Rozdział XXIV

1.4K 98 8
                                    

   Nadchodziła mroźna zimowa noc. Tonks skończyła pracę wcześniej, jednak nie opuściła Ministerstwa Magii. Wolała pomóc swoim współpracownikom w wykonaniu ich zadań, żeby nie rozmyślać niepotrzebnie o zbliżającej się misji dla Zakonu.
— Tonks! — Do jej kabiny wpadł czarnoskóry mężczyzna. — Wszędzie cię szukałem. Co ty jeszcze tutaj robisz?
— Pracuję, jednak już się zbieram — odpowiedziała i wstała z krzesła, żeby nałożyć na siebie płaszcz.
— Chodźmy, muszę ci przekazać kilka informacji.
   Wspólnie ruszyli do wyjścia z biura.
— Były małe problemy z Remusem — powiedział nagle, gdy znaleźli się sami w windzie.
— To znaczy?
— Obawialiśmy się, że nie zdąży wrócić z wcześniejszej misji, jednak wrócił godzinę temu.
— Więc wszystko w porządku.
— Tak między nami to prosił mnie, żebym to ja wykonał z tobą misję.
— Słucham?
— Okazało się, że Dumbledore nie przekazał mu szczegółów. Musiałem mu wszystko dokładnie wyjaśnić i gdy to zrobiłem, jednak bez wahania się zgodził.
— Nie rozumiem.
— Wydaje mi się, że zdał sobie sprawę z tego jak niebezpieczne jest to zadanie i wtedy postanowił być przy tobie.
— Wydaje ci się — powiedziała obojętnie.
— W każdym razie zmieniło się miejsce waszego spotkania — wychodzili z windy. — Pod Trzema Miotłami.
— Więc ruszam.
— Uważajcie na siebie — posłał jej delikatny uśmiech, a czarownica się teleportowała.
   Wokół było ciemno, jednak dzięki temu, że śnieg odbijał światła pojedyńczych latarni, Nimfadora bez problemu zauważyła w uliczce za pubem swojego partnera.
   Remus nie wyglądał najlepiej. Wyglądał na bardzo zmęczonego. Zresztą tak samo jak Tonks. Czarownica się przez chwilę zastanawiała czy Albus postradał zmysły wysyłając Lupina na kolejną misją, gdy ledwo co wrócił z jednej.
— Nie wyglądasz najlepiej — podeszła do wilkołaka.
— Ty również — stwierdził.
— Skąd wiesz? Nawet na mnie nie spojrzałeś — prychnęła.
— Ruszajmy — powiedział, a czarownica wyciągnęła ku niemu swoją rękę.
— Prowadź, bo nie dostałam informacji, gdzie mamy się udać.
— Lydd Road — odezwał się. — Spotkajmy się na peronie przy kiosku z gazetami. Wiesz, gdzie to?
— Tak — zabrała z powrotem swoją dłoń, gdy dobiegł ją trzask.
   Remus teleportował się, a tu za nim zrobiła to jego partnerka. Peron był ciemny i brudny. Kiosk obok, którego się deportowali był natomiast opustoszały, jakby od kilku miesięcy nikt go nie użytkował.
— Nie bywam tu zbyt często — odezwała się.
— Nie dziwię się. Nie jest to zbyt przyjazne miejsce.
   Miał rację, gdyż Lydd Road było miastem owianym złą sławą. I można by powiedzieć, że to idealne miejsce dla Śmierciożerców, gdyż nawet czarodzieje działający zgodnie z prawem starają się je unikać.
   Remus ruszył ku wyjściu z peronu, a Nimfadora poszła za nim. Nieważne, gdzie się spojrzała to ściany były zakryte wszelakimi malunkami. Para członków Zakonu szła przez kolejne kilkanaście minut w ciszy. Nie tylko oni milczeli, bo nawet idąc główną ulicą nie natknęli się na nikogo. Lupin skręcił nagle w jedną z pobocznych uliczek, żeby następnie wstąpić na dobrze oświetloną i głośną dzielnicę. Wokół nich było mnóstwo wszelkiego rodzaju barów, jednak Tonks z Lupinem zatrzymali się niedaleko tego, którego poszukiwali.
— Wyciągnij dyskretnie różdżkę — zwrócił się do niej mężczyzna.
Pod Zaczarowanymi Gwiazdami? — Przeczytała napis nad drzwiami. — Cóż za przyjemna nazwa.
— Musimy być ostrożni — dodał i ponownie ruszył przed siebie, żeby po kilku krokach ponownie się zatrzymać. — Nawet, jeśli się rozdzielimy to pamiętaj, że będę w pobliżu — spojrzał sie krótko na młodą czarownice i tym razem oboje ruszyli do baru.
   Tonks wyciągnęła różdżkę z wewnętrznej kieszeni płaszcza, żeby schować ją w rękawie.
— Przyjrzę się głównemu wejściu, a ty sprawdź tylnie. O ile takowe jest — Remus skręcił delikatnie w lewą stronę, żeby podejść bliżej.
   Dora natomiast skręciła w odwrotnym kierunku, wchodząc tym samym w ciemną uliczkę. Przeszła zaledwie kilkanaście stóp, a budynek już się skończył. Była to ślepa uliczka, gdyż przestrzeń jaka się tam znajdowała była z każdej strony zamknięta ścianą budynku. Za pubem znajdował się, więc niewielki plac oświetlony zaledwie jedną latarnią. Ku nieszczęściu Tonks przy stercie kartonów stała grupka mężczyzn. Czarownica nie przejęła się tym zbytnio i zrobiła kilka kroków w przód, żeby sprawdzić czy bar, do którego przybyli posiada tylnie wejście.
— Co robisz sama w takim miejscu? — Mężczyźni zauważyli ją.
— Zgubiłaś się? — Zapytał drugi z nich.
— Nie jestem sama — odezwała się spokojnie.
— Nie widzę nikogo obok. Czyżby cię tu ktoś zostawił? — Zaczęli iść w jej stronę, jednak ta się tym nie przejęła, a wciąż przyglądała się ścianie budynku.
— Jak się nazywasz? — Stanęli tuż przed nią.
   Czarownica oderwała wzrok od ściany i zobaczyła, że już teraz stoi wokół niej pięciu mężczyzn.
— Odebrało ci mowę? — Zapytał ten, który stał naprzeciwko.
— Może pójdziesz z nami na drinka? — Zapytał niski chłopak o krótkich czarnych włosach.
— Nie mam na to czasu — odpowiedziała w końcu.
— Uważam, że powinnaś znaleźć — mężczyzna, który stał przed nią zaczął się coraz bardziej zbliżać.
— Nie radziłabym ci tego robić — uśmiechnęła się do niego.
— Tak? Co takiego może zrobić mi tak drobna kobieta jak ty? — Zaśmiał się.
   Tonks nie chciała używać magii, gdyż po pierwsze jest to nielegalne w obecności mugoli, a po drugie mogłoby to ich zdradzić. Niestety ku jej niezadowoleniu jeden z mężczyzn wyciągnął w jej kierunku dłoń i już miała zareagować, gdy wydarzyło się coś niespodziewanego.
Drętwota! — Usłyszała za sobą wypowiadane zaklęcie i tuż obok niej przeleciał promień, który ugodził owego mężczyznę.
— Remusie! — Wszyscy się spojrzeli na czarodzieja, który się zjawił.
— Co jest do cholery!? — Wrzasnął niski mężczyzna i wraz z resztą przytomnych osób zaczęli uciekać.
— Remusie! To mugole!
— Dlaczego mnie nie wezwałaś? — Podszedł do niej. — Co z tego, że to mugole? Nie zamierzałaś z tym nic zrobić?
— Zamierzałam! Jednak bez użycia magii! Nie jestem głupia, Remusie!
— Chodźmy — powiedział po chwili ciszy. — Widzę, że z tyłu nie ma wejścia.
— Świetnie! Chodźmy! — Nimfadora była zdenerwowana, więc ominęła swojego partnera i szybkim krokiem ruszyła do pubu.
— W środku są mugole — dodał jeszcze i poszedł za nią.
   Gdy już oboje stali przed wejściem to Nimfadora otworzyła drzwi i wspólnie przeszli przez ich próg. Bar był niewielki, wszystkie meble wraz z podłogą były drewniane. Naprzeciwko wejścia znajdowała się lada, do której podeszli. Ku ich zadowoloniu było tak głośno, że nikt nawet nie zwrócił na nich uwagi.
— Dwa kufle piwa — czarownica zwróciła się do barmana.
   Był to mężczyzna po czterdziestce o czarnych włosach do ramion. Miał na sobie koszulkę bez rękawów, która uwydatniała jego mięśnie i odkrywała tatuaże. Owy nie magiczny mężczyzna spojrzał się tajemniczym wzrokiem na Tonks, żeby chwilę później przyjrzeć się Lupinowi. Bez słowa zabrał się za nalewanie zamówionego napoju.
— Muszę do toalety — odezwała się ponownie, a barman na nią spojrzał. — Kochanie — zwróciła się do Remusa, jakby chcąc wymusić na nim konkretną reakcje.

W Blasku Patronusa || Remadora ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz