Rozdział 5

463 54 11
                                    

Junhoe półprzytomny stał przy lustrze w łazience z rozczochranymi na wszystkie strony blond włosami i mył zęby. Tak naprawdę to, że przysypiał na stojąco nie było w tym przypadku niczym dziwnym. Jego praca była wymagająca, często wstawał bardzo wcześnie, bądź wcale nie kładł się spać. Jednak tym razem... To miał być trochę luźniejszy dzień, jednak już o czwartej rano dostał telefon z komisariatu, iż więzień Kim Jinhwan został przewieziony do szpitala po tym, jak objawił się u niego atak paniki po przebudzeniu się ze snu.  

Wypluł pastę i zrezygnowanym wzrokiem spojrzał na swoje odbicie.

- Chyba czas wziąć sobie wolne - stwierdził, ale tak tylko sobie gdybał. Nie mógł pójść na urlop, co najmniej póki nie skończy śledztwa. A na to się tak szybko nie zanosiło, no chyba, że Jinan będzie współpracował z nim jeszcze lepiej niż do tej pory. Tylko, że na to się raczej nie zanosiło... Nawet, jeśli w dziesięć dni zdobędzie wszystkie zeznania od przestępcy, to i tak zamknięcie sprawy, zdobycie dowodów, sprowadzenie wszystkich świadków... To wszystko zajmie dosyć sporo czasu.

Podszedł do szafy i wybrał z niej czarny t-shirt oraz tego samego koloru, obcisłe spodnie, które zaraz założył na siebie. Przed samym wyjściem założył jeszcze Converse za kostki i zapewne każdy z was się domyśla, jakiej barwy one były. Wziął jeszcze tylko portfel i kluczyki do samochodu, po czym z piskiem opon ruszył z podjazdu. Nawet nie pomyślał o tym, aby wstąpić do ahjummy na posiłek. W głowie był mu tylko Kim.

Parę minut później był już pod szpitalem, którego adres podał mu strażnik, jaki go o całym tym wydarzeniu powiadomił. Wysiadł i włączył alarm w pojeździe. Wszedł do budynku i zaczął szukać numeru sali, jaki zapisał sobie w notatniku. Trochę mu to zajęło. Niestety, ale nigdy nie był najlepszy, jeśli chodzi o orientację w oddziałach szpitali. Dla niego sale w takich instytucjach zmieniały numery sal i swoje położenie niczym schody w Hogwarcie. Chyba każdy wie, o co chodzi... Prawda?

Zdyszany wszedł do pokoju VIP bez pukania. No tak... Jinhwana i jego rodzinę było stać na takie luksusy... Ale nie ważne.

- Co się stało? - zapytał. Rudowłosy akurat był sam. A może cały czas, a nie tylko w tym momencie? Jego rodzice przecież są dosyć zapracowanymi ludźmi... Tak naprawdę możliwy był każdy scenariusz, na jaki można było wpaść.

- Mi także miło cię widzieć - powitał go przestępca, uśmiechając się przy tym słabo. Był niewyobrażalnie blady. Wyglądał prawie jak trup.

Blondyn wywrócił oczami i usiadł na krześle obok łóżka.

- Daruj sobie, dobrze wiesz, że nie jestem tutaj dla zwykłych pogadanek. 

- Ach, no tak, bo ciebie interesuje tylko to, jakie przestępstwa popełniłem. Wybacz mi, zapomniałem - rzekł ironicznie i odwrócił wzrok. Oho... To chyba się nazywa "obrażona księżniczka: mode on". Cóż... Oni nawet nie byli ze sobą blisko, ale Jinhwan czuł się przy nim już wystarczająco swobodnie, mimo że niedawno się poznali.

Policjant westchnął tylko.

- Po części masz rację, ale po części nie. Nie ważne. Opowiesz, co takiego się wydarzyło, że tu wylądowałeś? - ponowił swoje pytanie, wpatrując się w twarz mniejszego. 

- Pewnie już wiesz o tym, że dostałem ataku paniki. To taki skutek uboczny... Czasem, jak za dużo myślę o wszystkim, co zrobiłem w ostatnim czasie... Wtedy śnią mi się koszmary i budzę się w środku nocy, często nawet nie wiedząc, gdzie się znajduję no i... Z tego, co mi wiadomo, jakiś strażnik do mnie poszedł w nocy, a że go uderzyłem, to oddał mi kilka razy. Wtedy się ocknąłem, ale już nawet nie mogłem się podnieść no i wylądowałem tutaj - odpowiedział szczerze. Pominął tylko to, o czym mówili później w szpitalu lekarze, ale tak naprawdę to już tylko i wyłącznie jego prywatna sprawa. Agenci nie musieli o tym wiedzieć. Jak na razie.

It's not over yet [junhwan ver.]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz