KILKA TYGODNI PÓŹNIEJ...
Byliśmy już w domu, w Stark Tower (teraz to już Avengers Tower :D). Siedziałam na kanapie i piłam swoją kawkę. Ostatnio zaczęłam czytać bardzo ciekawą książkę o człowieku, który trafił na bezludną wyspę. Niesamowita. No i właśnie gdy piłam swoją kawkę, ktoś przestraszył mnie i kawka prawie poleciała na nowy dywan, który kupił Tony. Nie musiałam się odwracać żeby zobaczyć kto mnie przestraszył. Steve, ach ten Steve.
-Hej, panno wyspałaś się?- zapytał i pocałował mnie w policzek.
-A żebyś wiedział, że tak!- odpowiedziałam z bananem na twarzy i spytałam- A pan się wyspał?
-Oczywiście, że tak. Zawsze gdy z tobą śpię to jestem wyspany!- po tych słowach zaśmiałam się i cmoknęłam Steve'a w usta.
Steve siadł koło mnie i chciał mnie namiętnie pocałować, ale Clint wszedł i mu przeszkodził. Idąc do salonu zaczął gwizdać itd. Odwróciliśmy się w stronę Clinta i zaśmialiśmy się. A MIAŁO BYĆ TAK PIĘKNIE.
-Spokojnie, już sobie idę. Nie będę wam przeszkadzał- powiedział wesoło Clint i poszedł do swojego pokoju.
Steve popatrzył się na mnie i odezwał się:
-Too, na czym stanęliśmy?
-Chyba na...
Steve znowu się przybliżył i chciał w końcu mnie pocałować. Prawie się udało, lecz przeszkodzili nam Thor i Bruce. Steve się oburzył i zakręcił oczami. Przywitałam się z chłopakami, wstałam i poszłam do kuchni zrobić im kawę. Chłopcy (razem ze Steve'em) usiedli przy stole i czekali na świeżą kawusię.
Kawa była gotowa! Położyłam wypełnione filiżanki na tacy i zaniosłam na stół. Przysiadłam się do moich bachorów (tak nazwałam Thora, Bruce'a i Steve'a) i przysłuchiwałam się rozmowom. Do kącika rozmów przyłączyła się Natasha. Była już ubrana w codzienne ubrania. Było super, wszyscy się śmiali i w ogóle, nagle słychać było pękanie ścian. Wszyscy siedzieli ciszy, żeby sprawdzić czy im się nie przesłyszało. Razem z Natashą pobiegłyśmy do pokoju ubrać się w nasze stroje. Tym razem zmieniłam trochę swój ciuch. Zakryłam swój dekolt i brzuch. Miałam wszystko obcisłe tak jak Natasha, ale płaszcz sobie zostawiłam. Gdy byłyśmy już gotowe wjechałyśmy windą na sam szczyt budynku żeby sprawdzić co się dzieję. Nie uwierzycie co tu się ZNAJDUJE! Jakaś wielka maszyna podłączyła się do dwóch ostatnich (od góry) pięter i chyba chce te dwa piętra wyrwać. Przyglądałam się dokładniej. W środku maszyny siedział jakiś facet z mechaniczną ręką. Spojrzał na mnie zza wielkiej szyby, odłączył się od budynku i zmierzył w moją stronę... Natasha kazała mi zeskoczyć z dachu. Zrobiłam to i z wielkim hukiem wylądowałam na ziemię. Ciągle biegłam przed siebie, ale ta maszyna była coraz bliżej! Traciłam już siły. Odwróciłam się i facet strzelił jakimś dziwnym pociskiem. Stała i nic nie robiłam. Nagle przede mnie wbiegł Steve... Mnie wywaliło gdzieś daleko (bo ten pocisk był naprawdę mocny!). Pył latał po całym Nowym Yorku. Podniosłam głowę i zobaczyłam, że maszyna znikła a Steve... Leżał... W końcu podniosłam się cała i pobiegłam w jego stronę. Był cały we krwi (dobra, nie cały...). Mówiłam do niego, krzyczałam, wołałam. W ogóle nie drgnął! Łzy zaczęły mi ściekać po policzkach. Steve, on... NIE! Przyłożyłam ręce do jego klatki piersiowej i reanimowałam go. To nie działało. Podłożyłam rękę pod jego głowę. Zaczęłam głośno płakać i wołać. Niebo nade mną zaczęły się chmurzyć. Czułam krople deszczu spadające mi na plecy. W końcu zaczęła się ulewa, a ja nadal byłam przy Steve'ie. Koło mnie znalazła się Natasha. Przytuliła mnie i płakała. Obie płakałyśmy. W pewnej chwili zlecieli się wszyscy. Nawet Nick.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak mi się jakoś zebrało, żeby napisać coś tragicznego.... TAK JAKBY
YOU ARE READING
Witaj w Świecie Bohaterów! Witaj w Moim Świecie...
FanfictionLetty O'Connel ma wstrzyknięte serum dające wielką siłę i... Na swojej drodze spotyka Steve'a Rogersa... Kapitana Amerykę...