Rozdział 18

637 47 9
                                    

Ze snu wyrwał mnie chłodny powiew powietrza. Otuliłam się moim ulubionym kocem i schowałam w głąb śpiworu, jednak to nic nie dało. Wciąż czułam cholerne zimno. Zrezygnowana otworzyłam oczy i podniosłam się. W namiocie nie zastałam nikogo. Wykorzystałam chwilę, aby się przebrać. Założyłam dżinsowe potargane spodnie, biały podkoszulek i czarną rozpinaną bluzę. Niestety żadna bluza nie równa się z bluzą Chrisa, która pod względem ciepła i wygody jednogłośnie wygrywa z wszystkimi moimi bluzami. Rozczesałam włosy, wzięłam gumę do żucia i wyszłam na zewnątrz. Na trawie wciąż widniała rosa. Słońce powoli zaczęło wstawać, ale nie na tyle, aby mogło mnie choć trochę ogrzać. 

- Jak się spało? - zapytał brunet układając gałęzie.

- Zimno. - odpowiedziałam.

- Dałem Ci wczoraj bluzę. Czemu jej nie założysz łajzo? - zdziwił się spoglądając w moją stronę.

Nie mogłam wyznać, że czuję się winna nosząc ją po wczorajszych wydarzeniach.

- Nie chcę Ci jej zabrudzić - odpowiedziałam. 

- A no tak, przecież gdybym dostrzegł jakiekolwiek zabrudzenie kazałbym Ci czyścić je językiem - odrzekł, a na jego twarzy pojawił się chwilowy uśmiech rozbawienia - eh, zaraz skończę konstruować moje piękne ognisko, więc zaraz się ogrzejesz.

- Okay - powiedziałam siadając na jednej ze zrobionych wczoraj przez chłopców ławek.

- Witaj księżniczko - usłyszałam za plecami.

- O, już wstałeś? - zapytałam odwracając się w stronę Alexa. Mojego chłopaka.
Swoją drogą, bardzo dziwacznie brzmi połączenie tych słów. 

Chłopak dał mi buziaka w usta i siadł obok. 

- No jasne! Wszyscy już wstali, nie chcieliśmy cię budzić śpioszku - odpowiedział uśmiechając się.

Faktycznie, dopiero teraz przypomniałam sobie, że przecież Noory i Mai nie było w namiocie. 

- W takim razie gdzie są wszyscy? - zapytałam rozglądając się wokół. 

Nikogo nie dostrzegłam. 

- Są nad jeziorem. Chłopcy usłyszeli od Mai, że widziała rybę w wodzie, więc Magnus założył się z Mahdim, że ten nie złowi żadnej ryby no i tak o to od samego rana stoimy nad jeziorem poszukując cholernego kawałka mięsa - wytłumaczył Alex śmiejąc się. 

- Czasem nie wiem czy mam się załamać z waszej głupoty czy już płakać nad waszym losem - oznajmiłam wybuchając śmiechem. 

Po chwili przyszło całe kółko różańcowe. Mahdi złowił rybę. Wyglądała ohydnie. 

- Stary, naprawdę chcesz to zjeść? - zapytał Magnus. 

- No jasne, wiesz jak taka ryba jest zdrowa? - odpowiedział chłopak próbując nabić rybe na patyk. 

- Jesteś okropny - stwierdziła Vilde z zniesmaczoną miną.

Mahdi w odpowiedzi wyszczerzył zęby w uśmiechu jakby był z tego dumny. 
No tak, bo jest z czego. 

- W końcu wstałaś! - zauważyła Noora patrząc prosto na mnie.  

- A no - przytaknęłam - Jaka szkoda, że ominęło mnie ślęczenie nad wodą i szukanie obślizgłego wodnego stworzenia. 

- Oj masz czego żałować - oznajmił Mahdi machając swoim połowem. 

Fu. 

- Daj jej spokój - powiedział Alex - Wszyscy napewno zazdroszczą Ci tej ryby, ale naprawdę możesz oszczędzić nam tego widoku.

- I tak jej bym wam nie dał - odpowiedział urażony chłopak obracając się do nas plecami i ponownie wykonując próbę nawleczenia jedzenia na patyk. 

Alex zaśmiał się kręcąc głową. 
Jonas wziął rozpałkę i rozpalił ognisko. Zaczęło robić mi się coraz cieplej, dlatego z każdą chwilą miałam coraz lepszy humor. Tak nawiasem mówiąc, kiedy jest mi zimno strasznie ciężko i niechętnie mi się z kimkolwiek rozmawia. Czuję się, jakby cała moja energia szła na rozmowę zamiast na to, aby ogrzać moje zmarznięte ciało. Później zjadłam przygotowane przez Noore kanapki z nutellą i podsmażanym bananem przez co już całkiem stałam się małą kuleczką szczęścia. Po rozmowie z Saną Alex znowu przysiadł się do mnie. 

- Co jest? - zagadał.

- To znaczy? - zdziwiłam się.

- No jesteś taka uśmiechnięta i w ogóle - wytłumaczył uśmiechając się. 

- Jedzenie.

- No tak - szatyn wybuchnął śmiechem, a na jego policzku pojawił się ten uroczy dołeczek. 

No musiałam go dotknąć. 

- O nie, zostaw go - powiedział kiedy palcem przejechałam po jego policzku gdzie pojawił się dołeczek. 

- Jest przeuroczy - oznajmiłam.

- Nie, nie jest - zaprzeczył śmiejąc się. 

- Nazwałabym go Hans. 

- Okay. Niech będzie Hans - zgodził się - Ale pod warunkiem, że pójdziemy się przejść. 

Przegryzłam wargę. Ostatnim razem nasze spotkanie sam na sam skończyło się tym, że zostaliśmy razem. Co teraz? 

- Oj, no nie bój się przecież nic Ci nie zrobię - powiedział wstając i wyciągając rękę w moją stronę. 

- Jasne. Tak jakby morderca miał powiedzieć ,,chodź ze mną, spokojnie kiedy oddalimy się o kilkaset metrów zadźgam cię, wypatroszę z wszystkich drogich narządów i zakopie gdzieś w lesie gdzie zasadzę malutkie drzewko." 

- Przecież to bez sensu. Wiadomo, że lepsza byłaby jakaś choinka czy choćby kwiatki... - oznajmił. 

Zgromiłam go morderczym spojrzeniem. 

- No chooodź - zachęcał.

W końcu poddałam się jego żałosnym prośbom. Ostentacyjnie westchnęłam i podniosłam się ignorując jego wyciągniętą rękę. 

- Okaay - powiedział odwracając się za mną i dorównując mi kroku. 

Szliśmy przez jakiś czas pokazując sobie nawzajem chwasty i robactwa. Romantycznie. 
W pewnym momencie kiedy byliśmy dosyć daleko chłopak złączył nasze ręce. 

Na mojej twarzy wyłonił się niekontrolowany uśmiech. 

- Kiedy zaczęłam Ci się podobać? - wypaliłam.

To pytanie, które od samego początku mnie nurtowało i po prostu nie mogłam nie wykorzystać tej okazji.

- Odkąd cię poznałem nie mogłem oderwać od Ciebie wzroku. Później po nocowaniu.. nie mogłem przestać o Tobie myśleć, zacząłem sobie mówić ,,stary ogarnij się" ale naprawdę nie potrafiłem, to jest ten moment kiedy tak bardzo wpadasz po uszy, że nie potrafisz normalnie funkcjonować nie myśląc o tej osobie, chyba naprawdę się zakochałem. - odpowiedział pierwszy raz będąc tak poważnym. 

Słysząc te słowa od razu do moich oczu napłynęły łzy wzruszenia, a raczej całe jezioro. 

Mocniej ścisnęłam jego dłoń, nie odzywając się. 

- Myślisz, że to ma sens? - zapytałam po chwili milczenia.

- Myślę, że kiedy już Ci się oświadczę kupując najdroższy pierścionek jaki sobie tylko wymarzysz, wybuduję nam piękny domek, zasadzę drzewko i wspólnie wychowamy nasze dzieci - odpowiedział.

- A tak serio?

- Zasadzę róże. - poprawił się a na jego twarzy pojawił się uśmiech.

- Cholerny śmieszek - wymamrotałam puszczając jego rękę i przyspieszając kroku zostawiając go w tyle. 

- Stój, Eva gdzie idziesz? - zaśmiał się chłopak starając nadążyć mojego kroku. 

- Idę szukać pieprzonego, malutkiego drzewka. 

CLOSEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz