Rozdział 8

441 48 15
                                    

Junhoe obudził się wtedy, gdy promienie słońca zaczęły drażnić jego powieki. Nie do końca wiedział, gdzie się znajduje, ani co robi w tym miejscu. Nie ogarniał nawet, co wydarzyło się dnia poprzedniego. Już miał podnieść się do siadu, kiedy poczuł ciężar na swojej lewej ręce. Spojrzał w dół i dopiero w tym momencie zorientował się, że nie spał sam, a na jego ramieniu, wtulony w jego pierś spał Jinhwan. Zauroczony widokiem tego uroczego diabełka w ciele aniołka, nie mógł oderwać wzroku od jego ślicznej twarzy. Zanurzył nos we włosach mniejszego i uraczył się jego zapachem. Poczuł się wręcz odurzony. Może przyglądałby mu się dłużej w takim skupieniu, jak do tej pory, gdyby nie to, że Jinan poruszył się i uniósł głowę, swoje spojrzenie dużych, ciemnobrązowych tęczówek wlepiając prosto w niego. Odchrząknął cicho i uciekł gdzieś wzrokiem, bojąc się, że Kim przyłapał go na "podglądaniu", starał się obrócić to w "zwykłe, przypadkowe spojrzenie". Pomińmy tylko fakt, że on nigdy nie oszukał samego siebie, a rudowłosy był równie inteligentny, co on. Starszy zdawał się jednak tego nie zauważyć, bądź tylko udawał, za co w sumie Junhoe, trochę nieświadomie, był mu wdzięczny.

- Dzień dobry - przywitał się z nim, dopiero co zbudzony chłopak. Na jego twarzy widniał lekki uśmiech, choć na twarzy można było zobaczyć jeszcze pozostałości po śnie.

- Tak... Dzień dobry - mruknął lekko zdezorientowany June w odpowiedzi. Nie wiedział dokładnie, jak ma się zachowywać, tym bardziej, że leżał z przestępcą w jednym łóżku. To było dziwne i na pewno niecodzienne. Szczególnie dla niego, tym bardziej, że nigdy z nikim nie spał, oprócz swoich rodziców, gdy był dzieckiem, a teraz nagle... Ugh, szkoda gadać.

- Wyspałeś się, Junhoe? - zapytał mniejszy, a sam wspomniany zdziwił się jeszcze bardziej. Pierwszy raz tamten zwrócił się do niego po imieniu, chyba, że zrobił to już wcześniej, lecz w stosunku przestępca-policjant, czyli dość niemiło. Tego dnia jego ton był... Troskliwy oraz radosny, co wcześniej się raczej nie zdarzało. No, może oprócz ubiegłego popołudnia i wieczoru, które spędzili razem na wspólnych rozmowach i graniu w gry.

Cóż, ten poranek był dla niego pełen niespodzianek, jak widać. A na dodatek to dopiero początek dnia. Ile jeszcze ciekawostek przyniesie mu ta doba? Sam zaczynał się nad tym porządnie zastanawiać. Ostatni czas był dla niego wyjątkowo różny od tego, co działo się w jego życiu do tej pory i to głownie za sprawką pewnego uroczego, słodkiego, kochanego, niskiego rudzielca. Stop. Tego nie było. Przynajmniej Junhoe tak sobie wmawiał w głowie.

- Ja... Tak. - Pokiwał głową, nie wiedząc, co jeszcze mógłby dodać. Jinhwan zanurzył rękę w jego włosach i zaczął bawić się ich kosmykami, nawijając je co jakiś czas na palce, przeczesując... I robiąc z nimi inne rzeczy, które strasznie podobały się naszemu detektywowi. Zawsze lubił, gdy ktoś dotykał jego czupryny, o ile za nią nie szarpał. Drobny chłopaczek zdecydowanie obywał się z nią delikatnie.

- W takim razie cieszę się. Musiałeś być naprawdę zmęczony. Zasnąłeś dosłownie w przeciągu minuty. Jak skończyłem mówić, to zorientowałem się, że nawet mnie nie słuchasz... Ale nie jestem na to zły. W końcu udowodniłeś, że to nie ja zabiłem Kim Taeyeon. Co prawda pozbyłem się za to Lee Chaerin, ale... Wolę to, niż być oskarżanym o coś, czego nie zrobiłem. W każdym razie chciałbym ci się za to jakoś odwdzięczyć, bo czuję się dłużny w stosunku do ciebie. Mógłbym coś dla ciebie zrobić?

Jak widać, mały rozgadał się dosyć bardzo i to na temat inny, niż szczegółowy opis morderstwa, jakiego dokonał. Jeszcze na sam koniec wypowiedzi spojrzał na Koo błyszczącymi oczętami szczeniaka, które, gdyby o coś prosił, na pewno przekonałyby każdego do zmiany zdania. Innymi słowy - na pewno dostałby to, czego chciał. A Junhoe nie wiedział, co ma mu na to odpowiedzieć. Z resztą, on dzisiaj cokolwiek wiedział? Bo jak na razie wszystko wskazuje na to, że jednak nie.

It's not over yet [junhwan ver.]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz