Epilog ver. 1

338 38 14
                                    


~ 5 lat później ~

Jinhwan klęczał nad marmurową taflą, wpatrując się w tablicę na niej wygrawerowaną. Tak naprawdę mógł siedzieć na ławeczce, znajdującej się obok, lecz gdy oddawał się swoim wspomnieniom, nie potrafił inaczej. To wszystko, co wydarzyło się pięć lat temu... Odcisnęło na nim i jego psychice nie mały ślad.

- Dlaczego musiałeś odejść? – zapytał sam siebie, wiedząc, że i tak nikt mu nie odpowie. Nie potrafił pogodzić się z tym, jak wiele zmieniło się w jego życiu w tamtym momencie. Choć nie potrafił sobie też przebaczyć. Swoimi zachciankami zniszczył życie swojego ukochanego. Doszczętnie.

- Przepraszam...

***

Retrospekcja

Nikt nie zwracał już uwagi na to, jak głośny był krzyk i płacz rudowłosego. Nikt także nie wiedział o tym, iż poprzysiągł on sobie zemstę na tym, który zastrzelił jego ukochanego. Dopiero po paru minutach odsunięto go siłą od martwego ciała i zaprowadzono do jednej z karetek, gdzie podano mu mocne leki uspokajające i owinięto kocem. Dopiero po tych czynnościach, został odprowadzony do swojego mieszkania przez dwóch funkcjonariuszy policji, którym przydzielono to zadanie. Polecili mu także nie wyjeżdżać z miasta do czasu zakończenia sprawy. Wiedział, że Junhoe wziął wszystko na siebie przed śmiercią, dlatego też miał świadomość tego, iż zostanie w pełni uniewinniony. Ale za jaką cenę...

Zmęczony i nieco ospały przez środki, jakie mu podano, wyłożył się w swojej sypialni na łóżku i zasnął niemalże od razu. Nie śniło mu się nic szczególnego, lecz brakowało mu ciepła drugiej osoby. Tej, która była mu najbliższa. Junhoe.

Obudziwszy się, doskonale wiedział, co chce zrobić. Wystarczyło mu tylko poczekać na odpowiedni moment, aż wszystkie te wydarzenia ucichną i pójdą w niepamięć mieszkańców Korei Południowej. Nie wiedział jednak, że kiedy on przygotowywał się do zemsty, za jego plecami odgrywały się wydarzenia o wiele bardziej znaczące, niż to, co sam planował.

Przebrał się w wygodne ubrania – bluzę i dresy, oba koloru czarnego. W głowie układał już plan, jak zemścić się na Jung Chanwoo. Najbardziej zdradliwym okazie tego świata.

Wziął jakąś kartkę i długopis, wszystko starannie rozplanowując. I nie obchodziło go już nawet to, że gdyby jednak służby publiczne wciąż podejrzewały go o te wszystkie morderstwa, to mogłyby śmiało przeszukać jego mieszkanie. Na pewno dostaliby nakaz bez problemu. To on mógł być przecież wspólnikiem, o którym kiedyś tam także wspominano w wiadomościach.

Miesiąc później było już całkowicie po sprawie. Co prawda, był wzywany na niezliczoną ilość przesłuchań, ale żadne z nich nic nie wykazało. Nawet inni niczego o nim nie mówili. Rudowłosy doskonale dbał o to, aby praca jego ukochanego i byłej narzeczonej nie poszła na marne. Poświęcili się przecież dla niego. Chcieli, aby był szczęśliwy. Niestety, nie mógł tego dokonać w całości, ponieważ nie miał przy sobie żadnego z nich, ale jeśli uda mu się chociaż po części... Na pewno będą szczęśliwi z tego powodu, obserwując go z góry. A do szczęścia na pewno potrzebna mu była zemsta. Nie widział innej opcji. Był wręcz zaślepiony tą możliwością.

Przebrany w buty, tym razem o wzorze podeszwy chyba najbardziej popularnym w tym kraju, udał się pod dom byłego praktykanta. Dlaczego byłego? Po tym, jak zastrzelił Koo, dano mu możliwość pracy w policji na stałe, na wybranym przez niego stanowisku. Chciał robić to samo, co June, czy DK. Rozprawiać się z najgorszymi przestępcami w kraju. Na ten moment Chan zajmował miejsce w rankingu zaraz po Donghyuku. I Jinan naprawdę myślał, że Dong bardziej przejmie się śmiercią swojego przyjaciela, lecz tamten zachowywał się, jakby coś takiego nigdy nie miało miejsca. Nie wykazywał nawet skruchy. Czy tak zachowałby się prawdziwy przyjaciel? Przecież oni byli jak bracia! To naprawdę złościło starszego Kim'a. Nawet on z początku miał gorsze zamiary względem policjanta, a teraz opłakiwał go najbardziej ze wszystkich. To było nie fair. Wyglądało na to, że Junhoe tak naprawdę nigdy nie mógł liczyć na najbliższe mu osoby. Oprócz Jinhwana. Na nim zawsze mógł polegać.

It's not over yet [junhwan ver.]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz