Rozdział 12

153 25 4
                                    

Jakąś godzine temu wszyscy poszli spać, w sypialni zgaszono światło. No, prawie wszyscy. Zerkam w bok, na łóżko Drew - jest puste, łóżko Molly też. Najciszej jak tylko mogę podnosze się do pozycji siedzącej i zerkam na podświetloną tarcze zegarka. Jeszcze dwie minuty, minuta, pół...

Idealnie o wyznaczonej porze światło przechodzące pod drzwiami gaśnie; to Drew zgasił światło na korytarzu.

Wstaje z łóżka, staram się nie oddychać. Jeśli mnie złapią mogę wylecieć z nowicjatu i zostać bezfrakcyjnym. Tu nie ma miejsca na błąd.

Pod poduszką mam ukryty nóż, który Molly zwineła ze stołówki. Sięgam po niego i po omacku skradam się przez sypialnie. Nie widze absolutnie nic, słysze tylko równomierne oddechy szóstki transferów.

Cały wieczór spędziłem na zapamiętywaniu, które łóżko należy do Edwarda. Pomyłka kosztowałaby niewinną osobe utratę oka.

Wyciągniętą ręką dotykam brzegu łóżka. Biorę głęboki wdech, przechodze jeszcze jakiś metr, dotykam ściany.

Na chwilę zamykam oczy. Nic to nie zmienia, ale czuje się trochę lepiej. Moje serce wali tak mocno, że zastanawiam się czy ktoś je słyszy. Powtarzam sobie w myślach co chce zrobić: wbić Edwardowi noż w oko. Potrafie? Zasłużył sobie na to?

Przypominam sobie każdą moją rozmowe z nim. Jak przegrałem z nim walkę. Że przez niego zająłem drugie miejsce w rankingu. Że podejrzewa że czuje coś do Tris.

Tris. Napewno mnie znienawidzi jeszcze bardziej, jeśli dowie się że to ja. Napewno uzna, że jestem pozbawionym uczuć, bezdusznym...

A co mnie to obchodzi? Otwieram oczy. Muszę to zrobić i to zrobię. Jestem gotowy.

Odwracam się. Powoli sunę dłonią po materacu, wymacuje poduszkę i włosy Edwarda. Wstrzymuje oddech.

Błyskawicznym ruchem zakrywam mu usta jedną ręką, drugą robię krótki, ale mocny zamach i wbijam nóż w oko chłopaka. Czuję, jak krew tryska mi na ręce, jak chłopak usiłuje krzyknąć.

Nie mam czasu na myślenie. Obracam się wstając, mój but piszczy w trakcie biegu, ale teraz to już nie ważne. W ułamku sekundy jestem już przy drzwiach. Otwieram je, nie odwracając się.

Na korytarzu wciąż jest ciemno.

- Idź - mówie cicho i czuję, że Molly mnie mija, wchodzi do sypialni i zamyka za sobą drzwi. W środku słychać zamieszanie, ktoś zapala światło. Sekunde później Drew naciska na włącznik na korytarzu, razem biegniemy przed siebie.

- Udało się? - pyta Drew.

Kiwam głową, zwalniam do truchtu.

- Tak, nikt mnie nie widział. A was?

Zatrzymujemy się kilka metrów od przepaści. Jeśli ktoś nas zauważy nie pomyśli, że coś kombinujemy, lub że zrobiliśmy coś złego. Jesteśmy zbyt dobrze widoczni.

Drew kręci głową.

Uśmiecham się. Udało nam się. Edward dostał nauczkę, której już nigdy nie zapomni.

Mówie Drew, że idę się przejść i nie czekając na odpowiedź odchodzę pierwszym lepszym korytarzem.

Dzisiaj Dzień Wizyt. Rodzice do mnie przyszli, nie byli na mnie źli. To dobry dzień.

Nie.

Dzisiaj dźgnąłem Edwarda nożem do masła w oko. Okaleczyłem go do końca życia, i to dlaczego?

Po policzku spływa mi samotna łza. Ocieram ją błyskawicznym ruchem. Nie będe płakać ze względu na Edwarda.

Siadam pod ścianą.

Dzisiaj Dzień Wizyt. Rodzice przyszli odwiedzić swojego syna, ale kogo tak naprawde odwiedzili?

Kolejne łzy skapują na podłogę. Nie płacze ze względu na to, że Edward stracił oko.

Płacze ze względu na to, że Peter Hayes stał się potworem.


KRÓTKI ROZDZIAŁ, PRZYZNAJE, ALE MAM NADZIEJE, ŻE TREŚĆ TO REKOMPENSUJE. POSTRAM SIĘ NIEDŁUGO DODAĆ NASTĘPNY. POZOSTAW PO SOBIE ŚLAD W POSTACI GWIAZDKI I KOMENTARZA.

Hayes ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz