Stosunek Kai do marynarki

289 36 1
                                    

Dzieci wyglądały tak słodko, kiedy spały. To właśnie dzięki nim Kai przypomniała sobie, dlaczego stała się tym, kim była. Widząc bezbronne i niczemu winne istoty cierpiące i porzucone lub zapomniane, serce jej się krajało. Marynarka jednak "nie miała czasu", by się nimi zajmować, a więc dziewczyna musiała wziąć sprawy w swoje ręce. Wielokrotnie słyszała z ust swojego przyjaciela z marynarki, że przecież mogła by to zmienić. Cały czas to zmieniam. Ale moje stanowisko nie ma nic do tego. On jednak stale o nim powtarzał.

- Jeśli staniesz na szczycie marines, a masz ku temu warunki, będziesz w stanie zniszczyć stary porządek! - mówił jej Hideo wielokrotnie. Ile jednak zdążyło minąć lat, odkąd przestała w to wierzyć? W dodatku z każdym kolejnym dniem nawet Hideo tracił nadzieje, że to możliwe. Jednakże on widział w marines większą nadzieję niż Kai. Trzeba doszczętnie zniszczyć tą organizacje i stworzyć nową - niezależną i sprawiedliwą. Jednakże czy na tym świecie mogło istnieć coś tak absurdalnego jak sprawiedliwość? A nawet jeśli to kto zająłby to zaszczytne miejsce i decydowałby o niej?

Kai od małego uczyła się na jedną z członkiń marines. Poznała tą organizację bardziej niż wielu mogłoby podejrzewać. Widziała jej zalety, jednak minusy przeważały. Może gdybym tak jak inni nie stykała się tak bardzo z tym całym okrucieństwem, wciąż wierzyłabym, że to możliwe? Że można uratować ten świat? Że mamy jakiekolwiek prawo głosu? Że ludzie, chcący pomóc, naprawdę są do tego zdolni i nikt ich za to nie skróci o głowę, nie zacznie katować, oskarżać, ani osądzać, nie porzuci w ciężkiej chwili?

Krótko po przymusowym dołączeniu do marines, leżąc w łożu i pragnąc zasnąć, powtarzała w głowie swoją własną modlitwę. "Skorumpowani, obojętni i słabi muszą utracić swoją pozycję. Boże zniszcz tych, którzy przestali dostrzegać cel, jaki niegdyś niosła ze sobą marynarka."

- Niegdyś - rozbrzmiało echo w  jej głowie. Kiedy jednak owo "niegdyś" istniało? Kiedy miałam cztery lata - odpowiedziała sobie dziewczyna. Porzuciła jednak tę myśl. Rozpamiętywanie starych przekonań z przeszłości nie miało już znaczenia. Zwłaszcza w tej chwili.

- Luffy - odezwała się nieco niepewnie. Miała wrażenie jakby jej głos zadrżał nienaturalnie.

Chłopak zwrócił twarz w jej stronę. Miał ogromne oczy, które nie zdradzały jego myśli. Wyglądał tak samo przyjaźnie, jak na liście gończym. Ten fakt sprawiał, że Kai było jeszcze trudniej rozmawiać. Zawsze podziwiała Słomkowego i nawet znając wszystkie pogłoski o nim, nie spodziewała się, że będzie takim człowiekiem. Możliwe, że dzięki temu jej szacunek do niego wzrósł, lecz równocześnie przestraszyła się, gdyż nie miała nigdy kontaktu z takimi ludźmi. 

- Idziemy? - spytała.

Zobaczyła przyjazny grymas.

------------------------

Ogień walki trwał. Kai widziała skaczącego Smokera i Tashigi, która nie bardzo umiała poruszać się w obcym ciele. Starcia między członkami marines a sługami Ceasara nadal nie dobiegały końca. Czy naprawdę wszystko musi się koniec końców sprowadzać do walki? - zastanowiła się, sięgając za miecz upuszczony przez jednego z pokonanych. Ruszyła do przodu, chcąc mieć już to za sobą.

Kule, ani tarany nie pomagały. Musieli więc jak najszybciej skończyć walkę, by jeszcze mając jakieś siły, móc wreszcie dostać się do środka. Z każdą chwilą Smoker denerwował się coraz bardziej. Dlatego też krzyczał jeszcze silniej i groźniej niż zazwyczaj. Nic dziwnego - nie mógł korzystać z mocy swojego owocu, Tashigi okazała się bezużyteczna, jeśli nie stanowiła dodatkowej przeszkody, a jedyne zadanie - i jedno z ważniejszych - jakie spoczęło na kilka losowych marynarzach wciąż czekało na zrealizowanie. Gdyby miał swoje ciało, już dawno temu by tam wszedł - to również go irytowało.

Kai wiedziała, że używając swoich mocy mogłaby w jakiś sposób wedrzeć się do środka. Zależało jej na tym, gdyż dzięki temu zdobyłaby szanse na pokonanie Ceasara, a także na pomoc dzieciom, które przez tak długi czas były zamknięte w laboratorium, jednakże oznaczałoby to zdemaskowanie się. Mogę jeszcze trochę pomóc jako Kai. Jeśli tak łatwo dam się ponieść, starania o to, by Zamaskowana została także Nieuchwytną pójdą w diabły.
Dzięki temu, że aż do tej pory nie zdemaskowała się, pomogła wielu ludziom. Miała więc świadomość, że zostając przy tym, co działo się obecnie, okaże się o wiele bardziej pomocna dla osób, które potrzebowały jej pomocy. Oprócz tych dzieci. Ale cel uświęca środki. Przynajmniej od i do pewnego momentu.

Ruszyła naprzód. Puki co nie oberwała zbyt mocno, jednakże ze względu an większą liczbę klonów działających jako "prawdziwe" Kai, była zmuszona do większej roztropności. Każdy atak i za słaba obrona mogłyby za skutkować utratą jednego czy dwóch klonów, a na to, nie mogła sobie pozwolić. Niemniej jednak próba załatwienia wszystkiego w sposób szybki, natychmiastowo przemieniłaby jej długotrwały plan w zwyczajną farsę.

Muszę grać swoją rolę. Rolę Kai z marines. Kai, nie mająca do czynienia z klon-klon owocem. Kai nienawidzącą piratów i brzydzącą się ich "fachu". Kai niepragnącej sławy, podziwiającej oficerów i wszystkich innych dowódców. Kai będącej nazbyt dumną, stabilną i opanowaną, by pozwolić się łatwo sprowokować. I Kai zbyt silną, by przegrać.

Pierwszego z przeciwników zaatakowała w głowę, a kolejnego cięła na skos. Kolejnym jednak razem została zmuszona do defensywy, lecz szybko powróciła do ataku, wiedząc, że to on jest najlepszą obroną. Nie przestawała napierać. Z każdą chwilą znajdowała się bliżej drzwi, a droga, którą kroczyła wytyczona była przez szlak poległych przyozdobiony krwią, śliną i wymiocinami tych, którzy zbyt mocno oberwali w brzuchy i zwrócili to, co jedli. 

Widząc dziwaczne sylwetki zastanawiała się, jak wiele mają one wspólnego z Lawem i czemu chłopak pomógł przemienić ludzi w te stwory. Cała armia składała się bowiem z chimer ludzi ze zwierzętami. Chłopak dzięki swojej mocy, mógł niemalże dowolnie bawić się ludzkimi ciałami, przedmiotami, przestrzenią... Zaginał ją, tworzył inaczej, zmieniał.

To jednak nie był czas na myślenie o tym, a na walkę. Kai odrzuciła więc miecz, który stępił się już na tyle, że nie dało się już nim walczyć. W mig pochwyciła kolejną broń - obusieczny topór z miękką, dobrze układającą się w ręce rękojeścią - i pognała dalej w ten szaleńczy wir krwi i ofiar.

-----------

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Odcinek, na podstawie części którego pisany był ten rozdział, to 595.



Dziewczyna z kataną.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz