Rozdział 1

4.6K 247 23
                                    

Biegałam ile mogłam. Muszę przecież złapać tego mordercę! Szukam go dobre kilka dni i na pewno nie przepuszczę takiej okazji! Złapię go i wsadzę do więzienia, albo na karę śmierci! Nawet jeśli mój przełożony tego by nie zaakceptował... trudno! Zapłaci za swoje czyny!

- Daj mi spokój! Przecież nic nie zrobiłem! - krzyczał w kółko, ledwo łapiąc już oddech od tego wysiłku. Czemu oni zawsze tak krzyczą? Nie mogą się po prostu przyznać i ułatwić mi pracę? Byłoby o wiele łatwiej.

- Uważaj, bo zacznę ci wierzyć! - krzyknęłam do niego, po czym skręciłam w tą samą stronę co on. Znam Rzym jak własną kieszeń, a tam jest ślepa uliczka. Mam go jak na dłoni!

- Proszę! Nie! Zapłacę ci! Zrobię wszystko! - błagał mnie, powoli osuwając się po ścianie. Patrzył na mnie z takim przerażeniem w oczach, pocąc się i starając się cokolwiek zdołać. Lubię ten widok!

- Dla takich szczurów jak ty, nie ma ratunku. - powoli się do niego zbliżałam. Na ustach pojawił się mój uśmiech, będąc zadowolona z zakończenia moich łowów za nim. Latami pracowałam nad swoją reputacją i na pewno jej nie zniszczę, puszczając takiego gościa wolno.

Zakułam go w kajdanki i przystawiłam pistolet do skroni. Poszło szybko. Na szczęście. W domu ktoś na mnie czeka, a mam zamiar być tam punktualnie. W ten sposób, trzymając również jeszcze jego włosy, ciągnęłam go na komisariat. Szef będzie zadowolony ze mnie i na pewno dostane awans! Oby to było w końcu własne biuro.

Na miejscu, rzuciłam mężczyznę na podłogę, a ten sam pojechał po niej pod same stopy szefa.

- Jeszcze trochę i zajmę twoje miejsce, Staruchu. - powiedziałam na odchodne, machając chwilę. Raport zdam jutro, dzisiaj nie mam już siły na cokolwiek.

Uwielbiam go tym denerwować! Ale tak już jest. Nikt nie żyje wiecznie, a on w szczególności. Czekam na jego miejsce już dobre kilka miesięcy, a pracuję dopiero trzy lata. Szybszym krokiem, szłam do domu. Ciekawe co u mojego Skarbeczka? Nie mogę się doczekać, kiedy go zobaczę!

- Pędzę do ciebie, mój ty Skarbeczku! - krzyknęłam w ciemną noc i w podskokach ruszyłam do domu.

Nacisnęłam na klamkę i powoli weszłam do środka. Jest wielka możliwość, że księżniczka już śpi, więc nie dostanę opierdolu, że wracam zbyt późno. Nie moja wina, że taka praca! No dobra, sama sobie ją znalazłam, ale to nie mienia faktu, że taka praca!

- Gdzie byłaś tak długo?! - usłyszałam ten cudowny, ale i ostry głos. Jak ja za nim tęskniłam! Nawet jeśli nie widziałam go od rana.

- W pracy byłam, Skarbeczku .- cmoknęłam go w policzek i ruszyłam w stronę pokoju.

- Ari, nie skończyłem rozmowy. - powiedział stanowczo, na co się odwróciłam wzdychając.

- Willi, czemu się nie uśmiechniesz? Wtedy wyglądasz tak uroczo! - zachichotałam i zrobiłam słodki uśmieszek. Tak, uwielbiam denerwować ludzi! To takie zabawne i uzależniające hobby.

- Jak to możliwe, że jesteśmy rodzeństwem? - wymamrotał do siebie, ale jestem zdolna usłyszeć jego mruknięcia.

- Normalnie. Nasz ojciec za... - mój monolog na temat dzieci została przerwany, na co się trochę oburzyłam.

- Wiem skąd pochodzą dzieci! Nie jestem idiotą. - prychnął i poprawił swoje okulary. Nawet jeśli nie spadają, on je poprawia. Dziwny jest... czyli coś nas łączy! On jest dziwny, a ja nie normalna! - Posłuchaj Ari, mam mnóstwo zadań w Anglii i na dłuższy czas się nie będę pojawiać. - mimo tego, że normalnie jest zimny, stanowczy i pedantyczny, to tym razem słyszałam nutę smutku w jego głosie. Will chce mnie opuścić? Nie...

Poczułam jak oczy zalewa woda, a widoczność się zamazuje. Nie płakałam dobre kilka lat. Widzisz do czego mnie doprowadzasz, ty pedancie jeden!

- Ari. - zaraz po tym szybko znalazłam się w jego szczelnym uścisku. 

Nie chcę by mnie opuszczał! Co z tego, że już to zrobił, ale to było dawno i ja mu odpłaciłam tym samym! Zabił się przez naszego ojca, a ja przez utratę jedynej osoby którą kochałam. No tak, nic nie mówiłam. Ja i Will jesteśmy Shinigami, znani też jako Kosiarze Śmierci lub Bogowie Śmierci. Do wyboru, do koloru! William T. Spears. Mój kochany braciszek. Nawet jeśli jest trzy lata starszy. Podobno. Żyjemy trochę dłużej, na tym świecie, niż normalny człowiek.

- Jadę z tobą. - powiedziałam szybko i wydostałam się z jego uścisku. Niech nie myśli, że będę sama tu gnić!

- Nie możesz. To sprawy służbowe... - przerwałam mu, jak to ja.

- Też jestem Bogiem Śmierci, więc też mam prawo się tam udać. Poza tym, chciałabym zobaczyć coś nowego! - zaśmiałam się słodko. Mam szansę uwolnić się od tego miasta nudów! Znam je na pamięć! Wszystko tu już widziałam i poznałam, a całe miasto poznało mnie!

- Nie wiem czy powinnaś. Biorąc twój stan pod uwagę... - jak ja kocham wcinać się w połowie zadania tego ponuraka.

- Moja Kosa Śmierci została przecież już dawno naprawiona, a okulary mam przy sobie! - wyjęłam je z kieszonki moich spodni służbowych i pomachałam nimi przed jego twarzą. Widziałam i słyszałam jego ciężkie westchnięcie, a potem jak masuje się po skroni.

- Dobra, ale pomagasz mi. - poprawił okulary i jego kąciki ust lekko, tak minimalnie, się podniosły. Na ten gest rzuciłam się na jego szyję.

- Kocham cię, Willi! - chichotałam ze szczęścia.

Teraz pozostaje jedynie zwolnienie się, albo przeniesienie z pracy... coś wymyślę! Jak zwykle!

Nienormalne |Kuroshitsuji|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz