Rozdział 7

261 27 8
                                    


Po treningu Eric powiedział, że mamy być przy torach rano, kwadrans po ósmej. Nikt nie wie po co, ale nie zadajemy pytań.

Kiedy zasypiam, moja głowa jest wypełniona myślami o dzisiajszej walce. Tris nie wróciła jeszcze ze szpitala. Czy bardzo ją bolało? Kręce głową. Nie mogę sobie pozwolić na takie myśli. Jest moim wrogiem, przeszkodą.

Rano budzą mnie odgłosy wydawane przez innych transferów. To dziwne uczucie, kiedy nagle zaczyna się mieszkać z szóstką innych ludzi, części z nich nie widząc nigdy wcześniej. Mimo wolnie zerkam na łóżko Sztywniaczki. Wróciła, ale nadal śpi. Ma podbite oczy, posiniaczoną brodę i rozciętą wargę. Czuje się podobnie, jak wczoraj, kiedy rano zobaczyłem Drew. Nie bądź idiotą - karce się w myślach. Tak jest lepiej, będzie sprawiać mniej problemów.

Wkładam spodnie i koszulke, narzucam czarną bluze. Czekam chwile na Molly i Drew i razem idziemy w stonę torów.

- Co ci jest? - pyta Molly.

- Hę?

- Jesteś jakiś przymulony - dziewczyna mówi przesadnie zmartwionym tonem.

- Wcale nie - ucinam.W rzeczywistości wciąż mam wyrzuty sumienia z powodu wczorajszej wygranej walki. Postanawiam zmienić temat.

- Ktoś wie, po co tam idziemy?

- Naprawde sądzisz, że byśmy ci nie powiedzieli? - Molly odpowiada pytaniem na pytanie.

- Hm... Oj, sorry zapomniałem. Przecież ja zawsze wiem o wszystkim pierwszy.

Molly wybucha śmiechem, a Drew rechocze. Przewracam oczami.

Kiedy dochodzimy do torów widze Willa, Alberta i Myre, stojących kilka metrów od Czterego, który rozmawia z Edwardem.

- Lizus - rzuca Molly, jakby czytając mi w myślach.

Przez kilka minut stoimy w milczeniu. Drew patrzy na swoje buty, Molly gapi się w przestrzeń. Nie mam co robić, więc przyglądam się pozostałym. Edward wrócił już do Myry, a Cztery staną tak blisko torów, że gdyby przyjechał pociąg, najprawdopodobniej uderzyłby go w nos.

Jeszcze przez moment przesuwam wzrokiem po nowicjuszach, dopóki nie uświadamiam sobie, co mnie zastanawia. Momentalnie odwracam wzrok.

Jestem idiotą.

- Jedzie - mówi Drew. Podnoszę głowę i patrze na nadjeżdżający pociąg.

- Co tak długo? - słysze krzyk Willa. Odwracam się i widze Christine i Tris. Czuje niesamowitą ulge. Bałem się, że nie wstanie, że zostanie w sypialni i być może z mojego powodu ją wyrzucą, a wtedy... Kurwa. Dość.

Pociąg nas mija, wszyscy zaczynają biec. Pewnym ruchem łapie uchwyt i wciągam się do wagonu. Za mną wskakuje Drew, a po nim Molly. Uśmiecha się do mnie jakby była z siebie dumna, ale ja zamiast patrzeć na jej krzywe zęby zerkam ponad jej ramieniem i widze, jak Albert bierze Tris pod ramiona i pomaga jej wejść do wagonu. Na chwile nasze spojrzenia się krzyżują. Sztywniaczka zachowuje się tak, jakby pomimo wczorajszego lania niewiele ją bolało. Skoro nic jej nie jest, nie musze się przejmować.

- No i jak się czujemy? - pytam z ironicznym współczuciem. - A może jesteś trochę... Sztywna?

Śmieje się, choć żart był słaby. Molly i Drew robią to samo. Nie odwracam się w ich strone, ale zaczynam śmiać się naprawde, kiedy słysze w jaki sposób śmieje się Molly - parska i rechocze. Natomiast śmiech Drew brzmi jakby go coś bolało. No nie.

- Wszyscy podziwiamy twój błyskotliwy dowcip - mówi Will. Przestaje się śmiać. I tak po usłyszeniu Drew nie miałem na to ochoty.

- Tak, jesteś pewien, że nie należysz do Erudytów, Peter? - Christina próbuje mnie zgasić - Słyszałam, że nie mają nic przeciwko mięczakom.

Hayes ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz