13

5.9K 591 448
                                    


Zbliżała się trzecia, kiedy przed drzwiami z numerem 221B zatrzymał się samochód, z którego wysiadła dwójka mężczyzn. Wyższy z nich powiedział coś jeszcze do kierowcy i wraz z towarzyszem weszli do budynku, gdzie w progu przywitała ich głucha cisza, oraz pogaszone światła. Cicho wspięli się po schodach, odzywając się do siebie dopiero po przekroczeniu progu swojego salonu.

- Padam z nóg - ziewnął John zasłaniając usta dłonią. - Przez tę drzemkę czuję się tylko bardziej zmęczony i mam sztywny kark.

- Nie narzekaj John, w końcu to twoja wina, że tyle nam to zajęło. Moglibyśmy wrócić dobrze ponad godzinę temu, gdybyś tylko zostawił pannę Julie pod opieką policji, gdy ta w końcu przyjechała.

- Helen, Sherlock. Julia to jej zmarła siostra - poprawił go od niechcenia, rozmasowując sobie jednocześnie mięśnie szyi. Przeszedł do kuchni i nalał wody do szklanki, którą opróżnił duszkiem.

- Zawsze patrzysz na niepotrzebne szczegóły John. - Sherlock usiadł na krześle po przeciwnej stronie stołu i oparł łokcie o blat. Podpierając brodę na złączonych dłoniach, obserwował badawczo swojego partnera, który teraz sączył powoli zawartość ponownie napełnionej szklanki. - Powiedz mi, jaką to robi różnicę, która z nich jak miała na imię? Nie była to niezbędna informacja do rozwiązania tej sprawy, a tylko zaśmieca umysł.

John zaśmiał się pod nosem, sam nie do końca rozumiejąc czemu i odłożył szkło do zlewu.

- Może i nie - zaczął, opierając się tyłem o szafkę z obawy, że gdy usiądzie, od razu zaśnie - ale wydaje mi się jednak naturalnym, że zapamiętuje się takie szczegóły. Chociażby po to, by przypadkiem nie nazwać kogoś imieniem jej dopiero co zmarłej siostry. Albo kiedy wyjaśnia się policji w jakich okolicznościach znaleziono ciało jej ojczyma. Tak samo jak naturalnym jest poświęcić trochę swojego czasu, by nie musiała samotnie czekać na przyjazd kogoś z bliskich. Hele- zasłonił dłonią ziewnięcie i przetarł załzawione oko. - Helen przeszła naprawdę wiele przez ostatnie cztery dni, przynajmniej tyle mogłem dla niej zrobić. Poza tym, nie musiałeś z nami czekać. Mogłeś mnie tam z nią zostawić i samemu wrócić do domu, jak to zresztą często zdarza ci się robić.

Sherlock spojrzał na niego zaskoczony, a jego jasne oczy błysnęły irytacją.

- Oczywiście, że nie mogłem - odparł natychmiast, oburzony. - Przez godzinę pozwoliłeś jej płakać w swoje ramię, cały czas trzymając ją za rękę. Za łatwo jest cię zauroczyć, by zostawić cię sam na sam z... cóż, z kimkolwiek.

- Co? Wcale nie! Ja-

Sherlock uniósł do góry jedną brew i spojrzał wymownie na Johna, czym skutecznie zamknął mu usta.

- John, mi się to udało po niecałych dwóch godzinach naszej znajomości. - Jego głos był szorstki, ale spokojny. Jakby tłumaczył coś banalnego z dziedziny, na której druga strona powinna się doskonale znać. - Z tamtą dziewczyną z wczoraj też bardzo szybko się do siebie zbliżyliście, nawet pozwoliłeś jej przyjść dziś do swojej pracy. Do miejsca, gdzie ja dostałem od ciebie wyraźny zakaz pokazywania się, chyba że moje życie będzie zagrożone - dodał z wyrzutem i wlepił oczy w stojący obok Johna czajnik.

- Nie żeby coś to dało, prawda? Ale w przeciwieństwie do ciebie, ona nie wpadła tylko po to, by pograć w planszówki.

- Nuda też zabija - burknął pod nosem detektyw, a następnie, zupełnie jakby ktoś nagle zmienił mu częstotliwość, dodał już swoim codziennym tonem - John zrób nam herbaty.

Opierający się o blat mężczyzna westchnął tylko i wcisnął odpowiedni guzik urządzenia wypełnionego do połowy wodą. Światełka zapaliły się na niebiesko, a on wyprostował się do pionu i ruszył przez kuchnię.

Przypadek Johna WatsonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz