Rozdział XVI

1.5K 93 12
                                    

   Nimfadorze nie było dane odpocząć, pomimo wolnego poranka.
— Dora! — Próbowała ją obudzić Andromeda. — Masz gościa, wstawaj!
   Młoda czarownica otworzyła oczy, jednak jej powieki wydawały się nad wyraz ciężkie.
— Kogo? — Zapytała ochrypłym głosem.
— Alastor Moody — odpowiedziała.
— Szalonooki? Po co przyszedł? — Nie do końca docierało do niej otoczenie.
— Chce porozmawiać, więc przebierz się i przyjdź do salonu — wyszła z jej pokoju, zamykając za sobą drzwi.
   Nimfadora usiadła na łóżku i spojrzała na zegar, który wskazywał siódmą. Przeklnęła Alastora w głowie za godzinę, o której się pojawił i wstała, żeby narzucić coś na siebie. Gdy tylko się przebrała w pierwsze lepsze ciuchy, poszła do swojego gościa.
   Moody stał przy szklanych drzwiach, które prowadziły do ogrodu.
— Co się dzieje, że tak wcześnie mnie odwiedzasz? — Zapytała Tonks, a ten się odwrócił.
— Porozmawiajmy na zewnątrz — odpowiedział i wyszedł do ogrodu.
   Młoda kobieta poszła za nim i przeklnęła go ponownie, gdyż nie miała na sobie płaszcza, a było dość mroźnie.
— Masz zadanie do wykonania — powiedział nagle.
— Zadanie?
— Musisz ponownie wyruszyć w podróż Ekspresem Hogwart–Londyn, żeby pilnować Pottera — odpowiedział.
— To jest cały dzień drogi, a już nie mam tyle wolnego czasu co początkiem roku szkolnego.
— Rozkaz Dumbledore'a. Musisz coś wykombinować, Tonks.
— Dlaczego ja?
— Ostatnim razem wykonałaś to zadanie doskonale, więc i tym razem spada to na ciebie.
— Ostatnimi czasy nawet nie potrafię zmienić koloru włosów — przyznała się niechętnie.
— Spróbuj dzisiaj odpocząć. Nie przemęczaj się w pracy i jeśli ci to pomoże to na dzisiejszym patrolu w Hogwarcie pojawi się ktoś za ciebie.
— Poradzę sobie — Dora nie potrafiła odpuścić spędzenia czasu z Remusem.
— Jest coś jeszcze — mówił spokojnie. — Nie ryzykuj już tak wiele jak do tej pory, jeśli nie jest to konieczne. Uważaj na siebie, Tonks.
— Pewnie — uśmiechnęła się do niego, żeby dodać mu otuchy.
   Nawet Moody odczuwa skutki pracy dla Zakonu, jednak nikogo nie dziwi fakt, że martwi się o Nimfadore.
— Może zostaniesz na śniadaniu? — Zaproponowała.
— Nie, muszę już lecieć — odpowiedział i nagle dobiegł wszystkich hałas spowodowany teleportacją.
   Nimfadora weszła do środka cała zmarznięta, zamykając drzwi tarasowe.
— Gdzie Alastor? — Zapytała Andromeda, gdy jej córka weszła do kuchni.
— Teleportował się. Ma robotę do wykonania.
— Myślałam, że zje z nami śniadanie.
— Dzień dobry — Ted zawitał do kuchni, obdarowując córkę i żonę buziakiem w policzek. — Czemu już nie śpisz?
— Szalonooki przyszedł przekazać mi misję. Obudził cię trzask?
— Tak — usiadł przy stole. — Jaką misję?
— Mam pilnować Harry'ego Pottera w pociągu do Londynu — odpowiedziała.
— Poradzisz sobie? Twoja metamorfomagia ostatnio trochę... — Andromeda nie wiedziała jak to ująć.
— Postaram się dzisiaj trochę odpocząć — odezwała się jej córka.
— Dzisiaj również wróciłaś nad ranem? — Zapytał Ted, gdy jego żona podała śniadanie na stół.
— Tak, jeszcze tylko dzisiaj i później będę wracać już normalnie.
— Smacznego! — Matka Nimfadory usiadła do stołu i wszyscy zabrali się za posiłek.
   Gdy tylko Tonks skończyła jeść udała się do swojego pokoju, żeby położyć się na łóżko.
   Ciekawe co robi Remus — zaczęła rozmyślać o zielonookim czarodzieju.
   Zastanawiała się czy mężczyzna jeszcze śpi czy może je już śniadanie. Liczyła ile czasu zostało do kolejnego ich spotkania, a także przez ułamek sekundy przeszła jej dosłowna myśl o tym, że za nim tęskni.
   Pogrążając się w tych myślach zasnęła, żeby chwilę później obudzić się w Hogwarcie.
— Remusie! — Zawołała czarodzieja, który przechadzał się tym samym korytarzem.
   Lupin się zatrzymał i spojrzał nią. Nimfadora podbiegła do niego, rzucając mu się na szyję. Właśnie tego potrzebowała w tej chwili najbardziej.
— Tęskniłam za tobą.
— Ja za tobą też, Dora — odwzajemnił jej uścisk.
— Remusie — zaczęła, delikatnie się od niego odsuwając. — Ostatnio dużo o tym myślałam i wydaje mi się, że j-ja chyba... — Zaczęła się jąkać.
— Ja również — przerwał jej.
   Skąd wie co chciałam powiedzieć? — Zaczęła się zastanawiać, jednak nie trwało to długo.
— Kocham cię, Dora — uśmiechnął się, po czym umieścił rękę na tyle jej głowy i przysunął do siebie, żeby móc ją pocałować.
   Tonks w tej chwili przestala logicznie myśleć, gdyż jedyne co do niej docierało to uczucie, jakby w jej brzuchu znajdowało się stado motyli.
— Musisz już iść do pracy — powiedział, gdy ich twarzy znowu zaczęły dzielić centymetry.
— Pracy? — Zapytała zaskoczona.
— Rozmawiasz przez sen? — Po tych słowach dziewczyna się rozbudziła i zobaczyła przed sobą swoją matkę. — Nareszcie, szykuj się.
   Nimfadora patrzyła zaskoczona jak Andromeda wychodzi z jej pokoju i dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że to był tylko sen. Wstała szybko z łóżka, żeby usiąść przy swojej toaletce. Patrzyła w swoje odbicie lekko roztargniona. Palcami dotknęła swoich ust i musiała sama przed sobą przyznać, że ten sen był zbyt realistyczny.
   Nie marnując więcej czasu wstała i poszła pożegnać się z rodzicami, żeby następnie wziąć płaszcz i przenieść się kominkiem do Ministerstwa Magii. A dokładniej to do gabinetu Rufusa Scrimgeoura. Dziewczyna wzięła sobie do serca, żeby się dzisiaj nie przemęczać i z uśmiechem przywitała się z zaskoczonym szefem.
   Nimfadora machnęła różdżką w kierunku jego biurka sprawiając, że znalazły się na nim jej raporty. Czarodziej był tak zaskoczony, że nic nie powiedział, a tylko patrzył jak Tonks wychodzi z jego gabinetu.
   Czarownica udała się do swojej kabiny, żeby zająć się kolejnymi papierami, jednak jej myśli kręciły się wokół dzisiejszego snu.
— Ziemia do Tonks — ktoś machał dłonią przed jej twarzą.
— Co jest? — Zapytała samą siebie i zwróciła się ku mężczyźnie, który stał obok. — Kingsley!
— Musimy porozmawiać — powiedział i wyszedł z jej kabiny, a ona poszła za nim.
   Weszli do pustego pokoju znajdującego się na końcu korytarza.
