Rozdział 11

1K 78 0
                                    

Wylądowali na powierzchni planety, niedaleko jej ukrytego domu. Mimo protestów ze strony całej trójki bohaterów i AP-5, Sho-wei uparła się by iść tam o własnych siłach. Zachowywała się tak, jakby zarówno ból jak i otwarta rana w boku były dla niej niczym. Bez problemu dorównywała im kroku.

Otworzyła im drzwi do małego pomieszczenia, przypominającego salon połączony z kuchnią. Wszystko było dokładnie poukładane, na wierzchu nie było żadnych śmieci czy niepotrzebnych rzeczy. Wydawało się nawet, że choć od lat nikt tu nie przyszedł to warstwa kurzu była dość cienka.

- Kiedy tu posprzątałaś? – spytał głupio Ezra.

- Nie sprzątałam. Tak tu jest zawsze – powiedziała spokojnie. – Czemu nikt z was nie pilnuje statku? – zmieniła temat, patrząc na niebieskowłosego. Nie uważała go za najlepszego wojownika, ale umiał głośno krzyczeć. I zaczynał denerwować szatynkę.

- Masz rację – przyznał Kanan. – Ezra...

- Jasne, jasne. Zajmę się wszystkim – zasalutował i wybiegł z domu, w stronę pojazdu.

- Kapitanie – dziewczyna zwróciła się do Reksa. – Wie pan cokolwiek o zszywaniu ran? – spytała. Jako weteran Wojen Klonów, on mógł mieć cokolwiek wspólnego z medycyną wojskową, w przeciwieństwie do Jedi czy tym bardziej jego padawana. Choć zakładanie szwów nie należało do najtrudniejszych.

- Nie za bardzo. Byłem żołnierzem, nie medykiem – wyjaśnił.

- Gdy sytuacja na wojnie jest krytyczna, nie ma podziału na funkcje, kapitanie. Każdy zajmuje się wszystkim. Musiał pan mieć jakiekolwiek przeszkolenie – zauważyła. – Zszywanie ran nie jest zbyt trudne. Pomoże mi pan? – spytała. Reks przytaknął, trochę niepewnie. – Dziękuję.

Ok, kolejny nie najlepszy rozdział. Mam nadzieję, że mimo to wam się podobał. Jutro Star Wars Day, wstawię trzy rozdziały + epilog:-) Tym razem na pewno! Więc czekajcie. Pierwszy będzie koło godziny 8 - 9:-) Do następnego!

Więzień Wojny||Star WarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz