Rozdział 14

370 42 16
                                    

Kochany Jinhwannie,
wiem, że teraz możesz czuć się nieco dziwnie, wręcz niezręcznie. Nie martw się tym, wkrótce ci minie. I proszę, nie bądź zły na Junhoe oppę. On nie chciał tego robić. Sama to zaproponowałam, a on wysłuchał mojej prośby. Nam obojgu zależy na Tobie bardzo mocno i chcemy, żebyś był szczęśliwy. Kocham Cię, ale wiem też, że ze mną taki nie będziesz. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, iż szczęście może dać ci tylko Junhoe. Dlatego teraz proszę, daj mi spokój teraz, gdy zapewne jestem już martwa. Po drugiej stronie na pewno mi dobrze. Teraz Ty i Koo powinniście zrobić wszystko, aby wyciągnąć Cię z więzienia. Nie po to się poświęcałam, abyś dalej siedział w pace. Prawda?
Trzymaj się kochanie, mam nadzieję, iż teraz nic nie stanie Ci już na drodze do szczęścia.

Twoja Hayi

Jinhwan nie mógł uwierzyć w to, co czytał. Przecież to nie mogło być prawdą! Hayi zawsze była samolubna i egoistyczna. Dlaczego więc teraz postanowiła umrzeć za niego? To nie fair!

Nie mógł w to wierzyć, mimo tego, że Chanwoo pokazał mu nawet artykuł, w którym były zdjęcia miejsca zbrodni. Był zły. Jak ci cholerni dziennikarze mogli wejść do mieszkania zmarłej osoby i robić zdjęcia? Jak policjanci mogli się na to zgodzić? Gdzie tu szacunek dla zmarłego?! Nie mógł uwierzyć w to, co zwykli robić ci cholerni ludzie. To wszystko było niedorzeczne.

Palce jednej ze swych dłoni wplątał we włosy, lekko za nie ciągnąć. Zapewne dla najważniejszych osób swojego życia zrobiłby to samo, co Lee Hi dla niego. A może to tylko przypuszczenie? Nie, dla Junhoe i Yiyi naprawdę był w stanie przenosić góry.

Informacje stale do niego dochodziły. W końcu to nie on popełnił to morderstwo, a sprawa toczyła się wokół niego. Kim nikomu oprócz Junhoe, który nawet nie nagrywał rozmów z nim, nie przyznał się do popełnionych morderstw. Nie mieli na niego żadnego dowodu. Chociaż... Czy Koo nie sprawdzał wskazanych przez Jinana miejsc razem ze swoją ekipą? Wtedy na pewno by coś mieli...

W tym samym czasie otworzyły się drzwi do jego celi i wszedł przez nie Jung, uśmiechnięty od ucha do ucha.

- Jinhwan, wychodzisz – oznajmił optymistycznie. Rudowłosy spojrzał na niego niedowierzająco. Co? Przecież tak szybko na pewno by tego nie załatwili. Co jest grane? Może to Junhoe użył swoich wtyków? To bardzo możliwe.

Zadziwiony powoli wstał ze swojego miejsca i powoli ruszył za młodym stażystą, którego praktyki kończyły się wraz z odesłaniem Kim'a na wolność. Czuł na sobie wszystkie te nieprzyjemne spojrzenia całego personelu, a także innych, którzy siedzieli za kratami. On sam jednak uśmiechał się głupio. W końcu wychodzi na wolność, a oni nie mieli racji. Byli, są i będą beznadziejni. Tylko dlaczego nigdzie nie widzi swojego chłopaka? Może ten ma coś do załatwienia?

Sprawnie odebrał z okienka swoje ubrania oraz dokumenty i rzeczy osobiste. Kobieta, jaka mu je wręczała o mało nie splunęła mu w twarz. Powstrzymał ją komentarzem, że jeśli to zrobi, to on pozwie ją do sądu za zniesławienie, czy coś w tym stylu, a jak przecież powszechnie wiadomo – władzę ma ten, kto ma pieniądze. Zwykli policjanci wcale ich wiele nie mieli. Junhoe jednak nie był zwykły.

Wyszedł poza szare mury budynku, którego szczerze nienawidził całym swoim sercem. Jak miło było poczuć na twarzy promienie jesiennego słońca.

- Hyung, gdzie cię podwieźć? – zapytał praktykant, a Kim zaczął się zastanawiać. Chciał teraz zobaczyć Junhoe najbardziej na świecie, ale tamten mógł nie mieć czasu, skoro nie było go przy nim, gdy go wypuszczali.

- Do mojego domu... Wiesz gdzie to, nie?

- Oczywiście!

I w ten oto sposób ruszyli małym samochodem przyszłego policjanta na Gangnam.

It's not over yet [junhwan ver.]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz