Czwórka mężczyzn już którąś godzinę z rzędu siedziała na kanapie i skupiała się na różnych papierach, jakie spoczywały na stoliku przed nimi oraz w ich dłoniach. Co jakiś czas któryś z nich pocierał swoje skronie, popijał kawę, czy ziewał głęboko, zmęczony swoją pracą. Każdy był skupiony, jednak najbardziej chyba Junhoe. Sam nie wiedział, dlaczego tak bardzo zależy mu na znalezieniu prawdziwego mordercy Kim Taeyeon, jednak miał pewność, że w jakiś sposób przyczynił się do tego Jinhwan, nawet niechcący. Ten chłopak naprawdę potrafił zawrócić mu w głowie...
- Aish... Nic w tym nie widzę, naprawdę. Wszystko się zgadza, włącznie z symbolem, jaki był na ciele dziewczyny. Nie wierzę, że to nie Jinan. Przepraszam Junhoe, ale odnoszę wrażenie, że on po prostu robi cię w konia, żebyś go uniewinnił - wyraził swoją opinię Donghyuk.
- Wiem, że możesz mi nie wierzyć, ale ja wiem, że on mówił prawdę. Nie widziałeś go wtedy. Był przerażony tym, że ktoś oskarża go o coś, czego nie zrobił. Musi być coś, co pominęliśmy.
Junhoe był pewny swego. Pomylił się tylko raz, ale wierzył rudowłosemu przestępcy. Był pewny, że to ktoś inny zabił tę dziewczynę. Nigdy nie miał aż tak mocnych przeczuć, jak właśnie teraz. Musiał przekonać chłopaków do swojej racji, choćby nie wiedział co. Tylko oni byli w stanie mu pomóc w tej sytuacji. Przecież nikomu innemu nie mówił o tym, jak to wszystko wygląda, co opowiada mu więzień, gdy są sami. Tylko ta trójka była wtajemniczona. Inni nie daliby mu dojść do słowa, twierdząc, że oszalał, mimo tego, iż zawsze ma rację. Wiele osób w policji było zdania, że jak ktoś jest bardzo mądry, to z czasem głupieje, bo już miesza mu się w głowie od ilości informacji. Ale nie Junhoe. On był jeszcze przecież młody i mimo tego, że widział wiele rzeczy działających na psychikę, nie oszalał.
- Może zróbmy sobie chwilę przerwy i chodźmy przeszukać miejsce, gdzie znaleziono zwłoki? Tam jeszcze nie byliśmy, a przecież raporty trzeba potwierdzić - zaproponował Yunhyeong, a milczący dotąd Chanwoo przytaknął tylko głową na znak, że się zgadza.
Jedyny blondyn z towarzystwa westchnął i także skinął głową, rzucając jeszcze twarde spojrzenie Donghyukowi. Nie mógł nic poradzić na to, że trochę zabolało go to, iż tamten mu nie ufał w 100%.
Chłopcy wstali i zebrali parę potrzebnych im rzeczy, w tym dokumentację z sekcji zwłok i teczkę ze zdjęciami tamtego miejsca od razu po morderstwie. Wzięli jeszcze swoje kurtki i telefony, po czym wyszli z mieszkania tego, który ich zwołał i zapakowali się do jego samochodu. Po drodze oczywiście wstąpili jeszcze po kawę do jakiejś restauracji fast food czynnej 24/7. Przy okazji dokupili też jakieś pączki. Nie no, żartuję. To przecież nie amerykański film. Dokupili sobie frytki, bo tylko to im odpowiadało z menu, jakie o tej porze im oferowano. Byli zmęczeni i głodni, a pracy był przed nimi ogrom. Doskonale wiedzieli, że sen może przyjść do nich dopiero za parę dni.
Na miejsce, gdzie znaleziono zwłoki dotarli mniej-więcej po trzydziestu minutach. Na dworze nie było jeszcze ani żywej duszy, w końcu wschód słońca dopiero się zbliżał. Gdy ten nadejdzie, ludzie wypełzną na ulice, udając się do swojej pracy, szkoły, bądź do innych, mniej lub bardziej ważnych miejsc. Z samochodu wysiedli z kubkami kawy w dłoniach oraz odpowiednimi dokumentami. Rozdzielając się w dwie grupy, badali różne zakątki uliczki. Porównywali wszystkie szczegóły, starając się odnaleźć w tym, co mogło się zmienić w tym miejscu tylko przez prawa natury, a co za pomocą człowieka. Niestety, nic nie wskazywało na to, że ktoś coś mącił na miejscu znalezienia zwłok.
- Hej, June, chodź tu na chwilę - zwrócił się do detektywa Dong Dong, wwiercając swój wzrok w kartki, jakie trzymał przed sobą. Zmęczony chłopak podszedł do niego.
CZYTASZ
It's not over yet [junhwan ver.]
FanfictionRudowłosy posłał mu kpiący uśmieszek, a zaraz potem z ruchu jego warg można było wyczytać "To jeszcze nie koniec, Koo Junhoe". Lub inaczej: Kim Jinhwan jest synem prezesa jednej z największych firm budowlanych w Korei Południowej. Koo Junhoe to najw...