To miała być zwykła akcja.
Ja. Asia. Riv. Zosia. Maja. Bucky. Loki. Steve.
Normalna akcja. Zniszczenie jednej baz Hydry.
Ale nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw.
Nie... nie byłam na to przygotowana.
Zaatakowali. Było ich więcej niż myśleliśmy.
Gdzie oni są?
Uciekli.
-Nat?!
Zostałyśmy my.
Maja?
Przyjaciółki na zawsze.
To koniec.
To nie był koniec.
-Wiem.
To był dopiero początek.
*
2 lata później...
Napad. Ale nie zwykły. Hydra zaatakowała. Avengersi zostali zawiadomieni natychmiast. Bucky, Steve, Loki, Riv, Asia i Zosia dotarli jak najszybciej na miejsce. Nie wiedzieli czego mogą się spodziewać.
Byli gotowi na wszystko.
Tylko nie na... pustkę.
Nikogo nie zastali. Zaczęli się zastanawiać czy nie zostali przypadkiem zwołani dla jaj. Może Tony lub Fury chciał im zrobić żart? Przeszukali każdy kąt.
I znaleźli.
Na niebie.
W części miasta było słuchać helikopter. Podnieśli głowy. Jednak zanim się mu dokońca przyjrzeli, usłyszeli huk. Przed nimi stanął anioł. Spadł z nieba. Nic nie robił. Wpatrywał się w nich tylko. Włosy przysłaniały mu twarz. Piękne, białe skrzydła lśniły w mroku. Istota się nie ruszała.
Kapitan Ameryka podszedł. Przed sobą trzymał tarczę, nie będąc pewnym z czym ma do końca doczynienia. Chciał zbliżyć się bardziej, ale coś, a raczej ktoś mu przeszkodził.
Z helikoptera, który był czarny jak ta noc wypadła istota. Czyżby kolejny anioł?
Wylądował przed samym Kapitanem. Ale nie, ten nie miał skrzydeł. Jedynie blond włosy i maskę na twarzy. W błękitnych oczach jedynie szaleństwo.
Reszta stojących z tyłu przyglądała się temu z uwagą. Zimowy żołnierz złapał za nóż. Asia jak i Zosia ustawiły się w pozycji obronnej. Loki oraz Riv byli gotowi do użycia czarów.
Anioł podniósł głowę.
Stanął obok złotowłosej.
Razem patrzeli na byłych przyjaciół z czystym mordem.
-M-maja...?- Kapitan Ameryka się zająkał. Nie wiedział co się działo. Opuścił tarczę. Czego od razu pożałował. Wylądował kilka metrów dalej po uderzeniu skrzydłem.
-Nat?- Asia zwróciła się do niebieksookiej. Patrzyła jej w oczach. Nie znalazła tam swojej dawnej przyjaciółki. To nie była ona.
-Maja, Nat, co się dzieję? Wy...- Zimowy Żołnierz zaciął się, widząc na ich ramieniach tak dobrze znane mu znaki. Hydra.
-Nikogo takiego tu nie ma- anioł i złotowłosa powiedziały to jednocześnie, jakby czytały sobie w myślach.
Nie używali już zbędnych słów.
Maja, anioł o srebrnych skrzydłach podleciała do Rogersa. Walnęła go kilka razy ze skrzydła. Widać, że był już na skraju wytrzymałości. Złapała go za barki i wzleciała w powietrze. Aby następnie go wypuścić.
Wszyscy zwrócili wzrok na Kapitana Amerykę, który leżał na ziemi. A z jego głowy wydobywała się krew. Z całego ciała.
Nat, złotowłosa niebieskooka wyjęła nóż i rzuciła nim w najbliższą osobę.
Nawet Zimowy żołnierz nie był na to gotowy.
Z jego piersi wystawał nóż.
Upadł na kolana oddychając nierówne. Słychać było krzyki. Krzyki wszystkich. Ale nie jego. Leżał na ziemi. Nie podniósł się już. Czerwona ciecz wylewała się jakby litrami.
Anioł rzucił swojemu towarzyszowi karabin. Sam zaatakował dwójkę z nich. Blondwłosa miała znaczną przewagę. Razem, stanowiąc duet zabili wszystkich w nie więcej niż 5 minut.
Misja wykonana.
Hydra spisała się, tworząc takich zabójców.
Obie odchodzą z powrotem w mrok. Zostawiając za sobą może krwi, krzyków i niewypowiedzianych słów.
Zostawiły za sobą śmierć.
I nie czuły żadnych wyrzutów.
Żadnych.
CZYTASZ
Bucky- Nasz Miszcz
FanficTa książka powstała na celu uhonorowania mężnego, odważnego, wspaniałego... Żołnierza, który kocha wpieprzać śliwki, czyta Stucky, ma jakąś fazę na kciuki i 98% czasu spędza na kłóceniu się ze mną. W sumie bardziej ja z nim. W ciągu reszty- 2% wpie...