— Pamiętasz sprawę Dołohowa i Krime'a? — Zapytał czarnoskóry mężczyzna.
— Tak, spędziłam sporo czasu przy niej. Wyszło wtedy na to, że wszystko się zgadza. Antoni Dołohow przesiedział dziesięć lat w Azkabanie, a następnie został wypuszczony. Wszystko wskazywało na to, że jako Śmierciożerca powrócił do Sam Wiesz Kogo. Jednak to było dwa miesiące temu — mówiła.
— Bardziej chodzi mi o tego drugiego. Przypadkowo natknąłem się na akta w gabinecie Scrimgeoura, które jasno wskazywały na to, że dokumenty Krime'a zostały podrobione.
— Jak to?
— Tak naprawdę powinien zostać skazany za handel czarnomagicznymi przedmiotami — tłumaczył cicho.
— Skąd te akta wzięły się u naszego szefa? W dodatku po tak długim czasie.
— Widocznie mu również to zaprzątało głowę.
— Więc twierdzisz, że nie miał z tym nic wspólnego?
— Wiedziałbym o tym, bo od dwóch miesięcy pracuję jako jego asystent. Musiał się tym zajmować ktoś z góry.
— Zamierzamy coś z tym robić?
— Nie — odpowiedział. — Zostawmy już te sprawę. Może nawet sam Scrimgeour się nią zajmie.
— Widzę, że ciężko pracujesz dla Zakonu.
— Przyznam szczerze, że sprawia mi to przyjemność. Zresztą wciąż czuję, że muszę robić więcej po tym jak zrzuciłem na ciebie swoje obowiązki.
— Już o tym rozmawialiśmy i nie ma co do tego wracać — położyła dłoń na jego ramieniu.
— Jeszcze coś — zastanowił się chwilę. — Zrezygnowano z patrolowania Hogsmeade.
— To znaczy?
— Aurorzy już nie będą musieli na zmianę pilnować wioski. Scrimgeour uznał, że to bezcelowe. Wszyscy o tym już wiedzą i nikt nie sprawia problemów. Skontaktował się w tej sprawie z Knotem i wszystko zostało uzgodnione — wytłumaczył jej.
— Świetnie, więc wracam do pracy. Jak się szybko uwinę to na jutro nie zostanie mi żadnej roboty papierkowej i będę mogła spokojnie zająć się misją.
— Powodzenia, wyjdź pierwsza — powiedział czarodziej, a Dora tak właśnie zrobiła.
   Wróciła do siebie i zajęła się już na poważnie papierami. Tak bardzo skupiła się na pracy, że o osiemnastej zanosiła już wszystkie dokumenty swojemu szefowi.
— Wszystko? — Zapytał będąc dzisiaj już drugi raz zaskoczony przez czarownicę.
— Tak — odpowiedziała z uśmiechem.
— Czy nastała ta chwila, kiedy kompletnie oszalałaś?
— Jeszcze nie — odpowiadała radośnie.
— Nie mam dla ciebie więcej pracy, więc bez narzekania weź sobie jutro dzień wolny — Rufus przywykł do tego, że Tonks nigdy nie zgadzała się na wolne, jednak tym razem zamierzał być nieugięty.
— Dziękuję — powiedziała, a ten już po raz kolejny spojrzał się na nią jak na wariatkę. — Nie trzeba mnie długo namawiać.
— Zdecydowanie przyda ci się wolne. Możesz już teraz wyjść z pracy.
— Do widzenia szefie! — Zawołała na jednym wydechu i wybiegła z gabinetu, zostawiając Rufusa z sporą zagwozdką.
— Powiedziała szefie? — Zapytał sam siebie, po czym zaczął przeglądać resztę papierów.
   Po prostu uznał, że nie ma sensu rozmyślać nad dziwnym zachowaniem swojej pracownicy. Tak naprawdę Tonks nigdy nie była normalna.

W Blasku Patronusa || Remadora ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz