Ręka Johna zawisła nad pustą kartką. Siedział w swoim pokoju pogrążonym w półmroku już od 5 minut zastanawiając się jak powinien zacząć. Od dłuższego czasu pisał bloga, więc myśl że to co napisze zostanie przeczytane, mocno zagnieździła mu się z tyłu głowy. Tym razem jednak miało być to co innego. Zapis w notatniku? Dziennik? Może pamiętnik? Jego prywatne myśli, których zdecydowanie nie ma zamiaru nikomu zdradzać. Jednak musiał je z siebie wyrzucić, nawet jeśli na bogu ducha winny kawałek papieru. Zaczął więc wprost:
"Sherlock zaczął się ostatnio dziwnie zachowywać. To znaczy dziwniej niż zazwyczaj o ile to w ogóle możliwe. Zaczęło się od sprawy kradzieży" [...]
Ręka znów zawisła nad kartką nieruchomo. Mycroft, brat Sherlocka stanowczo zakazał Johnowi opisywania tego przypadku komukolwiek, w jakikolwiek sposób. Nawet zagroził mu na swój wyniosły sposób, za co Sherlock niemal wyrzucił go z 221B. Jednak sama sprawa była dla niego zbyt ciekawa, by zignorować ją jedynie na złość bratu.
"Mycroft wysłał nas do południowej Szkocji, gdzie w przeciągu kilku dni Sherlock zdołał namierzyć złodzieja i zapędzić go w kozi róg. Coś jednak poszło nie tak. Pojawiła się jeszcze jedna osoba, a ja nawaliłem. Dałem się podejść jak amator, który dał się zrzucić dwa piętra w dół po schodach i jeszcze do tego stracił przy tym przytomność. Gdy się ocknąłem byłem już w karetce. Głowa bolała niemiłosiernie i nigdzie nie widziałem mojego współlokatora.
Ostatecznie nie udało się schwytać złodziei, przez co Sherlock nie rozwiązał do końca swojej zagadki. A wszyscy wiedzą jak reaguje na zhańbienie swego imienia niedokończoną sprawą. Nie odzywał się do nikogo przez 4 dni, już po tym jak wróciłem ze szpitala do domu.
Od tamtej sprawy Sherlock nie zabiera mnie już ze sobą w teren. Owszem, nadal razem przyjmujemy jego klientów na Baker Street, nie ma też nic przeciwko bym towarzyszył mu na miejscach zbrodni zabezpieczonych przez policję, czy w laboratorium w Barts. Z początku myślałem, że chce dać mi chwile bym wrócił do formy po urazie głowy. Jednak minął już ponad miesiąc, od dwóch tygodni nie mam żadnych dolegliwości. Na miłość boską jestem lekarzem, do tego wojskowym, wiem kiedy mogę wrócić w teren. Sherlock tym bardziej powinien to wiedzieć, jest w końcu najbystrzejszą osobą jaką dane mi było spotkać. Może zacząłem mu przeszkadzać? W końcu to moja wina, że tamta dwójka uciekła.
Prawda jest też taka, że od samego początku Sherlock nigdy nie potrzebował mojej pomocy. No może z dwoma, czy trzema wyjątkami gdy ratowałem jego lekkomyślny tyłek.
Skłamałem. Nie wszystko jest w porządku. Inaczej nie pisałbym tego o tak wczesnej (a może późnej?) godzinie. Od dobrych dwóch tygodni znów budzę się w środku nocy. Odkąd poznałem Sherlocka zdążyłem zapomnieć jak uciążliwa potrafi być bezsenność. Do tego...
W trzecią bezsenną noc, kiedy już nie mogłem wytrzymać w łóżku przewracając się poraz n-ty z boku na bok, zszedłem do salonu gdzie zastałem Sherlocka szykującego się do pierwszego pociągnięcia smyczkiem. Od razu zrobił urażoną minę mówiąc, że jeszcze nawet nie zaczął, a ja już przyszedłem go uciszać. Jakie było jego zaskoczenie, gdy poprosiłem by zagrał coś spokojnego i usiadłem na swoim fotelu. Odpowiedział mi muzyką, miękką i trochę nostalgiczną, która szybko pokonała moją bezsenność. Następną rzeczą jaką pamiętam był Sherlock pochylający się nade mną i szepczący coś o przeziębieniu. Nie pamiętam do końca jak, ale z fotela trafiłem do jego łóżka. Sherlock spał obok mnie (oczywiście kompletnie nagi, co było dla niego normalne) trzymając kurczowo moją dłoń. Dopiero po południu, gdy wstał zawinięty w prześcieradło, zapytałem go jak tam trafiłem.
- To było łatwiejsze niż wnoszenie cię na górę do twojej sypialni. Nie mogłem przecież zostawić cię w fotelu. Mógłbyś się rozchorować, a to nie sprzyja leczeniu się ran - odpowiedział i na tym zakończyliśmy temat.
Tego samego dnia mało nie wysadził domu w powietrze przez jeden ze swoich eksperymentów, więc przynajmniej tyle zostało po staremu.
Przez kilka kolejnych dni męczyła mnie nowa rutyna bezsenności. Sherlock dostał sprawę morderstwa, od której trzymał mnie na dystans. Prawie w ogóle nie bywał w domu, za to pani Hudson przychodziła do mnie codziennie z gotowym posiłkiem, lub herbatą. Chciałbym móc myśleć, że robi to jedynie z troski o mnie, a nie o mieszkanie. Ciągle mi przypomina o moich zawrotach głowy, które miewałem na początku, więc pewnie martwi się że korzystając z palników w końcu coś podpalę.
Przez trzy dni przesypiałem w nocy nie więcej niż godzinę. Czwartej nocy już w ogóle nie mogłem zasnąć. Było jakoś przed trzecią, kiedy zszedłem do kuchni napić się wody. Stałem tak w ciemnościach ze szklanką w ręku, gdy drzwi od sypialni Sherlocka uchyliły się. Nie wyszedł jednak do mnie, sądząc po odgłosie jakie wydało jego łóżko zaraz do niego wrócił. Właściwie sam nie wiem czemu zajrzałem do jego sypialni. Już miałem wrócić do siebie, gdy usłyszałem jego nieco zaspany, ale stanowczy głos, każący mi położyć się obok niego. Byłem wtedy tak bardzo zmęczony, że naturalnym wydało mi się skorzystanie z tego zaproszenia. Ostatnią rzeczą jaką chciałem, był powrót do zimnego łóżka, w którym nie mogłem zasnąć i co pięć minut sprawdzałem na telefonie, która jest godzina.
Wsunąłem się pod pościel. Na całe szczęście Sherlock mał tym razem na sobie spodnie od piżamy. Zasnąłem praktycznie natychmiast, gdy tylko poczułem jego dłoń na swojej. To wygląda gorzej zapisane, niż brzmiało wypowiedziane w mojej głowie...
Teraz taka sytuacja to codzienność, o ile Sherlock jest w domu. Za każdym razem, gdy idzie spać praktycznie bierze mnie ze sobą, jak dziecko przytulankę. Gdy wstaje nad ranem by grać na skrzypcach, opuszcza sypialnie ostrożnie, tak by mnie nie obudzić. Oczywiście budzę się gdy tylko puszcza moją rękę, ale staram się nie dać tego po sobie poznać. Choć dobrze wiem, że zauważył. Jemu nic nie umknie. Jednego wieczora, gdy miał skrzynkę mailową zawaloną wiadomościami od klientów, zabrał laptopa ze sobą do sypialni, zasypiając słuchałem jak odpisuje im jedną ręką.
Wczoraj rano obudziłem się w pustym łóżku. Musiało być to zaraz po tym jak Sherlock wyszedł, bo chwilę później do pokoju wpadła pani H. ze świeża pościelą.
- Oh rety, przepraszam Cię skarbie. Widziałam jak Sherlock gdzieś wychodzi i przyjęłam że sypialnia jest pusta.
Próbowałem jej wyjaśnić że to nie jest to co sobie pomyślała, ale chyba to do niej nie docierało. Szczególnie, że wychodząc kazała mi samemu wyprać pościel."
John oparł się o oparcie krzesła i przetarł oczy, które piekły go ze zmęczenia. Tej nocy praktycznie nie spał, przez to że Sherlock wyszedł nie wiadomo gdzie i nadal nie wrócił. John wziął swojego laptopa i zszedł do salonu. Usiadł w fotelu i wznowił opisywanie ostatnio rozwiązanej sprawy na blogu. To była krótka i (według Sherlocka) nie godna wychodzenia z domu sprawa. Opisanie jej zaś zajęło Johnowi dobrą godzinę. Gdy w końcu skończył, zdążył tylko wstawić wodę na kawę, kiedy do mieszkania wpadł Sherlock narzekający na swojego brata, który "zmarnował mu cenny czas". Mimo jego fatalnego nastroju, John odetchnął z ulgą.
CZYTASZ
Przypadek Johna Watsona
FanfictionCodzienne życie na Baker Street zaczyna się zmieniać, tak jak relacja między wspaniałym detektywem i jego bloggerem. A wszystko przez te głupie koszmary sprzed lat. Pierwsza część czegoś większego. Mam nadzieję że czytając będziecie się tak dobr...