talk about it

137 31 19
                                    

zapewne każda osoba, która zerknęła tutaj chociażby na chwilę wie, że nigdy w życiu nie mamy pewności, że wszystko skończy się dobrze.


nikt nie może nam tego zagwarantować i powiedzieć hej, głowa do góry, jeszcze będzie przepięknie i normalnie, tylko musisz na to poczekać.
ale nikt też nie może odebrać nam nadziei, która bardzo często jako jedyna trzyma nas przy życiu.

pewnie wielu z was boryka się z jakimiś problemami.
nie chcę wnikać z jakimi, bo to przecież nie jest moja sprawa, ale jeżeli macie ochotę możecie się ze mną nimi podzielić, opowiedzieć o nich, bo takie wyrzucenie z siebie wszystkiego często pomaga i wiecie wtedy, że nie jesteście z tym kompletnie sami.
na pewno jest obok was ktoś, kto ma podobne zmartwienie lub wie jak sobie z nim radzić. nie bójcie się pytać, prosić o pomoc.

zapewne, jest to trudne. nie twierdzę, że nie.
nie twierdzę, że ja sama nie mam problemów czy nie choruję. wręcz przeciwnie, zmagam się z trzema cholerstwami, które tak jak luke'owi przeszkadzały, mimo tego, że jakoś funkcjonował.

też długo bałam się powiedzieć komukolwiek o moich problemach. myślałam, że poradzę sobie z nimi sama, tak jak zawsze. niestety nie poradziłam sobie, a dopiero teraz od nowa uczę się jak żyć bez strachu o jutrzejszy dzień. jest to trudne, nie chcę kłamać, że nie.

nie piszę prostych i dennych prac. zazwyczaj, gdy zabieram się za pisanie czegoś nowego to w stu, a nawet w dwustu procentach chcę przekazać coś ważnego, coś co w jakiś sposób otwiera ludziom oczy na to, co dzieje się wokół.

a ta praca jest tylko i wyłącznie zlepkiem przypadkowych i nieskładnych słów, które najtrafniej obrazują moje ostatnie pół roku życia czy nawet bym powiedziała ostatnie trzy lata.

jak wiecie nigdy nie mówię ludziom, że mają myśleć tak, a nie inaczej.
każdy jest istotą rozumną i wie jak używać tych komórek, które są pod włosami.

ja tylko pokazuję do czego może doprowadzić kilka niewinnych słów.

zapewne są tutaj osoby, które czytały bądź oglądały serial 13 reasons why.
tutaj macie przykład tego do czego są w stanie doprowadzić słowa i gesty, które dla nas mogą nic nie znaczyć.

nikt nie każe wam od razu wpłacać horrendalnych sum na UNICEF czy inne fundacje.
jedyne czego chcę ja to tylko i wyłącznie tego, by przestać być obojętnym na ból i cierpienie innych.
nie ważne czy jest to ból fizyczny czy ten dużo gorszy, psychiczny.

problem to problem, bez wględu na wszystko.

czytałam wiele prac tutaj, które poruszają tematykę różnych zaburzeń psychicznych.
i w każdej pracy... odnajdywałam siebie. czasami męczyło mnie to, że być może wyolbrzymiam problemy, które mam. że za dużo sobie wmawiam.

jednak z własnego doświadczenia wiem, że gdy ktoś mówi, że wszystko jest dobrze, że nie potrzebuje pomocy i sam sobie z tym poradzi, jest właśnie zupełnie na odwrót.
że to być może ostatni moment, by pomóc takiej osobie wyjść z bagna, w które prawdopodobnie się wpakowała.

rozdział 12 i rozmowa pomiędzy michaelem, a lukiem to w całości fragment pewnej wiadomości jaką wysłałam osobie, która była i nadal jest dla mnie ważna.

pewnie myślicie, że jestem teraz jakaś dziwna lub, że na siłę chcę pokazać swoją inteligencję.

nie.
nie jest tak i nigdy nie było.
wiem na własnej skórze jak to jest być samemu w momencie, gdy człowiek najbardziej potrzebuje drugiego człowieka.

w talk about it michael i luke byli zniszczeni. każdy mógł to zauważyć.
zagrali dwójkę dzieciaków, którzy nie wytrzymali "presji" życia i... popełnili samobójstwo.

luke i michael tutaj to ja. w każdym z nich umieściłam część siebie, swoich myśli, problemów i obaw o wszystko.

luke miał wszystko. rodzinę, dobrze się uczył. dostawał każdą rzecz o jaką poprosił.
ale nie umiał odnaleźć sensu w tym co robi.
nie dostrzegał lepszych stron swojego życia.

michael nie miał nic. od najmłodszych lat przechodził z jednego domu dziecka do drugiego. nie miał matki ani ojca. był sam, a mimo wszystko potrafił odnaleźć czasami lepsze strony takiego życia.

zadajecie sobie pewnie pytanie czemu w ogóle michael popełnił samobójstwo, skoro umiał w jakimś stopniu cieszyć się życiem.
przecież miał nadzieję o lepsze jutro, że wszystko będzie dobrze.

widząc luke'a i to jak ten męczy się, chciał mu pomóc. nie chciał, by ten naprawdę pasjonujący chłopak umierał. wiedział, że ten miał wszystko, ale widać było, że czuje się obco wśród tego co go otacza.

jednak tak jak luke, stracił nadzieję.
dotarło do niego, że nie czeka na niego lepsze jutro, w które tak usilnie chciał wierzyć i za którym tak biegł do utraty tchu.

być może zabili siebie nawzajem nawet o tym nie wiedząc? może wydali na siebie wyrok już w momencie pierwszego spotkania?
może wcale nie chcieli umierać, ale nie widzieli innego wyjścia?

kto wie jak było naprawdę?

a kto wie jak było z tymi wszystkimi młodymi osobami, które też po prostu odeszły, bo nie widziały w niczym sensu?
czy ktokolwiek, kiedykolwiek zadał sobie takie pytanie?

być może nikt nie dojdzie do tej części lub w ogóle nie wejdzie tutaj, ale chcę wam powiedzieć, że nigdy nie jest za późno na pomoc.

wasza historia wcale nie musi skończyć się tak jak swoją zakończyli luke i michael.



~ kluska

talk about it ▪ mukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz