Rozdział 12.

431 18 5
                                    

Od dwóch tygodni nie wychodzę z pokoju. Cały czas myślę o tym co się stało tamtego dnia. Kiedy zamykam oczy widzę jego twarz... Ciepłą twarz. Łzy spływały i nadal spływają mi po twarzy.

Usłyszałam pukanie do drzwi.

-Prosze- powiedziałam cichym głosem.

-Hej! Czemu mi nie otwierałaś wcześniej?- spytałam się Wanda.

-To ty już wcześniej mnie odwiedzałaś?- spytałam bardzo zdziwiona.

-Tak...Za każdym razem nie mi nie otwierałaś- wytłumaczyła, śmiejąc się.

Lekko się uśmiechnęłam i znowu posmutniałam. Wanda przybliżyła moją głowę do jej ramienia. Dała mi się porządnie wypłakać... Tak bardzo się cieszę, że Wanda przy mnie jest (jest dla mnie jak... JAK SIOSTRA). Zawsze mogłam na nią liczyć... NAWET W BARDZO TRUDNYCH CHWILACH. Nie chciałam już tej ciszy i spytałam z ciekawością.

-Wierzysz w to, że nie wychodzę z pokoju już od dwóch tygodni?

-Od miesiąca.

-Jak to od miesiąca?!

-Od jego śmierci minął miesiąc... A ty tyle siedzisz w tym pokoju... MIESIĄC.

-Jeny, straciłam poczucie czasu.

-Zdarza się.

Jestem tu aż miesiąc?! Chyba powinnam zejść na doł do reszty "AvenRodziny". Nie widziałam i już baaardzo długo.

Wanda powiedziała, żebym przyszła do nich jeśli będę miała ochotę. Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się. Wanda przytuliła mnie i wyszła z pokoju. Musiałam coś ze sobą w końcu zrobić. Zwlokłam się z łóżka i poszłam do łazienki pod prysznic. Po moim prysznicu podeszłam do szafy, wzięłam z niej biały T-shirt, jeansowe rurki i szarą, zasuwaną bluzę. Wzięłam gumkę do włosów i zrobiłam sobie szybkiego, ale ładnego koka. Na koniec założyłam białe tenisówki (takie, no wiecie... Po domku :D). Wyszłam z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Zjechałam windą do salonu.Wszyscy siedzieli przy stole i o czymś rozmawiali. Próbowałam się uśmiechać, ale coś mi nie wychodziło. Tony odwrócił się.

-Hej! Nareszcie wyszłaś z pokoju! Wiesz, że zapomniałem już jak wygląda twoja twarz?- mówił Tony.

-(śmiech) Też się cieszę, że z tamtąd wyszłam... Nie wychodziłam z tamtąd, bo nie mogłam... Nie dawałam rady. Ciągle myślę o tym co się wydarzyło- tłumaczyłam w bardzo dziwny sposób.

-Rozumiem... Wiesz, że nie możesz ciągle o tym myśleć. To tylko pogarsza twój stan... Musimy się teraz skupić na uratowaniu ziemi... NO DOBRA, WSZECHŚWIATA!- wytłumaczył mi Tony.

Wiem, że muszę w końcu z tym skończyć. Tylko jak? To nie jest takie proste jak się wydaje. Myśląc nad tym co powiedział Tony, przysiadłam do stołu... Do reszty... Do mojej rodziny. Natasha złapała mnie za dłoń i lekko ją ścisnęła. Widziałam jak łzy spywają jej po policzku. Znała go długo, nie dziwie się że też płacze. Tą potrzebną ciszę przerwał nam alarm na wezwanie. Wszyscy zeszliśmy z krzeseł i biegem skierowaliśmy się do Nick'a. Kiedy drzwi się rozsunęły (tak to były drzwi rozsuwane) widzieliśmy masę ludzi, którzy przygotowywali się do jakiejś walki. Nick odwrócił się w naszą stronę. Miał naprawdę poważną twarz. Poważniejszą niż zawsze. Zaczął do nas podchodzić.

-Avengers. Ciekawicie się pewnie co tu się dzieje. Loki powrócił... I to nie sam. Zjednał sobie wielu naszych przeciwników w tym Ultrona- tłumaczył nam Nick.

-Przecież pokonaliśmy Ultrona!-od razu wystąpił Tony.

-Tak jak Lokiego?- spytał retorycznie Fury.

Witaj w Świecie Bohaterów! Witaj w Moim Świecie...Where stories live. Discover now