Rozdział 14

154 23 4
                                    

Stoje w środku długiego korytarza, którego końca nie widać. Jest ciemno. Bardzo ciemno. Widzę tylko zarys ścian, nic więcej. Skąd się tu wziąłem?

Cholera. Idę przed siebie, ostrożnie, żeby na nic nie wpaść. Słyszę jakiś szmer za sobą. Odwracam się szybko ale, oczywiście, nic nie widzę. Idę dalej, korytarz wcale się nie zmienia. Znów słyszę szmer, nadal nic nie widzę.

To bez sensu. Zaczynam macać kamienne ściany w poszukiwaniu jakiś drzwi. Nie znajduje ich. Sytuacja wygląda następująco: ciemny korytarz ciągnący się w nieskończonośc, bez drzwi i włącznika światła, najprawdopodobniej ktoś za mną idzie. Beznadzieja.

Słyszę kroki. Moje serce przyśpiesza, zaczynam biec. Uciekam, nie wiem przed czym i nie wiem dokąd.

Po kilkuset metrach płuca mnie palą, muszę się zatrzymać. Nie mogę uciec, mam tylko jedno wyjści: zmierzyć się z zagrożeniem.

Ktoś lub coś dogania mnie. Odwracam się w stronę z której przybiegłem, równocześnie biorąc głęboki wdech i przygotowując się na walkę.

Otwieram oczy i wyrywam się do przodu. To tylko symulacja. Cztery nie patrzy na mnie, klika coś na klawiaturze komputera.

Wzdycham, nawet nie próbuje się odzywać. Bez pozwolenia wychodzę z pokoju.

Korytarz po drugiej stronie drzwii wygląda bardzo podobnie do tego, który widziałem w symulacji. To nie pomaga mi w uspokajaniu się. Czego właściwie się bałem? Nieznanego zagrożenia, ciemności, sytuacji bez wyjścia?

Drugii etap ma nas przygotować do ostatecznego testu- tak powiedział Cztery. Ale żeby go zaliczyć musimy wytrwać psychicznie kolejne kilka tygodni, a symulacje to niemal uniemożliwiają.

Biegnę przed siebie, nie wiem dokąd, ale kogo to obchodzi.

Problem z symulacjami polega na tym, że nie mam świadomości, że to nie dzieje się naprawdę, ale co gorsza, uświadamiają mnie o lękach, o których istnieniu nie miałem pojęcia. Teraz każdy ciemniejszy korytarz w siedzibie Nieustraszonych wydaje się skrywać śmiertelne zagrożenie. Jak mam tu spędzić resztę życia?

Jestem w jakimś korytarzu, którego nie poznaję. Wyszedłem z Jamy dobrych kilkanaście minut temu i chyba się zgubiłem.

Słyszę kroki. Zatrzymuję się i przyciskam plecami do ściany. Może popadłem w paranoje? To całkiem możliwe, ale kroki nie milkną tylko robią się coraz cichsze, jakby ktoś szedł przede mną. Wyrównuje oddech i idę w ślad za echem kroków.

Po kilkunastu metrach widzę przed sobą drobną pstać. Zaczynam się skradać.

Kiedy postać wchodzi w krąg światła rozpoznaje ją. To Tris.

Idę dalej, najciszej jak to możliwe. W głowie pojawia mi się myśl: po huj za nią leziesz?

Przeganiam ją i idę dalej. Mógłbym się poprostu odwrócić i wrócić do Jamy. Albo podejść do Sztywnej i z nią pogadać.

Tris dochodzi do końca korytarza i wchodzi na drewnianą platformę. Jesteśmy u stóp budynku z którego skakaliśmy w dzień Ceremonii Wyboru.

Dziewczyna podciąga się na rękach i kładzie na siatce.

Teraz byłby idealny moment żeby do niej podejść, ale zamiast tego opieram się o ścianę i patrzę na nią.

Poprostu leży z zamkniętymi oczami. Wygląda niesamowicie spokojnie.

Uśmiecham się. W miejscu takim jak ten korytarz, gdzie nie ma Drew, Molly, Edwarda ani nikogo innego łatwiej mi myśleć.

Żałuje wielu rzeczy, ale wiem, że kiedy wrócę, mój żal nie będzie miał znaczenia. Chyba że ją przeproszę, za to co wczoraj zrobiłem.

Kiedy Tris nie patrzy na mnie ze złością ani wyrzutem mogę się przyznać przed sobą że ją lubię.

Biorę głeboki wdech i robię krok do przodu. Powiem jej że mi przykro, powinna mi wybaczyć. A potem zacznę żyć inaczej, przestanę robić rzeczy, których później żałuje.

Wtedy Tris otwiera oczy. Będzie zadawać pytania - skąd się tu wziąłem, wyśmieje mnie, nie zrozumie.

Cofam się w cień. To tylko głupia Sztywniaczka, a ja powinienemwracać do Drew i Molly.

Odwracam się i (starając się być cicho) biegnę spowrotem korytarzem.

Hayes ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz