Siniak

4.7K 420 155
                                    

"Said, you just don't know how beautiful you are
And baby that's my favorite part
You walk around so clueless to it all
Like nobody gonna break your heart
It'll be alright babe, see, me, I got you covered
I'm gon' be your lover, you might be the one
If it's only tonight, ayy, we don't need to worry
We ain't in a hurry, rushin' into love"

Wychodzę z gabinetu Hermiony, a drzwi trzaskają za mną cicho. Nadal jestem cały rozstrzęsiony. Już nie wiem co jest prawdą, a co kłamstwem. Dosłownie wszystko mi się już pomieszało, przez co głowa znów zaczyna mnie boleć. Osuwam się na podłogę i zamykam oczy.  Muszę sobie to poukładać, połączyć fakty.

Dlaczego Ginny to zrobiła? Jeszcze przed godziną miałem ją za mimo wszystko ciepłą i miłą osobę. Jej silną potrzebę drugiej szansy tłumaczyłem zwyczajną, ludzką desperacją. Myślałem, że po prostu nie potrafi przestać mnie kochać. I cóż, być może nadal tak jest, tyle że przybrało to bardzo niezdrową formę. Nie zniosła kolejnego odrzucenia. Tylko dlaczego nie mogła mi tego powiedzieć prosto w oczy? Nie ważne jak, mogła nawet krzyczeć. Ale cóż... Zemsta to szybszy i łatwiejszy sposób. Nie, chyba nigdy tego nie zrozumiem.

Muszę przyznać, że zrobiła to dość perfidnie. Dobrze wiedziała, że się nie wybronię. Dowód w końcu jest dostępny jak na dłoni. Rozmawiałem o tym nawet z Hermioną. Ona także nie może w to uwierzyć, jednak odrzuca wersję z czarami. Uważa, że siniak na twarzy był zbyt naturalny. Ona przynajmniej w przeciwieństwie do swojego męża, uwierzyła mi. Problem jednak tkwi w tym, że nie wiemy skąd wziął się owy ślad. Szatynka niemal od razu wykluczyła charakteryzację za pomocą kosmetyków. Jest więc tylko jedno wytłumaczenie: Ginny zrobiła sobie to sama.

Naprawdę była gotowa się zranić tylko ze względu na jakąś głupią zemstę? Nie, nikt nie jest aż tak zdesperowany. Mimo wszystko, nadal wierzę w resztkę człowieczeństwa, która nadal w niej siedzi. Mam wrażenie, że stało się tam coś, co w tej chwili absolutnie nie przychodzi mi do głowy. Muszę o tym porozmawiać z Draco, może on wpadnie na pomysł, którego częścią nie będzie zabicie rudowłosej.

Biorę głęboki oddech i wstaję z dość zimnej podłogi. Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że ktoś mnie obserwował i to nie dość dyskretnie. Pierwszym, co widzę to szczupłe, długie nogi.

-Och, witaj Clarisso - uśmiecham się lekko.

Dziewczyna patrzy na mnie nieco pobłażliwie z uniesioną brwią. No cóż, zdaję sobie sprawę, że mogło to wyglądać co najmniej dziwnie.

-Czy ty tu spałeś? - wskazuje palcem na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą spokojnie siedziałem. Mam wrażenie, że jej brew powędrowała jeszcze wyżej.

-Nie, ja tylko... - drapię się w tył głowy. W tym przypadku, żadna odpowiedź nie jest dobra. - Musiałem po prostu pomyśleć.

-Tak czy inaczej, nie jest to zbyt dobre miejsce, nie sądzisz? - przekrzywia lekko głowę w lewą stronę.

-Po prostu zapomnijmy o tym, okay? - śmieję się z zakłopotaniem i patrzę na nią niemal błagalnie.

Jeżeli ktokolwiek dowiedziałby się, że profesor Potter siedział sobie na podłodze o szóstej rano, jak gdyby nigdy nic, to moja krucha reputacja zostałaby bezpowrotnie zniszczona. I wcale nie przesadzam.

-Jasne - uśmiecha się promiennie. - Jak po świętach? Wszystko dobrze? - pyta po paru sekundach ciszy.

-Tak - odpowiadam krótko i mam wrażenie, że zbyt szybko. Delacour nie musi wiedzieć, co tam się zdarzyło. - A u ciebie?

-Och, na Wigilii było trochę smutno bez Gabrielle... - wyciera szybko jedną łzę i niemal natychmiast ukrywa wszystko ciepłym uśmiechem. - Ale poza tym było bardzo miło.

teachers • drarry [POPRAWA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz