8

6K 680 394
                                    

Kiedy wyszli na zewnątrz było już ciemno. Pozapalały się uliczne latarnie, a na ciemnym niebie odznaczała się jasna poświata ukrytego za chmurami księżyca. Droga do restauracji zajęła im kilkanaście minut spacerkiem, które Sherlock wykorzystał na przedstawienie Johnowi swoich dotychczasowych wniosków. Te jednak, ku jego rozdrażnieniu, nie wprowadzały niczego istotnego do sprawy. Zaczął więc się wyżywać, narzekając na niekompetencje zespołu śledczego Scotland Yardu. Dopiero, gdy dotarli do celu, detektywowi trochę poprawił się humor. Można by nawet powiedzieć, że w pewnym sensie był podekscytowany. W dość teatralny sposób otworzył drzwi towarzyszowi i gestem zaprosił do środka. Sam lokal był dość obszerny, wystrojem wnętrza nawiązujący do nadmorskich klimatów. Jednak, choć panowała tu luźna atmosfera i niezobowiązujące stroje, jeden rzut oka wystarczył, by zauważyć że ceny nie należą do najniższych.

Sherlock rozejrzał się szybko po sali i zajął miejsce przy jednym z wolnych stolików pod ścianą ozdobioną mozaiką. John usiadł naprzeciw niego i sięgnął po kartę dań leżącą przed nim. Już po przejrzeniu pierwszej strony jego uśmiech szybko zastąpił grymas.

- Sherlock mówiłeś, że to włoska knajpka, nie hiszpańska restauracja. Wszystko tu jest strasznie drogie.

- Cóż, skoro to randka, uznałem to miejsce za bardziej odpowiednie. Ja zapłacę, więc zamów cokolwiek na co masz ochotę - uśmiechnął się i odsunął od siebie menu, do którego nawet nie zajrzał.

- Dziś też nic nie zjesz? Dopiero co zamknąłeś dwa dochodzenia pod rząd. Wiem, że trawienie spowalnia pracę umysłu, ale omijanie posiłków, szczególnie przez kilka dni, nie działa pozytywnie na organizm.

- Sugerujesz, że moja dieta jest niezdrowa? Szkoda, że nie poznałeś Mycrofta kilka lat wcześniej. Jadł bez przerwy wszystko co mu w ręce wpadło i nawet się nie przejmował tym jak gruby był. Nadal nie rozumiem co się zmieniło... - mówił coraz wolniej, aż w końcu zamilkł patrząc gdzieś w głąb sali, marszcząc przy tym brwi.

- Coś nie tak? - zapytał John podążając za jego spojrzeniem.

- Nie, wszystko w porządku. Za dużo ludzi, to wszystko. - Spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się, na co John niepewnie odpowiedział tym samym.

Przez kilkanaście długich sekund patrzyli tak na siebie, aż podeszła do nich kelnerka pytając o zamówienie. John zreflektował się natychmiast, odchrząknął i spuścił oczy do karty, w panice wybierając pierwsze danie jakie nasunęło mu się na oczy. Sherlock natomiast podziękował uprzejmie, ani na sekundę nie odrywając wzroku od swojego towarzysza.

- A, i jeśli mogę, chciałbym jeszcze poprosić o dodatkowe sztućce - dodał uprzejmie John do kelnerki, która już odwróciła się w stronę kuchni. Następnie zwrócił się do Sherlocka stanowczym tonem - Jako lekarz mogę ci tylko zasugerować abyś jednak zjadł choć trochę. Jednak jako twój przyjaciel, mówię ci że zjesz.

Kelnerka najwyraźniej to usłyszała, bo zachichotała cicho pod nosem i przyśpieszyła kroku. Gdy wróciła z potrawą, John uważnie słuchał Sherlocka, który z powagą opowiadał mu jedną ze swoich dawnych spraw, z czasów kiedy jeszcze się nie znali. John odzywał się tylko czasem, by wyrazić swój zachwyt nad zawiłością sprawy, lub ubolewanie nad tym co go ominęło.

- Smacznego - przerwała im niepewnie kobieta, uśmiechając się słodko do Johna i stawiając przed nim wypełniony po brzegi talerz. - Przyniosłam też talerzyk do przystawek, gdyby okazał się potrzebny.

Postawiła nakrycie wraz z dodatkowymi sztućcami przed Sherlockiem, nawet nie zauważając jak ten skanuje ją spojrzeniem. Gdy skończył zmarszczył brwi i spojrzał na Johna wyczekując jego reakcji na jej prowizorycznie poprawiony makijaż i dodatkową warstwę perfum.

- Oh, dziękuję - odpowiedział John, odwzajemniając uśmiech. Szybko się jednak zreflektował, czując na sobie piorunujące spojrzenie Sherlocka.

- Wiesz, zmieniłem zdanie. Zjem trochę, ale tylko jeśli mnie nakarmisz - usłyszał od detektywa, którego usta wykrzywiły się w kwaśnym grymasie. Jego mina przywodziła teraz na myśl małe dziecko, któremu ktoś właśnie próbował zabrać ulubioną zabawkę.

John spojrzał na niego czerwieniejąc na twarzy, aż po czubki uszu. Przymknął oczy, spuścił głowę i nieudolnie próbował stłumić śmiech dłonią. Na szczęście kelnerka okazała się dość taktowna, by szybko się ulotnić do swoich obowiązków. Niestety po drodze złapała również inną kelnerkę, której zaczęła szeptać coś na ucho.

- Coś cię bawi, John? - zapytał ozięble Sherlock.

- Wybacz - opanował się natychmiast i upił łyk wody. - Ja tylko... chyba właśnie zrozumiałem co Sarah miała na myśli mówiąc, że jesteś zaborczy kiedy o mnie chodzi. Prawie jakbyś bronił swojego terytorium. Właściwie jak tak o tym pomyśle to Caitlyn powiedziała mi dziś coś bardzo podobnego... - zamilkł zauważając cień rozdrażnienia, który przemknął po twarzy detektywa i już poważniejszym tonem zapytał. - Sherlock, od jak dawna myślałeś o nas jako parze?

- Czy to ważne? Przyznałem przecież, że się pomyliłem - wydusił z siebie przenosząc wzrok na mozaikę.

- Nie pytam cię o to by zrobić ci na złość. Naprawdę chciałbym zrozumieć skąd ci się to wzięło, a niestety nie jestem tobą i nie umiem czytać ci w myślach. - Zawahał się przez chwilę i kontynuował ściszając swój głos do granicy słyszalności. - Gdyby nie fakt, że ze względu na moje problemy ze snem, zdarza nam się spać w jednym łóżku, powiedziałbym, że odkąd się znamy, nic się między nami nie zmieniło. Chyba, że to właśnie przez to...

- Nie, wspólny sen był dla mnie co najwyżej tylko potwierdzeniem. Nie masz w zwyczaju chodzić do łóżka z kimś z kim nie jesteś w związku... Jednak nie umiem powiedzieć kiedy dokładnie się w tobie zakochałem - odpowiedział przytłumionym głosem, sprawiając że John mało nie zadławił się łykiem wody, który właśnie sączył ze szklanki. - John?!

- Nic mi nie jest - uspokoił go natychmiast gestem, odkasłując resztki płynu i wykorzystując te dodatkowe sekundy na przetrawienie tego co usłyszał. - Zaskoczyłeś mnie tylko. Myślałem, że to praca jest dla ciebie najważniejsza.

- I nadal tak jest. Jednak, najwyraźniej odkąd zostałeś jej częścią, jako mój asystent, stałeś się co najmniej równie ważny co ona. - Umilkł na chwilę zastanawiając się nad czymś. Spuścił oczy na własne dłonie i kontynuował. - Sam byłem tym zaskoczony, gdy dość brutalnie mi to uświadomiono zrzucając cię ze schodów... Nie przypominam sobie bym kiedykolwiek bał się o kogoś tak jak wtedy. I dopiero telefon Mycrofta przypomniał mi o naszym śledztwie i złodziejach, którzy nam wtedy uciekli.

Sherlock odwrócił lekko zaczerwienioną twarz w kierunku sali wywołując tym samym przeciągającą się ciszę. John, którego twarz mogłaby uchodzić teraz za pomidora, spojrzał na swój ledwo ciepły posiłek. Nabił jedną z krewetek, dołożył do niej trochę ryżu i podsunął Sherlockowi z ciepłym uśmiechem. Detektyw spojrzał na niego zaskoczony, z pytaniem wymalowanym na twarzy.

- Powiedziałeś, że zjesz jeśli cię nakarmię, więc jedz - odpowiedział i podsunął bliżej widelec. Detektyw, choć niechętnie, wykonał polecenie. - Żałuję tylko, że odbyliśmy tę rozmowę dopiero teraz.

- Jeszcze raz John. Relacje międzyludzkie nie są moją mocną stroną.

- Zauważyłem, ale chętnie cię nauczę - uśmiechnął się do niego i wziął swój pierwszy kęs potrawy. - Pyszne! Jak to się nazywało? - zapytał sięgając do karty.

- Paella. - Odpowiedział natychmiast Sherlock z wyraźnie lepszym nastrojem. Nachylił się nad stolikiem i uchylił nieznacznie usta w oczekiwaniu na kolejną porcję.

Przypadek Johna WatsonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz