Chyba się boję

7.2K 696 180
                                    

I realized what life would mean

Cos' all the worst was meant to be the justifiable missing piece

And u can hear but hope in my voice

I'm walking straight cos' I had no choice

This time is up and just a game

This life will never be the same

Budzę się wczesnym rankiem – mam wrażenie, że jest trochę zbyt wcześnie. Malfoya za to już nie ma, czego bym się po nim nie spodziewał. Z jakiegoś powodu bardziej pasuje mi do niego wizerunek wiecznie spóźnionej osoby.

Myślę przez chwilę o tym, co wczoraj się wydarzyło, a na co ja się zgodziłem. Nadal mam wątpliwości, czy powinniśmy spróbować poprawić nasze relacje. Może to jego kolejny chytry plan? Ale z drugiej strony... może warto zaryzykować? Nie dowiem się jeśli nie spróbuję, ale mam sporo obaw.

Szybko się ubieram w granatowe szaty i zerkam na plan. Ponieważ sala Obrony przed Czarną Magią jest jedna, lekcje mamy z Malfoyem na zmianę. Zaraz po śniadaniu mam lekcję z pierwszorocznymi, a potem godzina przerwy i drugoklasiści. Na koniec, godzinę po obiedzie mam Gryfonów i Puchonów z czwartej klasy. Całkiem nieźle.

Mam straszną tremę, naprawdę nie mam pojęcia jak to jest być nauczycielem. Niby jestem przygotowany, w końcu wyuczyłem się programu każdego roku na pamięć. Jednak boję się, że po prostu nie dam sobie rady... że nie będę nauczycielem, którego będą chwalić między sobą, jak ja swego czasu Remusa... że mnie znienawidzą, a co za tym idzie, znienawidzą też ten przedmiot.

Mam ciarki na całym ciele, ale wychodzę z gabinetu. Musiałem zebrać całą siłę woli żeby to zrobić.

Kieruję się prosto do Wielkiej Sali na śniadanie. Ciekawe, czy tym razem coś zjem? Szczerze wątpię. Mija mnie kilkoro uczniów, witających mnie radosnym 'Dzień dobry, profesorze Potter'. Odpowiadam im tylko lekko nieśmiałym uśmiechem.

Chyba jeszcze nie przyzwyczaiłem się do tej roli, kiedy wszyscy dookoła zwracają się do mnie 'profesorze', to nie brzmi dla mnie normalnie. Podchodzę do stołu nauczycielskiego, zauważając, że Hermiony i Rona jeszcze nie ma. Malfoy natomiast siedzi zaspany nad parującym kubkiem, gdzie prawdopodobnie znajduje się kawa.

– A ty czemu nie śpisz tak wcześnie? – witam się. – Masz lekcję za dwie godziny.

– Ja... - mówi lekko nieobecnym głosem. – Nie mam pojęcia. Mam tak cholerną tremę, że nie mogłem już leżeć – uśmiecha się półgębkiem, ale na jego twarzy nie widać wesołości.

– Ciebie też to dopadło? – odpowiadam współczująco.

– Nie możliwe, że ty też się stresujesz – podnosi jedną brew. – Gdzie się podział ten nieustraszony Potter, nasz bohater i wybawca? – uśmiecha się z pogardą.

– Nigdy nie tracisz energii na sarkazm, co? – wzdycham. Nigdy nie uważałem się za bohatera i wybawcę, przecież sam nie wygrałem bitwy o Hogwart.

– Nigdy – potwierdza z determinacją. – Patrz, Wiewiór tu idzie. Czas się usunąć – wstaje szybko.

– A kawa? – pytam, wskazując ręką na jeszcze pełen kubek.

– I tak nie pomaga. Idę spać – mówi, wzruszając ramionami. – Proszę, obudź mnie, jak tylko skończysz zajęcia – prosi i odchodzi, sprawnie wymijając Rona, który siada obok mnie chwilę później.

– Jak się czujesz, Harry? – pyta radosny jak zwykle.

– Świetnie – odpowiadam lekko sarkastycznie, a chłopak patrzy na mnie z uniesioną brwią. – Strasznie się boję – prostuję, bo widzę, że niespecjalnie mnie zrozumiał.

– Czego? To tylko dzieci – śmieje się w odpowiedzi. Dla niego to proste, już do tego przywyknął. Przywyknął do bycia profesorem i najwyraźniej zapomniał jak wyglądały początki.

– Tak, Ron, boję się dzieci – mówię i zaczynam się śmiać, a Ron po chwili dołącza. Teraz sobie uświadomiłem, jak absurdalnie to brzmi.

– Gdzie Miona? – pyta z pełną buzią. W dłoni trzyma tost posmarowany grubą warstwą dżemu.

– Miałem nadzieję, że ty mi powiesz – odpowiadam popijając kawę. Łudzę się, że przynajmniej to mi pomoże. – W końcu to twoja żona.

– To, że jest moją żoną nie znaczy, że wiem co się z nią dzieje przez całą dobę – przypomina. – Poza tym, mamy oddzielne pokoje.

– A co ja mam powiedzieć? – dziwię się. – Nie widziałem się z nią od wczorajszego wieczora.

– A właśnie, miałem się ciebie o coś spytać – zaczyna. – Co się stało wczoraj, że tak szybko wybiegłeś? – no i się zaczęło. Myślałem, że uda nam się uniknąć powrotu do sytuacji z wczoraj. Naprawdę nie mam ochoty się tłumaczyć. – Hermiona nie chciała mi nic powiedzieć. Wczoraj groziła Malfoyowi, że ma odwołać wszystko co powiedział... – opowiada, nadal jedząc.

– To nic takiego – mówię wymijająco i dla niepoznaki kładę na talerz kiełbaskę. Nie zamierzam jej jednak zjeść. Nie jestem w stanie nic przełknąć oprócz kawy. Nie mogę mu powiedzieć, że oględnie chodziło o jego siostrę. To dla niego drażliwy temat, tak samo jak dla mnie. Ciekawe ile razy Hermiona jeszcze będzie mnie kryć. – Przeprosił, nie ma o czym mówić – kończę temat, a przynajmniej mam nadzieję, że tak się stanie.

– Przeprosił? – zdumiewa się chłopak. Jestem prawie pewien, że wczoraj miałem taką samą minę. – Na pewno mówimy o tej samej osobie?

– Tak – uśmiecham się. – Zareagowałem podobnie – podsumowuję. Nadal ciekawi mnie, jak bardzo Miona musiała mu zagrozić, żeby posunął się do przeprosin.

– No, nie wierzę – mówi nadal zdumiony. Nawet odłożył swój tost na talerz, co jest chyba oznaką głębokiego niedowierzania.

– Musisz jakoś w to uwierzyć – mówię i wstaję ze swojego miejsca. Za pół godziny zaczynam lekcję, więc czas się zbierać. – Muszę już iść – żegnam się.

– Jasne. Do zobaczenia później! – odkrzykuje.

Idę przez sam środek Wielkiej Sali. Słyszę co chwila przywitania ze strony uczniów. Nadal czuję się dziwnie.

Nagle przede mną jak spod ziemi wyrasta Hermiona. O mało co na nią nie wpadam.

– Harry! – wita mnie. – Jak nastrój przed pierwszą lekcją? – pyta, jak zwykle z uśmiechem.

– Chyba się boję – odpowiadam zażenowany. Czuję, że stresuję się coraz bardziej z każdą sekundą. – Przepraszam, ale muszę już iść – uśmiecham się ponownie, tym razem bardziej szczerze.

– Zaczekaj – zatrzymuje mnie i dotyka mojego ramienia. Ma minę jakby się o mnie martwiła, czego bardzo nie lubię. – Jestem pewna, że wszystko pójdzie dobrze – uśmiecha się lekko pocieszająco.

– Dzięki, Hermiono – wzdycham głęboko i zmuszam się, by w końcu ruszyć w stronę sali lekcyjnej – Ron cię szukał – przypominam sobie i odchodzę.

Nogi trzęsą mi się niemiłosiernie, tak że ledwo utrzymuję równowagę. Musi to wyglądać pokracznie. Jeszcze brakuje, żeby rozniosły się plotki, że profesor Potter nie umie chodzić. Jakimś cudem dochodzę wreszcie do sali i siadam za biurkiem. Nadal się trzęsę, próbując się uspokoić. W końcu jestem Gryfonem, powinienem być odważny. Wdech nosem, wydech ustami – nic nie pomaga. Słyszę ciche chrapanie Malfoya dochodzące z pokoju. Przynajmniej on się nie denerwuje.

Słyszę narastający gwar za na wpół otwartymi drzwiami, co może oznaczać tylko jedno – uczniowie już idą. Wstaję, opieram się o biurko i przywołuję na usta delikatny uśmiech. Małymi grupkami zaczynają zapełniać miejsca, a po chwili wszystko jest zajęte. Wszyscy patrzą na mnie wyczekująco, a ja stoje jak słup soli. Nagle zapomniałem, co mam powiedzieć. Zamykam oczy, biorę głęboki wdech i w końcu przemawiam.

teachers • drarry [POPRAWA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz