Prolog

1K 90 4
                                    

Złapali go. Złapali największego mordercę naszych czasów. Każdy mieszkaniec nie tylko Seulu, ale całej Korei Południowej, znał wszystkie jego przewinienia niemalże na pamięć.

Jedynym, co do tej pory mieli o nim mieszkańcy, był jego pseudonim - Jinan, jednak teraz miało się to zmienić. Złapali go na gorącym uczynku. Albo raczej złapał, bo przecież policja w tym kraju sama w sobie wiele nie zdziała. Spójrzmy prawdzie w oczy - policjanci wolą siedzieć na tyłkach i zajadać się pączkami popijanymi kawą, aniżeli działać. Dlatego też w końcu zaczął działać najpopularniejszy i najbardziej utalentowany ze wszystkich, oczywiście bez zgody dowództwa, agent do zadań specjalnych - Koo Junhoe.

Dojście do przestępcy zajęło mu dobre kilka miesięcy, tym bardziej, że musiał się z tym ukrywać przed przełożonymi. Jednak co mógł poradzić na to, że nie mógł już patrzeć na to, jak nieudolni są ludzie pracujący na komendzie? No właśnie. Każdy szanujący się agent powinien coś z tym zrobić, przynajmniej w jego mniemaniu. Ale o tym może innym razem, bowiem rozpisywać się o jego wysokich wymogach można by godzinami.

Po wielu próbach przestępca popełnił jeden mały, przez wielu niezauważalny błąd. Otóż ofiara zraniła go wcześniej nożem, przez co zaczął krwawić, a że policja była tuż tuż, nie miał czasu, aby zacierać ślady. Nie dość, że zostawił kilka kropel swojej krwi, z której łatwo było pobrać jego DNA, to na dodatek odcisk podeszwy buta mówił wiele. Niestety, tak to jest, jeśli chce się posiadać wygodne obuwie do zabijania innych. A mógł przecież mieć zwykłe trampki. Przynajmniej wzór byłby bardziej popularny, aniżeli tych, jakie posiadał.

Gdy już domyślił się, składając wszystko w logiczną całość, że to Kim Jinhwan, syn prezesa jednej z największych firm budowlanych w Korei Południowej, brakowało mu tylko dowodu, którego zdobycie postawił sobie na cel.

Och, ileż to nieprzespanych nocy zaliczył przez tego chłopaka... Niestety, nie mógł się przecież rozdwajać pomiędzy sekretną misją, a głupimi zadankami, jakie mu przydzielano. Nie mógł ich zepchnąć na innych, ani odłożyć papierkowej roboty, która była chyba najbardziej czasochłonna z tego wszystkiego.

Pewnego dnia podejrzany wykonał ruch. Niby zwykłe wyjście z mieszkania, jednak Kim nigdy nie opuszczał go o tak późnej porze. Junhoe prawie przysypiał w samochodzie pod wieżowcem, bowiem była druga, jak nie trzecia w nocy. Na szczęście zdołał to zauważyć i to tylko dlatego, że przy wejściu do szklanego budynku zapaliła się lampka.

Policjant z przymrużonymi oczami obserwował tamtego uważnie i odpalił silnik w tym samym momencie, w którym tamten wyjechał z parkingu. Ruszył szybko za nim, nie zapalając świateł samochodu, aby się nie wydać. Powodzenie sprawy było przecież najważniejsze.

Po jakiś 30 minutach jazdy, tamten w końcu się zatrzymał. Koo zrobił to samo, lecz w odległości jakichś 100 metrów od niego. Wiedział już, co się święci. Wyciągnął ze schowka samochodowego pistolet, sprawdził naboje i wyszedł z pojazdu w ślad za tamtym. Widział, jak Jinhwan wchodzi do windy. Gdy tylko ta się zamknęła, spojrzał na numer piętra, na które musiał się dostać schodami. 17. No to chyba jakiś żart. Kolejny mieszkający w wieżowcu... Że tym bogatym się tak chce... A nie, przepraszam, oni mają windę.

June prychnął wkurzony pod nosem i biegiem ruszył na wyższe kondygnacje budynku, aby w końcu znaleźć się na właściwym. Usłyszał czyiś krzyk, co oznaczało, że przybył w samą porę. Kolejna ofiara przestępcy jeszcze żyła, no i przede wszystkim mógł go nakryć na gorącym uczynku.

Odbezpieczył swój pistolet i powoli ruszył w kierunku drzwi, zza których coraz to częściej wydobywały się jęki i błagania o litość. Popchnął odrzwia, jakie oddzielały go z przestępcą. Nie stawiały nawet najmniejszego oporu.

I wtedy to zobaczył. Rudowłosy syn prezesa pochylał się nad jakimś facetem grubo po pięćdziesiątce z nożem w ręku. Krew spoczywała wokół nich, z czego łatwo można było wydedukować, iż następny cios miał być tym ostatecznym.

- Stać, policja! - krzyknął swoim grubym głosem Koo, celując w napastnika. Jin zastygł w bezruchu. Tego się nie spodziewał. Jeszcze nikt nigdy go nie nakrył. Miał przecież wyjść z tego bezkarnie. 

Powoli się wyprostował, mocniej ściskając rączkę noża w dłoni, a mężczyznę odrzucił gdzieś w bok. Napastowany przez niego mężczyzna był na tyle przerażony, że stracił przytomność. Cóż, przynajmniej nim nie musiał się teraz martwić.

Spojrzenia stróża prawa i przestępcy skrzyżowały się. Toczyli między sobą walkę na spojrzenia, której żaden nie mógł za nic w świecie przegrać. Sam Jinhwan miał w tym też swój cel... Ludzie nie lubią, gdy patrzy się im w oczy, a skoro tamten sam śmiało mu w nie spoglądał...

Nie mrugając w ogóle mierzyli się jeszcze przez dobrą minutę. Wtedy też Kim rzucił szybkie spojrzenie na podłogę, jakoby tam coś było i pędem ruszył na policjanta, który stał w przejściu. To była jego jedyna droga ucieczki, a dla wolności zrobi przecież wszystko.

Junhoe zdezorientował się w tej walce tylko na ułamek sekundy. Co prawda rudy zdążył przepchnąć się obok niego, jednakże ocknął się w porę i chwycił go mocno za czarną bluzkę, ściągając przy tym mocno do siebie, aby go obezwładnić.

Rozpoczęła się między nimi zacięta szarpanina. Teraz miało się rozstrzygnąć, który z nich ujdzie z tego zwycięsko. Przestępca chcący zachować wolność lub stróż prawa, który pragnął go złapać.

June zawisł nad Jinanem, siedząc na nim okrakiem, lecz wtedy ten jakimś cudem dał radę go odepchnąć. Przecież był taki drobny... Jak mu się to udało? - to pytanie krążyło po głowie większego. Jednakże w tym momencie nie było czasu na takie rozmyślania. Sam został powalony na ziemię i teraz to napastnik znajdował się  na nim, o czym solidnie poinformował policjanta, wbijając nóż w jego ramię. Ten tylko skrzywił się z bólu, lecz nie wydał z siebie żadnego dźwięku, nie chcąc tym samym sprawiać tamtemu przyjemności. Wiedział bowiem, jak mogło to zadziałać na seryjnego mordercę. Tacy nigdy nie mieli równo pod sufitem, nawet jeśli byli w pełni świadomi tego, co robią.

Odepchnął od siebie Kima z warkotem dzikiej bestii, dobywającym się z jego gardła. Ignorował ból całą swoją siłą woli, co przyprawiło Jina o zdziwienie. Była to tylko chwila rozkojarzenia, jednak dla niego w skutkach tragiczna. W jednym momencie został odwrócony przodem do ściany, a jego ręka wylądowała na plecach, boleśnie do nich dociskana. Zaraz też poczuł kajdanki na swoich nadgarstkach, a delikatna twarz spotkała się z twardymi panelami. Nie tak to wszystko miało wyglądać...

***

Minęła cała godzina od tego wydarzenia. W tym czasie Junhoe zdążył wezwać wsparcie, pogotowie przyjechać i obejrzeć zarówno jego rany, jak i niedoszłej ofiary mordercy. Zjawiła się też ekipa badająca miejsce niedoszłej zbrodni. Wszystko się zgadzało.

Akurat mówił jakiemuś idiocie z pobliskiego posterunku, co dokładnie się wydarzyło, aby móc zdać protokół, gdy obok przeszło trzech policjantów, eskortujących przestępcę do radiowozu. Rudowłosy posłał mu kpiący uśmieszek, a zaraz potem z ruchu jego warg można było wyczytać "To jeszcze nie koniec, Koo Junhoe". I to na pewno nie była żadna pomyłka, jednakże widział to tylko sam zainteresowany.

It's not over yet [junhwan ver.]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz