Rozdział 22

174 14 8
                                    

Cały się spinam.

- Coś zrobiłem? - pytam. Powinienem być teraz spokojniejszy, bo już nie jestem nowicjuszem, ale pełnoprawnym Nieustraszonym jestem dopiero od pieprzonych dwóch godzin. To zamało na zmianę nastawienia.

- Nie, nie - Eric się uśmiecha. Nie potrafię skupić wzroku na jego twarzy, cały czas patrzę na jego kolczyki, w których odbija się blade światło.

Słyszę dźwięk zamykanych drzwi. Zostałem sam z liderem. Mam ochotę zapaść się pod ziemię, ale jako iż jest to niemożliwe bardziej sie prostuję.

- No to o co chodzi? - przechylam lekko głowę, żeby wyglądać na bardziej wyluzowanego.

- Mam wrażenie, że nie uwierzyłeś nam, co do powodu, dla którego tu przyszedłeś.

Cóż, parę rzeczy jest ciut bez sensu, ale właściwie nie wiem, czy miałem jakieś podejrzenia. Nie odpowiadam, jakby to mogła być prawda.

- Masz rację, Peter. Jest inny powód.

Zamieram. To nie wróży niczego dobrego.

- Z przykrością muszę ci powiedzieć, że naszemu miastu grozi kataklizm.

- Kataklizm? W postaci?

- Jedna z frakcji zamierza w pewien dość inteligentny sposób zniszczyć system. Chyba rozumiesz, że nie możemy im na to pozwolić.

Kiwam głową. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić co by było, gdyby system się zawalił. Nie chcę wojny.

- Oczywiście - odpowiadam.

- Ja i pozostali liderzy potrzebujemy kilku Nieustraszonych do pomocy. Chętny?

Mam ochotę odrazu pokiwać głową, ale się powstrzymuję. Nie powinienem działać lekkomyślnie. Chociaż mam wrażenie, że odmowa nie wchodzi w grę.

- To zależy... Co miałbym robić? Co to za frakcja?

- A czy frakcja ma znaczenie?

Zastanawiam się przez chwilę. Niby nie, ale nie chcę występować przeciwko własnej rodzinie. Nie mogę jednak powiedzieć tego Erikowi, więc szybko wymyślam inny powód

- Nie. Ale trudno uwierzyć, żeby... Serdeczni chcieli rzucić się wszystkim do gardeł.

Lider się śmieje, ale odrazu widać, że to sztuczny śmiech.

- Rzeczywiście. Ale najwyraźniej nie doceniamy Altruiztów.

Mam ochotę... nie wiem. Roześmiać się. Powiedzieć, że to nie możliwe. Ale potem myślę o Tris. Sztywniaczka. Pierwszy skoczek. Pierwsze miejsce w rankingu. Dziewczyna instruktora.

- Taa... Sztywniacy mogą być nie przewidywalni. Rozumiem, że jest jakiś plan?

- Nie mogę ci go zdradzić, jeśli nie zgodzisz się na współpracę.

Waham się przez chwilę.

- Oczywiście, możesz odmówić, jednak chciałbym wtedy liczyć na dyskrecję z twojej strony.

Kiwam parę razy głową.

- Zgadzam się, jeśli to naprawdę dobrze przemyślany plan.

- Mam nadzieje, że nie zarzucasz swoim przywódcą niekompetencję - Eric unosi wykolczykowaną brew.

- Skąd - odpowiadam.

- To dobrze. Niestety, plan zakłada wkroczenie do dzielnicy Altruiztów i aresztowanie przywódców.

Hayes ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz