Rozdział VII

1.8K 128 13
                                    

   Czarownica otworzyła drzwi i weszła do środka. Było to niewielkie pomieszczenie. Naprzeciwko niej stało biurko, na którym było pełno papierów, a za biurkiem siedział Rufus Scrimgeour. Po prawej stronie na ścianie były półki, zapełnione przeróżnymi książkami, natomiast po lewej stała szafa i kilka szafek.
— Usiądź — wskazał na krzesło przed biurkiem. 
— O co chodzi?
— Mam dla ciebie propozycję i prośbę — odpowiedział. — To może zaczniemy od prośby — dodał.
— Słucham.
— Utrzymujesz kontakt z Alastorem Moody, prawda?
— Niekoniecznie — skłamała.
— Byłaś jego ulubienicą — stwierdził. 
— Byłam, a teraz już nie jestem jego uczennicą i odkąd zrezygnował ze stanowiska nie utrzymuję z nim stałego kontaktu. Czasami wybiorę się z nim do pubu na drinka, ale tylko tyle. 
— Więc nie mogę skierować do ciebie tej prośby. Szkoda, myślałem, że udałoby mi się go przekonać do powrotu na jakiś czas. Bo mimo iż był trochę szalony to, jednak jest niezwykłym czarodziejem, który sam zapełnił połowę cel w Azkabanie — powiedział z nadzieją, że coś odpowiem.
— Niestety musi się Pan skontaktować z nim przez kogoś innego.
— Mogę z nim porozmawiać w każdej chwili, jednak miałem nadzieję, że jako jego ulubienica zdołałabyś go przekonać, bo jest strasznie uparty i bez ciebie nie mam nawet po co się go pytać. Więc przejdźmy do mojej propozycji.
— Jakiej propozycji?
— Jesteś bardzo dobrą czarownicą. Jedną z najlepszych w Biurze Aurorów i zresztą nie tylko — zaczął. — Kingsley teraz jest zajęty ochroną premiera mugoli. A ja potrzebuję asystenta — patrzył się na nią, próbując coś wyczytać z jej twarzy.
— Chcesz, żebym została twoim asystentem? — Zapytała zaskoczona.
— Tak, nadajesz się idealnie. Jesteś jedyną, która poradzi sobie z zadaniami bez żadnych problemów — odpowiedział.
— Jakimi zadaniami?
— Różnymi, ale będziesz musiała być mi oddana, posłuszna — powiedział mężczyzna.
   Tonks przeszła przez głowę myśl, że powinna się zgodzić dla Zakonu, jednak wie że podejmowanie samodzielnie decyzji może okazać się zgubne.
— Zastanów się i jutro mi daj odpowiedź. Możesz wyjść.
   Dora ruszyła do wyjścia bez słowa. Idąc do swojej kabiny w biurze, zastanawiała się co powinna zrobić i uznała, że dobrym wyjściem będzie spotkanie z Alastorem. Kobieta wzięła z biurka papiery i poszła na hol główny, żeby teleportować się do Kwatery Głównej. Chwilę później już stała przed drzwiami Zakonu i po chwili weszła do środka. Tym razem sprawnie ominęła stojak i z stosem papierów w rękach pobiegła po schodach do jadalni.
— Tonks — odezwał się zaskoczony Syriusz.
   Siedział na parapecie i patrzył przez okno. W tym samym momencie, siedzący przy kominku mężczyzna odwrócił się. Był to Lupin.
— O co chodzi? Co to za papiery? — Zapytał mężczyzna siedzący przy oknie.
— Dokumenty do pracy. Przyszłam, bo szukam Szalonookiego.
— Wyszedł zaraz po zakończeniu spotkania — odezwał się Remus.
— Wiecie, gdzie może być? — Zapytała z nadzieją.
— Mówił, że musi się spotkać z Dumbledorem. A coś się stało? — Zapytał Remus.
— Nie — odpowiedziała czarownica. — Syriuszu, mogę pożyczyć sowę?
— Jest w pokoju Hardodzioba.
   Dora podeszła do stołu i położyła na nim papiery, po czym odwróciła się i pobiegła po schodach do ostatniego pokoju na najwyższym piętrze. Weszła do środka i wzięła z szafki kartkę i pióro, które zakończyły w atramencie. 

"Potrzebuję twojej pomocy. Spotkajmy się. Będę czekać Pod Trzema Miotłami o 18.
                                          Tonks" 

   Zwinęła kartkę i podeszła do brązowej sowy. Przypięła jej do nóżki karteczkę. 
— Do Alastora — powiedziała, a ta wyleciała przez otwarte okno.
   Czarownica patrzyła się na sowę dopóki nie zniknęła jej z oczu. Pogłaskała Hardodzioba i zeszła na dół.
— Dzięki, Syriuszu — uśmiechnęła się do niego. — A teraz wybaczcie, ale muszę iść do domu uporządkować te papiery, bo nie mam zbyt dużo czasu — wyjaśniła, podchodząc do stołu.
— Możesz to zrobić tutaj — odezwał się Lupin, a ta spojrzała na niego zaskoczona. — Nie masz zbyt wiele czasu, więc po co go marnować na teleportowanie się skoro możesz to zrobić tutaj.
— Tak, Remus ma rację. Nie będziemy ci przeszkadzać — powiedział Syriusz.
— To nie jest zły pomysł — Tonks zastanawiała się nad propozycją.
— Przyniosę ci coś do picia, siadaj. Remusie też chcesz? — Wtrącił się mężczyzna siedzący przy oknie.
— Tak, chętnie — odpowiedział Lupin.
   Black wstał i ruszył w kierunku kuchni. Dora usiadła przy stole i spojrzała najpierw na dokumenty, a później na zegarek. Ma kilka godzin, żeby się z tym uporać.
— Co to za dokumenty? — Zapytał Remus.
— Zgłoszenia mugoli o dziwnych dla nich rzeczach i osobach, które widzieli — odpowiedziała, nie patrząc na niego.
— Gdzie oni to zgłaszają? — Zadał kolejne pytanie.
— U nich nazywa się to policja. Łapią  przestępców i takie tam — powiedziała. — Ale mamy tam kilku naszych i gdy dostają jakieś zgłoszenie, z którego wynika, że chodzi o coś magicznego to zajmują się tą sprawą i czyszczą pamięć świadkowi, a dokumenty są przesyłane do Ministerstwa. Gdy jest podejrzenie, że to czarna magia, przychodzi to do naszego biura. Mają nadzieję, że dzięki temu uda nam się złapać jakiegoś czarnoksiężnika — opowiedziała mu.
— Słyszałem, że mieliście spotkanie w Biurze Aurorów.
— Tak i właśnie, dlatego mam tyle roboty. Ministerstwo żąda od nas byśmy sprawdzili nawet najmniejszą sprawę. Są zdesperowani, bo jest dużo Śmierciożerców na wolności i dostają wiele skarg, że nic z tym nie robią. Do tego twierdzą, że jeśli złapiemy Syriusza, będzie nam łatwiej złapać Sam Wiesz Kogo — westchnęła.
— Więc o to chodziło — powiedział cichym głosem.
   Do pokoju wszedł Syriusz z trzema szklankami napoju. 
— Zrobiłem napar z ziół — podał każdemu po szklance. 
   Następnie wziął krzesło i przysunął je do kominka, po czym usiadł tuż obok Lupina.
   Tonks napiła się i położyła szklankę na stół. Znów zaczęła wszystko przeglądać. Po upływie tych kilku wolnych godzin położyła kartki i przetarła oczy. Było to strasznie męczące. Wzięła do ręki szklankę z zimnym napojem i gdy ją podniosła ześlizgnęła jej się z dłoni i spadła, tłukąc się na stole. 
— Na brodę Merlina! Moje dokumenty! — Zaczęła panikować.
   Remus, który nadal siedział przed kominkiem, wstał i podszedł do niej. A Syriusz mimo, że był u siebie w pokoju to usłyszał hałas i przyszedł.
— Co ja teraz zrobię! Jaka ze mnie niezdara.
— Spokojnie — odezwał się Remus. — Chłoszczyść! — Skierował różdżką w papiery, a ta wessała cały napar. 
— Dziękuję — powiedziała z ulgą.
Reparo! — Szklanka się naprawiła. — Dora, przecież jesteś czarownicą — uśmiechnął się do niej.
— Przepraszam za zamieszanie. Z tego przemęczenia nie wpadłam na to — odezwała się.
— Nic się nie stało — uśmiechnął się Syriusz. — Może na dzisiaj wystarczy — dodał.
— Tak, masz rację — zaczęła sprzątać papiery.
   Odwróciła się, żeby spojrzeć na zegar.
— Merlinie! Spóźnię się! — Wrzasnęła, wyciągając różdżkę.
   Machnęła nią i dokumenty znikły. Machnęła drugi raz, kierując różdżkę na siebie i na jej ramionach pojawiła się kurtka.
— Muszę lecieć! Dziękuję za wszystko! Do zobaczenia! — Krzyczała, biegnąc do drzwi. 
   Będąc na zewnątrz deportowała się. 

W Blasku Patronusa || Remadora ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz