Sherlock obserwował uważnie Johna, to było takie oczywiste że kłamał. Nawet kretyn z zerową zdolnością obserwacji, by to zauważył. Tylko czemu? I skąd brało się to dziwne przygaszenie w jego oczach?
Przeszedł kilka kroków, obchodząc stół od drugiej strony, cały czas wpatrując się w spuszczoną głowę Johna.
- Może chcesz się przerzucić na dokumentację sekcji zwłok? - zapytał, a dreszcz przebiegł wzdłuż jego ciała, gdy ich spojrzenia się spotkały.
Jeszcze przed chwilą, zmęczone od nudy i braku snu oczy nagle zapłonęły czymś w rodzaju pozytywnego zaskoczenia. Odbijające się w błękitnej tęczówce płomyki palnika tylko potęgowały ten hipnotyzujący efekt.
Nagle z zamyślenia wyrwał go John swoim trochę za głośnym chrząknięciem.
- Sherlock? - odezwał się wyraźnie zaniepokojony - Kiedy ostatnio spałeś, albo jadłeś? - zapytał zapalając światło i odłączając gaz pod zagotowanym już mlekiem.
- Nie ważne. Chodź! - odpowiedział z uśmiechem, łapiąc blondyna za rękę i wciągając do salonu. Posadził go w fotelu i zaczął grzebać w stosie dokumentów, książek i notatek znajdujących się na stole. - To teczka naszej denatki - podał Johnowi pożółkłe, wyraźnie nadgryzione przez ząb czasu papiery i gestem nakazał mu ich przejrzenie. - Ostatnimi czasy często chodziła po lekarzach, głównie do onkologów. Mądrze, patrząc na skłonności do nowotworów w jej rodzinie. Pięć osób od jej strony zmarło na nowotwór złośliwy. Zaś z jej badań wynika, że była zupełnie zdrowa.
- Nie psychicznie - wtrącił John przerzucając kolejne kartki. - To wygląda na rodzaj hipochondrii. Pięć wizyt lekarskich w ciągu dwóch miesięcy u różnych onkologów to nie jest rozsądna liczba... Ale hipochondrycy nie zabijają od tak swoich dzieci - dodał po chwili zastanowienia widząc sugestie wypisaną na twarzy detektywa.
- No właśnie, więc czemu?
Sherlock uśmiechnął się do niego półgębkiem wyraźnie wyczekując dalszego ciągu. Widząc to lekarz westchnął tylko lekko i wrócił do lektury.
- Sekcja zwłok córek wykazała że jedna z nich miała infekcje gardła, z pewnością dużo kaszlała - podpowiedział Sherlock, jednak John jakby go nie usłyszał. Gapił się tylko tępo w papier z odpisem sekcji pogrążony we własnych myślach. Nawet nie zauważył, gdy krążący do tej pory Sherlock kucnął tuż przed nim - John nie przydasz mi się jeśli nawet nie będziesz mnie słuchać. Mów co widzisz. Przyda mi się druga opinia lekarza.
On jednak nadal milczał, więc Sherlock położył na jego dłoni swoją i lekko ścisnął. John nagle oprzytomniał, spojrzał na rozmówcę rozcierając skroń wolna dłonią.
- Wybacz, po prostu miałeś rację z tym że źle sypiam. To że śnił mi się dziś Afganistan też zgadłeś.
- Nie zgadłem, zobaczyłem - poprawił go odruchowo. - John, jeśli nie czujesz się na siłach...
- Nie, skąd! - zaskoczył - Brakowało mi tego. Tylko, ten dzisiejszy sen, albo raczej wspomnienie. Przed oczami nadal mam te afgańską matkę i jej dzieci. Pamiętam jak błagała mnie o szybką i bezbolesną śmierć dla swojej rodziny. Wolała kulkę w tył głowy od ciągłego głodowania, czy strachu, że ktoś w końcu wysadzi ich dom... z nimi w środku... Ała! - syknął nagle czując jak przez żelazny uścisk dłoni rozmówcy z jego ręki odpływa krew. - Sher-
- Tak! - zawołał detektyw zrywając się na równe nogi i pociągając za sobą przyjaciela, który wylądował w jego objęciach. - Właśnie dlatego cię potrzebuje John! Bierz kurtkę, musimy zdążyć zanim skremują zwłoki! - wykrzyczał wrzucając na siebie swój płaszcz.
- Chcesz bym z tobą jechał? - wypalił głupio, a jego oczy po raz drugi tego wieczora zabłysły jasno.
- Oczywiście że tak, inaczej bym ci tego nie proponował. Morderca już nie żyje, więc szanse, że znów zostaniesz ranny są zerowe. - Odparł patrząc badawczo na twarz, którą pokrywał coraz mocniejszy rumieniec. Westchnął cicho. - Myślałeś, że czemu sam jeżdżę do bezpośrednich konfrontacji z podejrzanymi?
Blondyn skrzywił się widząc, że jest dla Sherlocka więcej jak otwartą księgą. Ten mężczyzna czytał z niego jakby miał bezpośrednie połączenie z jego umysłem. Odruchowo odwrócił od niego spojrzenie bojąc się, że na wierzch wyjdzie jak bardzo ucieszyła go wieść, że pan Uczucia To Defekt Przypisany Przegranym się o niego martwił.
- Przez ponad tydzień się do mnie nie odzywałeś. - odezwał się wreszcie zakładając na siebie kurtkę. - Myślałem że jesteś na mnie zły, czy coś...
- Mamy jakąś godzinę do otwarcia krematorium, więc lepiej się pośpiesz - odparł zupełnie bez emocji, zawiązując szalik na szyi i stawiając kołnierz płaszcza na sztorc.
"Więc jednak się gniewał" - zaśmiał się John gorzko sam do siebie idąc za detektywem, gdy nagle sobie o czymś przypomniał.
- Sherlock daj mi chwile, muszę tylko dać znać Sarah, że nie dam rady zjeść z nią dziś śniadania.
- Kim jest Sarah? - Sherlock odwrócił się do Johna marszcząc brwi.
- Lekarzem ze szpitala, w którym leżałem dwa dni? Mam nadzieje, niedługo moją dziewczyną?
Sherlock spojrzał na niego z dezaprobatą, mruknął coś niezrozumiałego w odpowiedzi i zbiegł po schodach wołając do pani Hudson, by przytrzymała taksówkę, którą właśnie podjechała.
Pojechali prosto do krematorium, gdzie przy wejściu wpadli na pracownika, który właśnie szykował się do rozpoczęcia pracy. Po kilkunastu minutach wyjaśnień kim są i co tu robią, oraz po wykonanym telefonie do właściciela zakładu, pracownik w końcu wpuścił ich do środka. Gdy tylko znaleźli się przy trzech ciałach, Sherlock rozpiął worek ze starszą dziewczynką i zaczął oglądać dokładnie jej ciało.
- Czego szukamy? - zapytał go John śledząc wzrokiem dłonie detektywa wędrujące teraz wzdłuż ramienia.
- Guzka, narośli, czegoś co matka mogła pomylić... John, tu pod brodą! - zawołał przyciągając dłoń lekarza do miejsca, w którym wyczuł małą górkę. - Opinia zawodowa?
John obejrzał dokładnie wskazane miejsce i po wykonaniu szybkiego testu mógł z pewnością wydać werdykt.
- To cysta, rozległa na około pół cala, głęboko osadzona, blisko krtani. Wydaje się, że jeszcze przed nastąpieniem zgonu była mocno zbita.
- Matka uznała ją za zmianę nowotworową. Jak sam mówiłeś była hipochondryczką. Sam kaszel dziewczynki sprawił, że próbowała zapisać ją do onkologa bez wcześniejszej konsultacji z pediatrą. Nieskutecznie, terminy były zbyt odległe, a ona nie chciała by jej dziecko cierpiało tak jak jej krewni... więc ją zabiła. - dokończył.
- A co z młodszą dziewczynką? - zapytał John wyraźnie siląc się na obojętny ton głosu, gotów otworzyć mniejszy worek. - U niej też coś wyczuła?
- Nie, ta część akurat jest nudna - wyciągnął telefon i zaczął na nim pisać. - Gdy dotarło do niej co zrobiła, chciała popełnić samobójstwo, ale nie zostawiłaby niemowlaka na śmierć głodową. Nigdy nie pozwoliła, aby dziećmi zajął się ktoś inny niż ojciec, ten jednak miał wrócić dopiero za 3 tygodnie. Dlatego zabiła też te drugie.
- Jezu... mógłbyś chociaż udawać, że próbujesz być delikatny... - spojrzał na Sherlocka i nagle dotarło do niego coś znacznie gorszego. - Powiedz, że nie wysłałeś takiego wyjaśnienia sprawy smsem do ojca tych biednych dzieci.
Ich spojrzenia spotkały się i John od razu zrozumiał, że tym razem Sherlock nie ma co liczyć na podziękowania.
CZYTASZ
Przypadek Johna Watsona
FanfictionCodzienne życie na Baker Street zaczyna się zmieniać, tak jak relacja między wspaniałym detektywem i jego bloggerem. A wszystko przez te głupie koszmary sprzed lat. Pierwsza część czegoś większego. Mam nadzieję że czytając będziecie się tak dobr...