Dwóch Profesorów

7.9K 738 348
                                    

Feeling my way through the darkness

Guided by a beating heart

I can't tell where the journey will end

But I know where to start

They tell me I'm too young to understand

They say I'm caught up in a dream

Well life will pass me by if I don't open up my eyes

Well that's fine by me

Otwieram delikatnie drzwi do pokoju, znajdującego się tuż przy sali Obrony przed Czarną Magią. Od dziś mogę go nazywać moim pokojem, co nadal brzmi niedorzecznie. Jak się okazało, jest odrobinę większy niż to zapamiętałem, a już na pewno różni się od mojego mieszkania. Wszechobecne drewniane meble i dodatki dają poczucie przyjemnego ciepła. Ogień, które rozpaliły domowe skrzaty podskakuje wesoło w kominku. Szczerze powiedziawszy, chciałem przemycić ze sobą mój fotel, ale nawet zaklęcie pomniejszające nie pomogło i nie zmieścił się w kufrze. Gdybym tylko zabrał mniej książek... Myślałem też, żeby po prostu przenieść go przez kominek, ale niestety nie należy do lekkich.

Stawiam kufer tuż przy wielkim łóżku z baldachimem, którego na pewno nie było tutaj kiedy byłem uczniem. Mam wrażenie, że jest nawet zbyt wielkie jak na jednoosobowe łoże. Myślą, że kogoś ze sobą przyprowadziłem, czy jak? Rozglądam się po pokoju, słysząc cichy trzask desek pod stopami. Podchodzę do okna i uśmiecham się na sam widok. Przez szybę widać idealnie całe boisko Quidditcha, a zachodzące Słońce oświetla drewniane trybuny. Nawet jeśli gra już tak mnie nie fascynuje, byłoby świetnie polatać na miotle. Tak dawno tego nie robiłem... Tak dawno nie czułem się naprawdę wolny.

Nagle słyszę ciche kroki, a następnie skrzypienie otwierających się drzwi. Pewien, że to Hermiona lub Ron odwracam się z uśmiechem i opieram o parapet okna. Jak mogłem się tak pomylić...

– Potter! Co ty tu robisz! atakuje mnie Malfoy, ściągając groźnie brwi. Kto jak kto, ale on był ostatni na liście moich prawdopodobnych gości. Mógłby przynajmniej zapukać, a nie wchodzić jak do siebie. Szczerze myślałem, że nauczono go odrobinę więcej manier.

– To samo pytanie mógłbym zadać tobie – odpowiadam chłodno, krzyżując ręce i unosząc jedną brew. Widać, że jest wściekły.

– Słucham?! Jak śmiesz! Jestem profesorem Obrony przed Czarną Magią! – krzyczy i również krzyżuje ramiona, najwyraźniej mnie parodiując. On chyba sobie żartuje. Przecież to ja nim jestem... Chyba? Nie, nie mogłem się przecież pomylić.

– Ja również – dozuję słowa bardzo spokojnie. Nieco to dziwne, zważając na to, że w środku kipię ze złości. Malfoy najwyraźniej też.

– Kto by chciał cię na profesora, Potter? Dostałem specjalne zaproszenie od dyrektor McGonagall! – teraz przeszedł na tryb chwalenia się wszystkim. Nie zniosę tego dłużej. Postanawiam jak najszybciej iść i dowiedzieć się, co się właściwie stało. – Gdzie idziesz, Potter?! – krzyczy za mną. Daleko, jak najdalej od ciebie. – Nie skończyłem jeszcze z tobą!

– Ale ja owszem! – odkrzykuję, tracąc już panowanie nad głosem. Wszystko wskazuje na to, że nie potrzebuję cząstki duszy Czarnego Pana żeby krzyczeć. – Najwyraźniej tylko ja tutaj jestem myślący i mam zamiar to wszystko wyjaśnić!

– Niczego nie trzeba wyjaśniać – odpowiada już spokojniej i idzie za mną. No świetnie. Mogłem się spodziewać, że raczej nie zostanie w pokoju. – Wszyscy wiedzą, że to ja powinienem być profesorem. Twoja obecność tutaj to jakaś straszna pomyłka – opisuje dumnym tonem. Jeśli się nie zamknie, już nie będzie tak kolorowo.

– Och, zamknij się, Malfoy – prycham i wywracam oczami. Przez kilka pierwszych sekund nie wierzę, że naprawdę się mnie posłuchał. Idę w stronę gabinetu Dumbledore'a, będąc pewien, że tam znajdę dyrektorkę. W końcu gdzie indziej ma być?

– Mały, nic nie wiedzący Potter – wzdycha z nutą rozczarowania. – Dyrektor McGonagall ma swój gabinet przy klasie Transmutacji – ciągnie pogardliwie i zawraca. Tym razem to ja idę za nim, a to nie jest dobry rozwój sytuacji.

***

Malfoy przystaje przed gabinetem McGonagall i nie rusza się przez chwilę, jakby się wahał, czy w ogóle powinien tu być, a następnie delikatnie puka do drzwi. Ze środka dobiega ciche zaproszenie.

– Dzień dobry, pani dyrektor – zaczyna jak zwykle pełen manier. To dość zaskakująca zmiana nastroju po przedstawieniu, które przed chwilą miało miejsce. Dziwnie tak słuchać Malfoya, który odzywa się jak normalny człowiek. Chociaż, nie powinienem się przyzwyczajać, to tylko gra aktorska. – Zanim zacznie się rok szkolny, jest jedna sprawa, którą chcielibyśmy z... Potterem wyjaśnić – moje nazwisko wypowiada z oczywistą pogardą i drwiną, za co mam ochotę dać mu po głowie. Musimy wszystko jak najszybciej wyjaśnić, bo inaczej może się to źle skończyć dla nas obu.

– Słucham, panowie, o co chodzi? - mówi McGonagall lekko suchym tonem. Siedzi nad piętrzącą się stertą pergaminów. Nie ma czasu, to oczywiste, więc jeśli nie będziemy konkretni, zostaniemy bardzo kulturalnie wyproszeni.

– Chyba nastała pewna nieścisłość... - mówi bardzo powoli, jakby chciał to wszystko przeciągnąć. Zaraz wybuchnę! – Jest pewna sprawa, którą musimy wyjaśnić...

– Och! – warczę. Wybuch nastąpił. – Chodzi o to że ja i Malfoy zostaliśmy zaproszeni na stanowisko profesora Obrony przed Czarną Magią – tłumaczę wszystko w wielkim skrócie. Czuję jak blondyn mierzy mnie nienawistnym wzrokiem. Zapewne dlatego, że wszedłem mu w słowo. Jak mi przykro.

– No i czego tu nie rozumiecie? – dziwi się. Czy to jest coś oczywistego? – Pan Potter będzie uczył Gryffindor i Hufflepuff, a pan Malfoy Slytherin i Ravenclaw. Musiałam wam o tym wspomnieć – informuje lekko zirytowana.

– Nie... nie wspominała pani – odpowiadam spokojnie. Nie, to się nie dzieje naprawdę. To wszystko osiąga poziom niesmacznego żartu.

– No to teraz wam mówię – wzdycha i wraca do pracy nad pergaminami. Chce się nas jak najszybciej pozbyć, to oczywiste.

– Słucham? – odzywa się nieźle wkurzony. – Mam wytrzymać przez rok z Potterem w jednym pokoju? – zaczyna zachowywać się jak małe dziecko, któremu niespodziewanie zabrano dostęp do słodyczy. Szczerze, mam takie same odczucia.

– Proszę się uspokoić, panie Malfoy. Nie przewiduję żadnych zmian. A teraz, proszę abyście panowie opuścili mój gabinet. Mam dużo pracy – kończy suchym tonem. No i to tyle z wyjaśnień. Jestem skazany na Malfoya, czy tego chcę czy nie. Już widzę jak fantastyczny rok nas czeka.

– To jakaś kpina! – obrusza się, kiedy tylko zamyka drzwi. Wywracam tylko oczami, nie mając sił na jego kolejne narzekania. Marzę o tym, żeby chociaż przez pięć minut nie słyszeć tego denerwującego głosu, więc postanawiam zostawić chłopaka samego. – Mam wytrzymać z tobą przez rok w jednym pokoju?! - prycha i dogania mnie. Mógłby dać spokój, naprawdę. Jednak na szczęście chyba się zamknął. Nagle jego oczy otwierają się w niemym geście strachu i drżącymi dłońmi dotyka swoich włosów. – O nie! Znowu się napuszyły! To pewnie przez ten kurz w gabinecie McGonagall... To wszystko przez ciebie, Potter! – wykrzykuje w moją stronę.

– Och, czyżby? – prycham z niedowierzaniem. Więc to teraz moja wina, że coś dzieje się z jego włosami? – Niby jak? Nakierowałem drobinki kurzu na twoje włosy? – odcinam się.

– Zrobiłeś to? Jak mogłeś? Bądź przeklęty, Harry Potterze! – mówi z oburzeniem i nadal dotyka swoich włosów, krzywiąc się. Nie wierzę, w to co widzę. Zajmują go bardziej jego włosy, niż obecna sytuacja. Nie mam pojęcia, jak z nim wytrzymam. To będzie graniczyło z cudem.

teachers • drarry [POPRAWA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz