Robię wdech...
i upadam...
Czuję, że mój czas się kończy...
Ogień w moim sercu wypali mnie doszczętnie...
Odegrałem swoją rolę...
Dałem z siebie wszystko...
Wszystko co walcząc chcę ochronić...
zawsze ostatecznie rozsypuje się na kawałki.Otworzyłam szeroko oczy łapiąc łapczywie oddech. Widziałam jedynie ciemność. Słyszałam tylko przyspieszone bicie mojego serca. Nic więcej.. Totalna pustka. Po chwili poczułam silne ramiona i znajomy zapach. Przymknęłam oczy powoli dochodząc do siebie. Po chwili zaczęły do mnie docierać słowa wypowiadane w moim kierunku.
-Lori.. Lori powiedz coś.. Lori już dobrze. Jestem tu to tylko sen... tylko sen-szeptał w moje włosy jakby uspakajając również siebie. Steve trzymał mnie mocno przy sobie jakbym miała gdzieś uciec. Po chwili kiedy w pełni odzyskałam sprawność wszystkich zmysłów delikatnie odwzajemniłam uścisk. Przymknęłam oczy próbując wyrównać oddech. Podobnie uczynił Kapitan jeszcze bardziej zagłębiając twarz w moich włosach. Próbowałam dojść do siebie, ale widok martwego Stefana towarzyszył mi przy każdym mrugnięciu.
-Obudziłam cię...-stwierdziłam bez uczuciowo patrząc w pustą przestrzeń.
-To nic.. ważne, że nic ci nie jest Lori.
-Przepraszam-powiedziałam nie odwracając wzroku od tylko mi znanego punktu.
-Lori.. - powiedział po czym pocałował mnie w czoło-naprawdę nic się nie stało. A teraz śpij.
Po chwili Steve zaczął nami delikatnie kołysać i nucić cicho nieznaną mi piosenkę. Mimo wszystko ja jednak nie mogłam zasnąć. Nie dziś. Po jakimś czasie znormowałam swój oddech. To, że ja nie mogłam spać nie oznacza, że Rogers me przeze mnie zarywać nockę. W sumie jestem mu bardzo wdzięczna. Jest cudowny... nikt nigdy nie był dla mnie taki dobry. Steve delikatnie położył mnie na pościeli po czym pocałował w czoło.
-Co ty skrywasz Lori...-powiedział po czym delikatnie położył się obok mnie i przytulił do siebie.-dobranoc..
-Żebyś tylko wiedział...-odpowiedziałam w myślach. Kiedy Kapitan zasnął delikatnie wyplątałam się z jego uścisku po czym ustałam przed łóżkiem dokładnie lustrując wzrokiem mojego gościa. Muszę przyznać.. Steve Rogers jest idealny. Jejku.. co ja bym dała, żeby być normalną dziewczyną. Uczyć się, pracować, zakochać... być po prostu szczęśliwa, jednak nie jest mi to dane. Zaśmiałam się bez choćby krztyny radości. Szczerze? Cholernie zazdroszczę wybrance Steva. Ehh.. Wiele ludzi marzy o pieniądzach, sławie, szacunku, urodzie... Moim jedynym marzeniem jest bycie zwykłym człowiekiem. Nie wyróżniającą się z tłumu dziewczyną z ambicjami. Odwróciłam się w stronę okna. Zaczynało się przejaśniać. Podeszłam do okna podziwiając miasto budzące się do życia. Po jakimś czasie poczułam rękę na ramieniu. Odwróciłam głowę, a obok mnie stał jeszcze nie do końca rozbudzony Kapitan. Uśmiechnął się do mnie. Muszę przyznać, że wyglądało to niezwykle uroczo. Delikatnie odwzajemniłam uśmiech po czym odwróciłam głowę w stronę okna. Podobnie uczynił mój towarzysz.
-Czemu nie śpisz?
-Nie mogłam... Steve?
-Hmm?-Mruknął lustrując mnie wzrokiem.
-Dziękuję.. że jesteś.
-Nie musisz za to dziękować. Zawsze będę przy tobie kiedy będziesz mnie potrzebowała.-powiedział przyciągając mnie do siebie. Chyba tego najbardziej mi brakowało przez te wszystkie lata. Bliskości i poczucia bezpieczeństwa. Trwaliśmy tak jakiś czas.
YOU ARE READING
★Be my hope for a better tommorow★
FanfictionMam na imię Annabeth. To znaczy miałam tak na imię 12 lat temu. Od 8 roku życia nazywam się 204, a to moja historia. Historia lepszego jutra.