Rozdział 19

1.3K 118 9
                                    

Znaleźliśmy się w środku statku w jednym z korytarzy. Było tu dość cicho, co mnie zaniepokoiło. Patrząc na krzyki z wcześniej, tu jest cisza. Na razie. Nie wiadomo jak długo. Sebastian stanął w miejscu jakby na coś czekał. Co jest? Myślałam, że idziemy na poszukiwania dzieciaka i blondi? No, ale to demon i wszędzie wyczuje swojego kontrahenta. Czyli pewnie się gdzieś zaraz zjawia lub ten demon go wyczuje. Nie musiałam długo czekać, a jakaś klapa nad nami się otworzyła, a z niej wyleciał brudny dzieciak wprost w ręce przystojniaka... znaczy Sebastiana. A w sumie, jedno i to samo.

- Sebastian? - patrzył zdziwiony na swojego demona. 

To aż tak dziwne? Bo mi się wydaje, że nie. Zaraz po tym demon pomógł blondi zejść na dół, na co ta od razu podziękowała tym swoim słodkim głosikiem. Urocza, ale dziecinna.

- Powinniśmy udać się do szalup, Paniczu. - patrzył na ich dwoje z kamiennym wyrazem twarzy. 

- Masz racje, inaczej możemy się od nich nie wydostać. - zastanowił się, zaczynając iść za swoim kamerdynerem.

Aż tak im zależy by uciec? Ja bym przynajmniej zabiła wszystkie Marionetki. Nie wiadomo w końcu czy pływają, czy nie. Kiedy mieli już iść do dalej, stało się coś co mnie na prawdę wkurzyło. Na suficie został nagle wycięty krąg, a dwójka Shinigami spadła razem z nim. Jak on śmie! Tyle razy mówiłam mu, że jak będzie się wpierdalał w moje sprawy, to pozna prawdziwą mnie. No i jeszcze ta czerwona dziwka. Myślałam, że już jej nigdy nie zobaczę, po tym jak się dowiedział kim jestem. 

- Znalazłem cię, Sebas-chan! - uśmiechnął się swoimi ostrymi zębiskami. - Tęskniłeś za mną, kochany?! - zaczął się wiercić, posyłając całuski w stronę bruneta.

Mam ich dość. Ja tu mam zadanie do skończenia, a mój wspólnik się zabawia z dziwkami? Do tego ta dziwka nam przeszkadza i powinno jej tu nie być. Zabrałam jedną z nóg z połamanego stołu i przymierzyłam się do rzutu. Akurat nie zauważyli mnie, stojącej w kącie za wszystkimi, zachowując dystans. Nie czekając długo rzuciłam w czerwonego. Dostał prosto w twarz, która zrobiła się czerwona, co go oczywiście bardzo zdenerwowało. Dużo mu to nie zrobiło, w końcu to też Shinigami, ale przynajmniej zwrócę ich uwagę. Kiedy wszyscy na mnie spojrzeli, musiałam zacząć.

- Ronaldzie Knox, czyżbyś zapomniał celu naszego zadania? Zapomniałeś, że jest tu jako mój pachołek? - mój głos był lodowaty, powiewający chłodem, za to moje oczy, mordowały przerażonego moją osobą blondyna.

- T-tina-na, c-co ty tu-tu ro-robisz? - jąkał się ze strachu. Czyli się nauczył po kilku spotkaniach ze mną po tym jak mnie wkurzył. Zaczęłam podchodzić bliżej nich. - To-to ja-ja mo-może stanę-nę na czatach! - szybko stanął w korytarzu z którego przyszliśmy i odetchnął z ulgą. Spojrzałam na czerwonego, który masował swoje policzki. Złapałam za swoją Kosę Śmierci i zbliżałam się w jego kierunku.

- A-amaratine... długo się nie widzieliśmy... co u ciebie? - czerwony Shinigami zaczął się powoli kulić pod moim wkurzonym spojrzeniem. 

Jakiś czas temu Willi przekazał mi, że ta dziwka dowiedziała się kim jestem i jaki mam status. Trzyma się dzięki temu od niego i mnie z daleka ze strachu. Ma braciszek dzięki mnie szczęście. Chociaż jakoś to dzisiaj nie działa. Wolałabym go teraz nie widzieć, bo będzie mi tylko przeszkadzać.

- Wiesz doskonale kim jestem, prawda? - szybko i energicznie potrząsnął głową. - Więc wiesz do czego jestem zdolna? - jeszcze szybciej pomachał głową. - Więc po jaką cholerę wchodzisz mi w plany!? - krzyknęłam wściekle, na co on jak poparzony wybiegł z pomieszczenia. Gdy zniknął mi z widoku, westchnęłam ciężko.

- Czyli dwóch niedorozwiniętych i denerwujących Shinigami mamy z głowy. Teraz będzie łatwiej. - wyprostowałam się i ściągnęłam mało wygodną marynarkę. Już zaczyna mnie uwierać. Rozluźniłam krawat, po czym odpięłam pierwsze trzy guziki. Teraz jest wygodnie.

- Amaratine, taki strój nie przystoi młodej damie! - spojrzałam na zarumienioną blondi. 

Chyba nie powinnam była odpinać tego ostatniego guzika, pokazując tak jeszcze bardziej mój dekolt. Trudno. Za kilka lat będzie się podobnie ubierać. Niech tylko podrośnie i się sama dowie. Wygląd prawdziwej damy jest ważny, ale pokazywanie swoich atutów też jest ważne w tym świecie. 

- Lizzy, młodą damą byłam jakieś dwadzieścia lat temu. Jestem starym pruchłem, więc takie zasady mnie tyczą. - zachichotałam, przypinając Kosę Śmierci do spodni. 

Jakiś czas temu przypomniałam sobie rok urodzenia Will'a, a skoro jest tylko trzy lata starszy, to wychodzi, że mam czterysta dwadzieścia lat. Stara się czuję. Myślałam, że jestem jeszcze przed cztery setką. Więc od dzisiaj, w świecie żywych, mam czterdzieści dwa lata. Może nie wyglądam, ale powiem tylko, że takie geny i dobre odżywianie.

- He!? To ile ty masz lat!? - patrzyła na mnie zdumiona, ale zapomniała o najważniejszej zasadzie kobiet.

- Kobiet nie pyta się o wiek. - odgarnęłam niesforną grzywkę do tyłu, na co ta się zbuntowała i powróciła na lewy bok.

- Ta zasada obejmuje jedynie dżentelmenów, więc Panienka Elizabeth może poznać twój wiek. - skomentował Sebastian.

- Masz rację, ale nie mogę jej powiedzieć, skoro wy oboje tu jesteście. - wskazałam na niego i jego kontrahenta.

- Tina ma ponad czetr- urwałam krzyk Rona zza ściany, który słyszał naszą rozmowę.

- Cicho!

- Masz czterdzieści lat?! - pisnęła zaskoczona blondynka, patrząc na mnie szerokimi oczami.

- No i się wydało. - westchnęłam.

- Myślałem, że jesteś starsza, Amaratine. - uśmiechnął się dzieciak, po czym parsknął śmiechem.

- Proszę?! - oburzyłam się.

Kiedy chciała coś jeszcze dodać, usłyszeliśmy odgłosy Kos Śmierci tych dwóch, co zniknęli w korytarzu. Uśmiechnęłam się szeroko, wiedząc co to znaczy. Zaczyna się, te żywe trupy nas znalazły.

- Sebastian. - spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem, poprawiając swoje okulary. - Zabierz dzieci, albo zasłoń im oczy, bo to nie będzie miły widok. - nie czekając na jego reakcję, popędziłam w głąb korytarza, przez co ta dwójka z wcześniej z niego wybiegła.

Nie potrzebowałam do tego Kosy, ręce mi wystarczyły. Rozbijałam ich głowy, gniotłam je, rozszarpywałam na strzępy. Ich ciała są tak miękkie, że jest to bardzo łatwe. Niszcząc te stwory czułam się dziwnie. Zamiast się uspokajać, bardziej się denerwowałam i jeszcze szybciej ich zbijałam, nie przeoczając żadnego. Starałam się żadnej nie ominąć, by nie dostały się do reszty. Nawet gdyby jedna mi uciekła, to pewnie Sebastian by się nią zajął. Zabiłam ostatnią Marionetkę i poczułam znowu, dobrze mi już wcześniej poznane, uderzenie w policzek Sebastiana. Jak dobrze, że on nie cofnie się przed okiełznaniem bestii. 

- Dzięki. Znowu. - wyszeptałam, sapiąc ciężko. - Powoli mam dość. Nie jestem przyzwyczajona do takich masakr. - dalej szeptałam, mając nadzieje, że mnie nie słyszą.

- Nie zostało ich pewnie dużo, więc daj sobie odpocząć. Od teraz ja się postaram zająć większością. - wyszeptał mi do ucha swoim niskim głosem, kładąc swoją dłoń na moim ramieniu.

Nienormalne |Kuroshitsuji|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz