Nieważne, na ile sposobów umrę, nigdy nie zapomnę
Nie ma znaczenia, ile żyć przeżyję, nigdy nie będę żałować
W tym sercu jest ogień i bunt, który jest gotowy eksplodować w płomieniach
Gdzie jest twój Bóg? Gdzie jest twój Bóg? Gdzie jest twój Bóg...
-Nat ? Obudź się Natasha- Bruce potrząsał nią rozpaczliwie z przerażeniem w oczach. Chwilę po ucieczce agentów Hydry przybyła reszta drużyny. Natasha po chwili się ocknęła. Bruce z westchnieniem ulgi przytulił kobietę do siebie. Kiedy Wdowa odzyskała jasność umysłu zaczęła nerwowo się rozglądać. Wszędzie leżały ciała agentów Hydry. Nie było również Lori...Czyli to nie był sen-pomyślała zrozpaczona.
-Natasha musisz nam powiedzieć co się stało-powiedział Kapitan lekko podłamany. Najwidoczniej wiedzą już o nieobecności Lori. Natasha milczała nie wiedząc jak może powiedzieć Steve'owi o zdradzie osoby tak dla niego ważnej. Powoli układała sobie w głowie wszystkie możliwe scenariusze rozmowy szukając tego odpowiedniego, który byłby najdelikatniejszy w stosunku do Rogersa. Nie mogąc nic wymyślić milczała nadal wtulona w Bannera.-Natasha-mruknął lekko już zezłoszczony Kapitan.
-Steve-mruknął karcąco Bruce. Kapitan miał już odpowiedzieć podkreślając przy tym fakt, że życiu Loraine może coś zagrażać jednak jego nie zaczętą nawet wypowiedź przerwał głos Tony'ego.
-Chyba powinniście to zobaczyć-mruknął-przywróciłem Jarvisowi kontrolę nad budynkiem. Patrzcie co znalazł. Może wam się to nie spodobać, a szczególnie tobie Rogers-posłał mu współczujące spojrzenie po czym wyświetlił przed nimi nagranie sprzed kilkudziesięciu minut . Przedstawiało ono Loraine. Tą Loraine, która jeszcze kilka godzin temu śmiała się z nimi, rozmawiała. Ta sama, którą przez tak krótki czas zaakceptowali, polubili, zaprzyjaźnili się, pokochali... Ta sama Lori, którą przyjęli pod swoje skrzydła, którą przyłączyli do Avengers. Ta sama Lori, której ufali bez granic. Nie chcieli wierzyć własnym oczom. Bo jak ta Lori mogła ich zdradzić?
Oglądali w ciszy. Bo jak można było znaleźć odpowiednie słowa widząc coś takiego? Jak można było ułożyć chociaż jedno logiczne zdanie po tym co zobaczyli?
Nagranie urywało się w momencie rozpoczęcia strzelaniny pomiędzy Natashą, a Hydrą.
Jeszcze przez długi czas wpatrywali się tępo w ciemny już ekran. Po dłuższej chwili z transu wybudziło ich głośne trzaśnięcie drzwiami.
-Steve-zawołała cicho Natasha kiedy drzwi zatrzasnęły się za mężczyzną. Sama nie wiedziała co ma myśleć bo w końcu Loraine ją uratowała. Może to przez wyrzuty sumienia? A może to część jej planu? Teraz już niczego nie była pewna.
Po kilku godzinach cała drużyna wychodziła z sali, w której mieli przedstawić Fury'emu całe zajście. No właśnie... Cała drużyna? Czy po tym wszystkim można było zaliczać Loraine do jej członków?
Steve siedział samotnie w pokoju. Ale nie w swoim. W pokoju Loraine. W pokoju kobiety, którą pokochał. Która była dla niego wszystkim. Dlaczego zdrada tak boli? Bo tracimy cząstkę siebie. Podszedł powoli do jej szafki. Otworzył pierwszą z szuflad. Był w niej mały zeszyt i kilka tępych już ołówków. Chwycił zeszyt i powoli przekartkowywał strony. Na każdej z nich widniał szkic. Były... ciekawe... oryginalne. Każdy z nich przedstawiał niepozorne, z zasady niezauważalne postacie na, które nikt nie zwraca większej uwagi. Były tam szkice staruszków trzymających się za ręce, pani w kwiaciarni, kelnerki z poplamionym fartuchem i dzbankiem kawy. Zauważył również, że najczęściej na rysunkach powtarzał się on sam. Uśmiechnął się mimowolnie widząc niedokończony szkic przedstawiający go podczas ćwiczeń.
Odłożył zeszyt po czym otworzył kolejną szufladę, w której znajdowały się książki. Chwycił jedną z nich po czym zaczął ją kartkować. Zauważył, że niektóre litery są zaznaczone. Zaczął je zapisywać. Po przepisaniu ostatniej spojrzał na nie próbując zrozumieć ich sens.
,,Lubię nocą słuchać gwiazd. Są jak pięćset milionów dzwoneczków.''
Ale co to może znaczyć?
-Mały książe-powiedziała cicho Natasha. Nawet nie zauważył kiedy weszła. Odwrócił się w jej stronę posyłając pytające spojrzenie na co ona jedynie przewróciła oczami i podeszła do szafki-przesuń się-mruknęła przepychając Kapitana na bok. Po chwili wyjęła z szafki jedną z książek i z uśmiechem ją otworzyła. W środku znajdowała się koperta, w której ukryty był mały chip.
![](https://img.wattpad.com/cover/81314890-288-k921765.jpg)
YOU ARE READING
★Be my hope for a better tommorow★
FanfictionMam na imię Annabeth. To znaczy miałam tak na imię 12 lat temu. Od 8 roku życia nazywam się 204, a to moja historia. Historia lepszego jutra.