Rozdział 4

162 26 9
                                    

- Ech... W tej naszej stadninie nic się nie dzieje... - westchnęła Lily. Z reguły izabelowata, dwie gniadoszki i kasztanka trzymały się razem, lecz wiadomo było, że Light i Dream się przyjaźnią, tak samo jak Rose i Classic. Tylko że u tych drugich to było już rodzinne. Matki, babki i podobno nawet prababki tych klaczy traktowały się jak siostry.
- Masz rację... W naszej stajni nie ma ani zaskakująco dobrych ani złych wyścigowców. Bez sensu. - skomentowała kasztanka. - Nawet ta jędza, Night California wyjechała na debiut.
- Tylko mi nie mów, że za nią tęsknisz - to był głos Belli, która do tej pory tylko przysłuchiwała się rozmowie. Potrząsnęła czarną grzywą.
- No jasne że nie, no ale wiecie... Coś powinno się dziać. - Eight rzeczywiście się nudziła. Nic się nie działo, wszystko było dobrze. Nikt nikogo nie obgadywał, nikt nie rodził, nikt nie przyjeżdżał. Nic się nie działo.
- Słuchajcie. - odezwała się Big Dream - Ja to z wami mam. Zawsze narzekacie, jaki to świat okropny, a jak się zmieni, to jeszcze jest jeszcze gorszy.
- Nieprawda! - izabelowata klacz, która zawsze broniła się przed filozoficznymi oskarżeniami koleżanki, zaczęła mówić. Nagle coś zakłóciło jej głos. Był to stajenny, Will, który zawołał Lily i Eight. Miały się ścigać. Kasztanka przystąpiła nerwowo z nogi na nogę.
- No, dziewczynki, idziemy. - Nie, poprawka, ty idziesz, Lily idzie, a mnie ciągniesz. Jak zwykle.

Szli bez słowa do stajni. Tam Rose została oporządzona i osiodłana. Następnie trafiła na tor. Ostatni raz przed debiutem...

- Kochana, - zaczął trener głaszcząc ją po pysku - dzisiaj biegasz ostatni raz przed debiutem. Musisz się postarać. Będziesz ścigać się z Lily of Light, bardzo szybką klaczą. Mimo tego że nie ma dobrych rodziców, jest bardzo szybka, i większość osób stawia na nią.

Czyli dlatego Lily się nie przejęła rekordem Eight? Chciała z nią tylko wygrać? A może... Może naprawdę z nią wygra? A co jeśli jest taka szybka jak mówią?

- Wprowadźcie je do bramek. - rozkazał trener obu klaczy, Ethan. Był wysokim, barczystym mężczyzną. Nawet Rose, z reguły... Temperamentna czuła przed nim respekt. Mimo wszystko był jednak miłym facetem, kochał konie, a szczególnie wyścigi, całym swym wielkim sercem.

3... 2... 1... Już! Szybciej Rose, szybciej! Czemu on mnie do cholery jasnej wstrzymuje?

Dokładnie to samo pytanie miał w głowie Ethan, i wszyscy którzy się na to widowisko patrzyli. Była to dosłowna walka konia z jeźdźcem, dżokej zdawał się płonąć, a wszystko to przez tą rudą klacz, wyglądającą rzeczywiście jak ognisty płomień. Zadała wysoko głowę do góry, a jej grzywa wystrzeliła szybko do góry, jednak równie szybko opadła jej na oczy.

Chcę biec, przestań mnie trzymać!

⭐⭐⭐

Mamy już wreszcie pisany baaaardzo długo rozdział ^^ Nie zabijecie za długość pisania, prawda? Ale za to, na zachętę, poproszę po kilka gwiazdek 😚
Moje GWIAZDECZKI :****
Jak myślicie, kto wygra? Będzie ciężko z tym naszym uparciuszkiem :3 A mowa tu oczywiście, TYLKO i WYŁĄCZNIE o naszej kochanej Rosie <3
Koniec audycji, Ryjuffka żegna, bye!

MgłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz