Rozdział II

2.5K 149 65
                                    

   Minął tydzień, odkąd Nimfadora dołączyła do Zakonu Feniksa. Już dzisiaj otrzyma pierwszą misję do wykonania, jednak pomimo podekscytowania nie ma czasu na rozmyślanie, co będzie musiała zrobić. Wraz z powrotem Lorda Voldemorta coraz więcej czarnoksiężników wychodzi z ukrycia, a co za tym idzie w Biurze Aurorów jest coraz więcej pracy.
— O nie! — Wrzasnęła, patrząc na zegarek.
   Jak zawsze się spóźnię! — Krzyczała w głowie na samą siebie.
   Wychodząc z biura, pożegnała się z wszystkimi. Gdy znalazła się na holu głównym Ministerstwa Magii, deportowała się jedną ulicę dalej od Kwatery Głównej.
— Najwyższa pora! — Zawołał Szalonooki.
— Wiem, przepraszam — podbiegła do niego Nimfadora.
— Nie ma na to czasu — wtrącił się. — Tonks, będziesz towarzyszyła Lupinowi — dodał.
— Jasne! — Zawołała podekscytowana.
   Alastor spojrzał na młodą czarownicę, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.
— Już jestem — podszedł do nich Remus.
— Witaj, Nimfadoro — uśmiechnął się.
— Nie mów do mnie Nimfadora! — Krzyknęła z oburzeniem.
— Ładne włosy — powiedział, nie zwracając uwagi na jej słowa.
   Włosy Tonks były koloru różowego, aczkolwiek gdy z oburzeniem krzyczała na Remusa to zrobiły się wściekle czerwone – teraz już wróciły do wcześniejszego koloru.
— Nie czas na pogaduszki! — Wrzasnął Moody, rozglądając się wokół. — Lupin wszystko wie, więc opowie ci po drodze. Ja już muszę iść — dodał.
   Nie minęło kilka sekund, a Szalonooki pokuśtykał w stronę krzaków, a następnie się teleportował.
— Ruszajmy — powiedział z uśmiechem mężczyzna. — Najpierw deportujmy się do Hogsmeade. Może Pod Świńskim Łbem? — Zniknął.
   TRZASK. Dora poczuła delikatne szarpnięcie w okolicy pępka i chwilę później stała w wyznaczonym miejscu.
— Musimy udać się do Hogwartu. Jest ładna pogoda, więc wydaje mi się, że miło będzie przejść się. Pomimo słów Alastora, mamy sporo czasu — powiedział, po czym ruszył główną ulicą.
— Po co do Hogwartu? — Szła za nim doceniając, że zdecydował się na spacer.
— Dzięki Albusowi, Severus zgodził się przygotować pewien eliksir — zaczął niepewnie. — Nic specjalnego, coś co jest mi potrzebne. Zazwyczaj chodzę po to sam — nie zatrzymywał się.
— Mogę wiedzieć co to za eliksir?
   Remus przez chwilę milczał, jakby się zastanawiał czy jej powiedzieć.
— Wywar Tojadowy — odpowiedział spokojnym głosem.
— Wywar — zatrzymała się nagle. — Remusie?
— Jestem wilkołakiem — odezwał się w końcu mężczyzna, zwalniając. — Nie powiedzieli ci?
— Nie — ruszyła za nim tym samym tempem.
   Nimfadora się tego nie spodziewała, jednak nie czuła, żeby to cokolwiek miało zmienić między nimi. Jedyne co jej przeszkadzało w tej sytuacji to cisza – ta niezręczna cisza, której tak bardzo nie lubiła.
— A...
— To nie jest dobry moment na rozmowę o mojej likantropii — wtrącił się.
— A gdzie mamy iść po wizycie w Hogwarcie? Przypomniało mi się, że Szalonooki coś wspominał — dokończyła szybko.
   Tonks nie chciała go oceniać, bo to nie leży w jej naturze. Chciała po prostu zacząć jakiś temat, bo wiedziała, że Remus się na to nie odważy. Mężczyzna się zatrzymał, jednak nie odwrócił. Mimo wszystko Dora wiedziała, że się uśmiechnął.
— Tak — odparł. — Jednak to drugie zadanie też jest do wykonania w Hogwarcie — dodał, po czym ponownie zaczął iść, gdy tylko dziewczyna była obok.
— Co to takiego? — Dopytywała.
— Dumbledore chciał się z nami spotkać — odpowiedział.
— Wiesz po co?
— Nie mam pojęcia — uśmiechał się delikatnie co sprawiało, że Tonks czuła spokój.
   Pomimo, że tylko po delikatnych zmarszczkach wokół oczu, miała świadomość, że na jego twarzy ten uśmiech widnieje to i tak sama myśl o tym dawała jej dziwne ukojenie.
   Dlaczego jego obecność tak na mnie działa? — Zadała sama sobie pytanie i również sama sobie na nie odpowiedziała.
— Miło jest być innym — wydawało jej się, że właśnie fakt, iż oboje różnią się od reszty ludzi (ona swoją metamorfomagią) sprawia, że czuje się przy nim swobodnie.
— Tak uważasz?
— Oczywiście! Uważam, że trzeba mieć w sobie coś oryginalnego, żeby nie być nudnym i wyróżniać się z otoczeniem.
— Lubisz być inna?
— Moja matka zawsze mi powtarzała, że jeśli nie da się czegoś ukryć to trzeba to wyeksponować.
— Mądra kobieta — Remus mimowolnie uśmiechnął się, a jego twarz wyglądała dużo radośniej. — Jesteśmy.
— Faktycznie — Dora odpowiedziała, lekko zbita z tropu.
   Remus wyciągnął różdżkę i wyczarował srebrnego wilka.
— Przekaż Albusowi, że już jesteśmy — powiedział i wilk pognał przez zamkniętą bramę w stronę zamku.
   Chwilę później pojawił się w niej Snape.
— Witaj, Severusie — powiedział łagodnie Remus.
   Był już wieczór, Snape przyszedł trzymając w ręce zapalony znicz. W drugiej ręce trzymał różdżkę i za jej pomocą otworzył bramę.
— Kogo my tu mamy — uśmiechnął się drwiąco.
   Nie czekając dłużej wyjął za pomocą różdżki z kieszeni swojego czarnego płaszcza flakonik z płynem o piaszczystym kolorze.
— Dziękuję, Severusie — wziął flakonik.
— To wszystko? — Zapytał czarnowłosy mężczyzna.
— Idziemy na spotkanie z Dumbledorem — rzekł spokojnie wilkołak.
— Ah tak — powiedział Snape, po czym machnął różdżką i brama się zamknęła. — Więc chodźmy — powiedział, po czym ruszył w kierunku zamku.
   Przez całą drogę nikt się nie odezwał. Na korytarzach nikogo nie było. Snape skręcił w kierunku lochów, a Tonks z Lupinem poszli ku schodom wiodącym do gabinetu dyrektora.
— Musy świstusy — odezwał się Remus, gdy stanęli przed dwoma gargulcami.
   Pomniki poruszyły się i pojawiły się kręte schody. Stanęli na nich, a te się zakręciły ku górze. Gdy tylko się zatrzymały, oboje ruszyli w stronę dużych brązowych drzwi. PUK. PUK.
— Proszę wejść! — Rozległ się głos zza drzwi.
   Weszli do środka. Było to przestronne pomieszczenie przyozdobione różnymi przedmiotami. Naprzeciw drzwi stało obszerne biurko, a za biurkiem siedział Albus Dumbledore.
— Witaj, Nimfadoro! — Podszedł do kobiety Albus, całując jej dłoń.
— Tylko nie Nimfadoro, Albusie! — Oburzyła się.
— Oczywiście. Wybacz staremu człowiekowi, kompletnie o tym zapominam — uśmiechnął się.
— Dobry wieczór, Remusie — podszedł do Lupina.
— Dobry wieczór — powiedział spokojnie Remus, uściskając mu dłoń.
— Dlaczego chciałeś nas zobaczyć? — Zapytała Dora.
— Przede wszystkim to witam w Zakonie Feniksa — Albus spojrzał na Tonks zza swoich okularów. — Wiem, że trochę późno, ale chciałem cię powitać osobiście, a nie przez sowę — dodał swoim opanowanym głosem.
— Dziękuję — uśmiechnęła się.
— Może usiądziecie? — Odwrócił się i wyczarował podobne krzesło do tego, które już tam stało, po czym obszedł biurko i usiadł na swoim fotelu.
   Zrobili tak jak powiedział.
— Były jakieś problemy z Severusem? — Zapytał dyrektor.
— Żadnych, miły i sympatyczny jak zawsze — uśmiechnął się Lupin.
   Gdyby nie fakt, że wszyscy co znają Severusa Snape'a domyślili by się, że był to sarkazm to po delikatnym głosie Remusa nie dało się tego rozpoznać.
— Tak — odwzajemnił uśmiech. — Niestety lub stety Alastor nie mógł przyjść, więc przysłał was skoro i tak Remusie byś odwiedził Hogwart — dodał. — Sowy mogą zostać przechwycone, więc wolę się spotkać osobiście.
— Rozumiem — odparł Remus. — Chodzi o podróż Harry'ego do Hogwartu pierwszego września?
— Tak, a więc nawet i lepiej, że to wy przyszliście. Alastor już się zajął przejazdem Harry'ego z Kwatery Głównej Zakonu Feniksa na peron 9 i 3/4. Jednak chcę, żeby jedno z was, może lepiej Tonks, obserwowała Harry'ego w Ekspresie Londyn–Hogwart. Natomiast ty Remusie poczekasz na przyjazd Ekspresu w Hogsmeade, żeby upewnić się, że wyjdzie i razem go odprowadzicie do powozu. Proszę cię Remusie byś zmienił wygląd, żeby nikt z uczniów Hogwartu cię nie rozpoznał — mówił Albus.
— Dobrze — odezwali się jednocześnie.
— Doskonale — uśmiechnął się starzec.
   Albus podwinął rękaw i spojrzał na zegarek umieszczony na nadgarstku.
— Już późno! Odprowadzę was do bramy, chodźmy — wstali i ruszyli w stronę wyjścia.
   Po kilkunastu minutach Remus i Dora stali już za bramą Hogwartu. Stwierdzili, że nie opłaca się wracać do Hogsmeade, więc teleportowali się spod bramy.
   TRZASK. Równocześnie zniknęli. Po pojawieniu się na Grimmauld Place, przeszli przez zaniedbany ogródek i Tonks stuknęła różdżką w klamkę, która odskoczyła. Weszli do środka, a w progu drzwi do jadalni stała Molly.
— Już jesteście — uściskała Nimfadore, gdy ta tylko do niej podeszła. — Dawno się nie widzieliśmy.
— Tak, dobry wieczór — uśmiechnęła się.
— Witaj, Molly — powiedział Remus, po czym wszedł do jasnego pomieszczenia.
   Dora chcąc wejść za Remusem, potknęła się o próg drzwi.
— Na brodę Merlina! Nimfadoro! — Wrzasnęła pulchna kobieta.
   Po prawej stronie na korytarzu wisi obraz kobiety – matki Syriusza, która jest tylko i wyłącznie za czystością krwi. Nienawidzi Syriusza i tego, że przesiaduje tu tyle osób. Obrazu się nie da ściągnąć nawet za pomocą magii, dlatego jest przykrywana zasłoną, żeby nie wrzeszczała. I właśnie dla tego nie wolno robić hałasu w przedpokoju.
Brudne szlamy! — Krzyknęła, jednak nim zdążyła obarczyć ich większą ilością przekleństw, bo Remus zarzucił na nią zasłonę.
— Nimfadoro — powiedział swoim opanowanym głosem, pomagając jej wstać. — Powinnaś bardziej uważać — dodał.
— Dziękuję i przepraszam — powiedziała, gdy już wstała.
— Nic się nie stało — odezwała się Molly, prowadząc ją do jadalni.

W Blasku Patronusa || Remadora ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz