby przez chwilę pomachać nad nim różdżką.
— I co? — Zapytała się jej Tonks.
— Musi odpoczywać! To zwykłe wykończenie organizmu.
— Nie trzeba — uśmiechnął się łagodnie. — Wszystko w porządku — wstał z łóżka, jakby chciał to udowodnić.
— Jesteś pewny? — Tonks stała po drugiej stronie i przyglądała mu się uważnie.
— Tak — rozejrzał się po pomieszczeniu. — Co mu się stało? — Zauważył Billa.
— Greyback go zaatakował — do pomieszczenia weszła Molly. — Został ugryziony, Remusie.
   Lupin podszedł do kobiety i otulił ją swoim ramieniem, gdy ta zaczęła płakać.
— Czy on — próbowała zacząć.
— Nie sądzę — odezwał się, żeby nie musiała się męczyć. — Nie było pełni, a więc nie powinien zostać wilkołakiem. Szczerze mówiąc to może mieć jedynie niewielkie objawy od tego ugryzienia.
— Już ci to mówiłam — wtrąciła się pani Pomfrey. — Może przyswoić pewne wilcze cechy — określiła to w groteskowy sposób. — Jednak i tak nikt mnie tu nie słucha!

   Minęło kilka godzin, a w Skrzydle Szpitalnym wciąż znajdowali się Molly, Remus i Nimfadora. Oprócz nich zagościła tam również Fleur, wybranka Williama.
— Bill! — Krzyknęła nagle Molly i osoby siedzące na łóżku obok podskoczyły. — Synku! — Przytuliła się do niego.
— Bill! — Zaraz za nią zrobiła to Fleur.
— Obudził się! — Zawołała Tonks, żeby przywołać panią Pomfrey.
— Jak się czujesz? — Zapytała od razu lekarka.
— Chyba dobrze — odpowiedział, gdy tylko obie kobiety się od niego odsunęły. — Twarz mnie piecze — dotknął jej dłonią.
— Rany zadane przez wilkołaki da się wyleczyć, jednak blizny pozostaną z tobą na zawsze — wytłumaczyła mu podając lusterko.
   Czarodziej przyjrzał się swojemu odbiciu i ku zaskoczeniu wszystkim się uśmiechnął.
— Niezła pamiątka — odezwał się w końcu. — Będę miał co opowiadać potomkom.
   Fleur ponownie załkała i przytuliła się do Billa.
— Nie uważasz, że jestem teraz przystojniejszy? — Zapytał radośnie.
— Najprzystojniejszy — odpowiedziała z francuskim akcentem. — Ja się bardzo o ciebie martwiła.
— Przepraszam — pogłaskał ją po włosach.
— Fleur, ale Bill teraz może zostać wilkołakiem — powiedziała zgryźliwie Molly.
— No i co z tego? Ja kocham Billa! — Oburzyła się.
— Ja ciebie też kocham, Fleur — pocałował ją w skroń, gdyż tylko do niej miał dostęp przez pozycję w jakiej siedziała obok niego.
— Widzisz? — Wymsknęło się Tonks.
— Słucham? — Zapytał zaskoczony Lupin, który siedział obok niej.
— Bill nie odtrąca Fleur tylko, dlatego że został ugryziony przez wilkołaka — zdecydowała się brnąć w to dalej. — Miłości to nie obchodzi.
— Bill wcale nie został wilkołakiem — o dziwo sam rudy czarodziej odetchnął z ulgą, gdyż nie miał o niczym pojęcia.
— Jesteś strasznie uparty.
— Dora — spojrzał na nią. — Już ci mówiłem...
— Tak, tak — przerwała mu i wstała. — Nie obchodzi mnie to, Remusie. Dla mnie liczą się tylko uczucia, bo więcej zapewnień nie potrzebuję — patrzyła na niego. — Czuję się przy tobie bezpiecznie i ci ufam. Musisz zaufać sobie, bo nikt nie wie lepiej od ciebie, że nigdy byś mnie nie skrzywdził. I cała reszta mnie nie interesuje, bo to u twojego boku chcę spędzić życie.
   Wszyscy obecni przyglądali się tej scenie, a nawet jedna osoba więcej niż wcześniej, gdyż do pomieszczenia wszedł Albus Dumbledore. Remus wpatrywał się w Nimfadorę i nic nie mówił, jakby się nad czymś zastanawiał.
— Zasługujesz... — Odezwał się w końcu, gdy tylko odwrócił wzrok.
— Wiesz co — wtrąciła się Molly. — Nigdy nie potrafiłam zrozumieć twojego myślenia, Remusie. Jest wręcz śmieszne — tym razem wszyscy spojrzeli się na rudą czarownicę.
— Nie ma w tym nic zabawnego — powiedział twardo. — Dora zasługuje na kogoś młodego i normalnego.
— Każdy z nas z dnia na dzień jest coraz starszy i grzechem jest nie wykorzystywać danych nam dni — Molly spojrzała się na Billa. — Każdy kto jest według ciebie młody i normalny może w jednej chwili się zmienić.
— W miłości chodzi o to, żeby nie zależnie od tego pozostać u swego boku — William posłał swojej matce uśmiech pełen otuchy.
— Kochacie się wzajemnie — starsza czarownica ponownie spojrzała się na Lupina. — A jeśli potrzebujesz dowodu, bo nasze słowa, a przede wszystkim Nimfadory ci nie wystarczają — westchnęła. — To bez przyczyny tak silne zaklęcie jak Patronus nie zmienia swojej postaci.
   Remus spojrzał na kobietę, która przy nim stała i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, jednak nie było mu to dane. Tonks miała dość już tego wszystkiego i nie chciała zostać po raz kolejny zraniona, więc bez słowa wyszła z pomieszczenia.
— Dora! — Usłyszała wołanie za sobą, jednak coś w niej pękło i zaczęła biec.
   Bała się okropnie, że ponownie zostanie odrzucona przez mężczyznę, za którego była gotowa oddać życie. Czarodziej już podczas ich pierwszego spotkania wywołał spore zamieszanie w jej życiu. Przez chwilę nawet przebiegła jej przez głowę myśl, że może lepiej by było nigdy go nie poznać.
   Ledwo widząc przez łzy otoczenie, wybiegła z zamku. Kierowała się nad jezioro i zatrzymała się dopiero przy drzewie. Nie mając siły zdecydowała się usiąść pod nim. Nie interesowało ją to, że ziemia była mokra, a pogoda mroźna. Po prostu siedziała i wpatrywała się w spokojne jezioro.
— Tu jesteś — przestraszyła się nagle przerwanej ciszy. — Uciekłaś nawet nie wiedząc, co chciałem powiedzieć.
—Nie chce słuchać po raz kolejny tego samego.
   Wciąż wpatrywała się w jezioro, gdy została zaskoczona słowami wilkołaka, który za nią poszedł.
— Mógłbym zobaczyć jeszcze raz twojego patronusa? — Zapytał łagodnie, a dziewczyna na niego spojrzała.
   Po chwili zwątpienia wyciągnęła niepewnie różdżkę.
Expecto Patronum! — Z końca jej różdżki wyleciała srebrna smuga, która rozpłynęła się na wietrze.
— Przywołaj szczęśliwe wspomnienie — kucnął przy niej i uśmiechnął się delikatnie.
   Nimfadora zamknęła oczy, żeby móc się skupić i spróbować jeszcze raz.
Expecto Patronum! — Tym razem się udało.
   Czarownica zaczęła powoli otwierać oczy i ostatnim co ujrzała to piękna poświata wilka, który się w nią wpatrywał. Ostatnia, gdyż nim zdążyła je całkowicie otworzyć to cały obraz zasłoniła mu twarz Remusa, który zbliżył się do niej jeszcze bardziej. Dora mimowolnie zamknęła oczy ponownie, gdy poczuła usta Remusa na swoich. Jego ciepły oddech tylko pogłębiał upamiętnienie tej chwili w jej umyśle. Młoda czarownica została wręcz oślepiona blaskiem swojego patronusa, który przedostawał się przez przymknięte powieki.
— Przepraszam — odezwał się, gdy zaczął powoli odsuwać od niej swoją twarz. — I dziękuję.
   Tonks otworzyła oczy i gdyby ktoś jej kazał opisać słowami co czuje, byłoby to dla niej niemożliwe. Czuła na raz wypełniającą jej serce miłość, jej duszę szczęście, a umysł radość z nutką niedowierzania.
— Kocham cię, Dora — dotknął jej zmarzniętego policzka.
— K-kocham cię — powiedziała dość niepewnie. — Na Merlina! — Zakryła swoje usta rękoma. — Kocham cię, Remusie! — Jakby otrząsneła się i rzuciła na niego, żeby go przytulić.
   Co prawda spowodowało to upadek i lekki ból u mężczyzny, jednak wywołało również uśmiech na jego twarzy. Odczuł także ogromną ulgę, jakby ktoś rzucił na niego zaklęcie zmniejszające uczucie ciężkości.
— Twój patronus jest śliczny — powiedział, gdy ukochana go puściła.
   Oboje się na niego patrzyli, jednak Remus szybko spojrzał się z powrotem na Dore.
— Jesteś śliczna, a w różu ci do twarzy.
   Tonks zaczerwieniła się, gdy zdała sobie sprawę z koloru swoich włosów. Odwróciła się, żeby spojrzeć na jezioro i jej wybranek zrobił to samo. Poświata wilka położyła się tuż obok nich, oświetlając im tą ciemną noc. Czarownica oparła swoją głowę o ramię mężczyzny i zdała sobie sprawę, że właśnie stworzyło się jej najszczęśliwsze wspomnienie.

W Blasku Patronusa || Remadora ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz