Forteca

466 54 10
                                    

Kiedy znalazła się w swoim pokoju,szybko zajrzała do szafy. Pod ubraniami marines, jakie na co dzieńnosiła, odnalazła takie, których nikt nigdy na niej nie widział.Wśród nich znalazły się długie, skórzane spodnie w ciemnymkolorze, biała, obcisła bluzka odkrywająca brzuch, na której znajdowały się wzory naśladujące bandaże, lecz nimi nie były, atakże krótkie botki.

Dziewczyna jeszcze raz upewniła się,że nikt jej nie widzi, po czym delikatnie dotknęła lewą dłoniąsamej siebie w okolicach szyi. Przymknęła delikatnie oczy i skupiła się na tym, co chciała zrobić.

- Replikacja – szepnęła cicho, rozchylając delikatnie powieki. Gdy tylko to zrobiła, zauważyła postać, która wyglądała zupełnie tak samo, jak ona.

Za każdym razem,gdy kopiowała samą siebie, znajdowała się w dziwnym stanie.Widziała wszystko z ich obu perspektyw - swojej oraz klona.Potrafiła skupić się tylko na jednej z nich, a potrafiła na obu,nie tracąc na tym ani trochę. Wiedziała, że klon czuje to samo,bo przecież nim sterowała, była nim tak samo, jak sobą. Czasamijednak nadal nie miała co do tego pewności.

Nieminęło wiele dni od momentu, w którym zdecydowała się zjeśćszatański owoc. Nie zdążyła jeszcze do niego w pełni przywyknąć, leczmimo to cieszyła się z mocy, jaką jej dał. To dzięki niej jakośwybaczała sobie klątwę, jaką została obdarzona. Przeklętaprzez morza – mówiła sobiejeszcze czasami, płacząc. Cena, jaką poniosła była ogromna,zarówno dla członka marynarki jak i dla pirata stanowiło to jednoz największych wyrzeczeń – nie moc wejścia do wody.

Ale cieszę się. Teraz dzięki temumam okazję – jedyną, niepowtarzalną – spotkam SłomianegoKapelusza.

Kopia poleciała nagórę, dalej obserwować pokład, podczas gdy oryginalna Kai zaczęłasię przebierać. Gdy spodnie, bluzeczka oraz buty znalazły się jużna jej ciele, a strój marines został rzucony gdzieś na łóżko,dziewczyna złapała za krwisto-czerwony szal i oplotła go nawysokości ust. Zawiązała go silnie i tylko modliła się o to, bywytrzymał. Poprawiła włosy, wiążąc je silnie, a zaraz po tymsięgnęła po długi płaszcz, lecz nie ten, który miała na sobiewcześniej, a zupełnie inny, obawiając się, że nawet on może jązdradzić.

Nastolatka bałasię Smokera na tyle mocno, że nie chciała nawet myśleć o tym, coby się stało, gdyby ją rozpoznał. Wolała więc nie ryzykować iukryć swoją tożsamość, jednak nie miała tutaj żadnej maski.Szybko podkreśliła oczy czarną kredką, co zajęło jej zaledwiekilka sekund, lecz dzięki niej, oczy dziewczyny zmieniły minimalnieswój kształt.

Dziewczynapoprawiła jeszcze swoje katany, a także szereg innych broni jaki zesobą wzięła, po czym ruszyła przed siebie.

Przez kilka chwil, zastanawiała się co ją czeka  dalej, lecz właśnie wtedy usłyszała dobijających się do dziwacznej kwatery członków marines. Przez cały czas, kiedy biegła przed siebie, śledziła ich. Trzymanie odpowiedniej odległości i nadrabianie czasu nie stanowiło dla niej najmniejszego problemu, a więc teraz, gdy znalazła się już blisko, zwolniła. Łatwo odnalazła miejsce, w którym mogła się skryć. Położyła się na chłodnej ziemi, wyłożonej mroźnym, białym puchem, ani na chwilę nie tracąc z oczu wojowników. Co prawda chłód przeżerał ją, lecz nie miała czasu o tym myśleć. Dopiero co napotkała na coś, o wiele bardziej zajmującego niż głupie warunki atmosferyczne.

Co się tam dzieje? - Żałowała, że nie jest w stanie usłyszeć tego, co mówili stojący przed ogromnymi drzwiami mężczyźni. Z tego co robili, domyśliła się, że starają dobić się do środka, lecz ciekawiło ją dlaczego Smoker nie zwraca na to uwagi. Hm, z początku nawet nie wiedziałam, że jest tu jakakolwiek budowla. Miała to być opuszczona wyspa. Nie mieliśmy spotkać tu nikogo. Nikogo prócz Słomianych. A tu? Jakim cudem ktokolwiek tu mieszka? - Pytała siebie raz po raz, jednak nawet nie marzyła o tym, że ktokolwiek mógłby jej na to odpowiedzieć.

Nagle ogromne drzwi otworzył się. Ich skrzypienie dotarło nawet do Kai. Natychmiast podniosła się na kolana.

- Co się tam...! - Przerwała jednak szybko. Spojrzała na postać, która wyłoniła się zza drzwi. Gdyby nie fakt, że znała już tą osobę wcześniej, widziała ją nieraz i wielokrotnie o niej myślała, może nie poznała tego człowieka. Ale tak się nie stało. - Ja...jak... jak to?! Co on tu robi?! - zakryła sobie gwałtownie usta dłońmi. Z trudem powstrzymywała się od płaczu oraz od krzyków. W głowie słyszała wyłącznie zaplatające się słowa, które jeden-jedyny raz w życiu usłyszała od niego i których nigdy nie zapomniała. - Co on...? Trafalgar.... Law.... Jeden z... z Shiczibukai.... Co on tu robi?

Kai powróciła do poprzedniej pozycji. Przyglądała się Trafalgarowi, a także Smokerowi. Nie dziwiła się, że marynarze odskoczyli na sporą odległość, gdy tylko zobaczyli owego bruneta, przecież ona sama nie wytrzymała i gwałtownie się poruszyła.

Mogłabym ich podsłuchać - pomyślała Kai, starając się jednocześnie uspokoić, a także skupić na Smokerze i Taraglafie - ale to zbyt ryzykowne. I problem w tym, że nawet nie wiem przed kim z tej dwójki miałabym się bać. Po jakiej stronie bym nie stanęła - spór.

Patrzyła i patrzyła, jak Biały Łowca i Chirurg Śmierci rozmawiają. Trafalgar - spokojny jak zawsze, ale też bezczelny, co widziała w jego zachowaniu, a Smoker - zaciskający pięści ogromny mężczyzna, mający co najmniej dwukrotnie szersze ramiona od swojego rozmówcy... Co zamierzali zrobić? Czyżby chcieli się bić? Czy rozwiążą to w pokojowy sposób?

Nagle jednak stało się coś jeszcze bardziej zaskakującego. Zza pleców Lawa wyleciało kilka... nie! ...kilkanaście. Kilkanaście postaci wyskoczyło właśnie na dwór z fortecy. Maleńkie dzieci, a także olbrzymie, a wśród nich ludzie, których nikt się nie spodziewał, mimo że powinien. Nami, zwana Kocią Złodziejką oraz Czarnonogi Sanji wyglądali na jeszcze mocniej zszokowanych od kogokolwiek innego. Krzyczeli coś do siebie głośniej niż wcześniej marynarze, a gdy tylko skończyli, biegiem wrócili do środka.

Nawet Law się zdziwił. A więc nie pracują ze sobą. Gdyby tak było albo tamta dwójka nie wybiegła, by tak nagle na dwór jak idioci, bo to nie Luffy, albo Law cokolwiek by wiedział o ich dziwacznym znalezieniu się tutaj. A on jest tak samo zdziwiony, jak ja... A może nawet i bardziej.

Dziewczyna wolno podniosła się z kolan.

Słomiane kapelusze naprawdę tu są. Nie dbała już o to, czy ktokolwiek ją widzi, czy też nie. Teraz liczyło się tylko jedno - spełnienie marzenia. Skoro tak, gdzieś tutaj jest też ich kapitan, a ja zamierzam go znaleźć, nawet za cenę życia, a może i jeszcze większą.

--------------

Nie wiem czy ktokolwiek czyta informacje, które wrzucam na wattpada, ale wyjaśniałam tam powód, dla którego nie było rozdziałów. Otóż... tam-ta-ra-dam... mam rozwalony komputer i przez to nie działa mi między innymi wattpad oraz wszystko inne. Puki co udało mi się coś wykombinować, ale nie mam bladego pojęcia, czy do niedzieli uda mi się wrzucić jeszcze jeden rozdział, ale spróbuję :3 Dziękuję, że czytacie i nie zniechęciliście się tym, że nic nie dodawałam przez tak długo, ale myślę, że za jakiś czas MOŻE uda się wrócić do normy :/ Tym czasem trzymajcie się i do następnego! :)


Dziewczyna z kataną.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz