Rozdział 14. Bonus.

982 111 25
                                    

Zapraszam do czytania przy słuchania tej piosenki, ja tak robiłam. A jeśli nie, to zachęcam do obejrzenia filmiku.
Rozdział zawiera sceny +18. Enjoy c:

Cas płonął. Każda komórka wybuchała, każdy nerw palił. Dean powoli rozbierał go z kolejnych warstw, sprawiając, że czuł się wrażliwszy, prawie nagi. A jednocześnie potrzebował więcej, tak dużo więcej.

- Dean... proszę – nie potrafił tego ubrać w słowa, jego ciało nigdy tak nie reagowało. Jego ciało, już nie naczynie.

- O co prosisz, Cas? – anioł poczuł jak miękkie usta Deana powoli wędrują po jego żebrach, całują kość biodrową, potem schodzą niżej, traktują jego udo, kolano, łydkę jak najdelikatniejszy jedwab. Wargi Deana były pędzlem, a Castiel miał wrażenie, że naprawdę go maluje. Zostawia kolorowe ścieżki na jego ciele, które każdy będzie mógł podziwiać, które zostaną na zawsze, nie znikną, nie zmyją się.

- Więcej, proszę o... dotknij mnie, Dean – spojrzał na łowcę błagalnym wzrokiem, tak bardzo potrzebował w tym momencie jego piegowatej skóry, zielonych oczu i ciepłych dłoni, które zdawały się nielogicznie delikatne. Jak dłonie artysty, nie człowieka, który na co dzień widywał rzeczy, mrożące krew w żyłach.

Wygiął plecy w łuk, jęknął. Zacisnął dłonie w pięści, żeby powstrzymać je przed drżeniem. Nie na długo, Dean rozluźnił jego palce, jeden po drugim, potem splótł je ze swoimi. Jego kolejne słowa obudziły w nim uczucia, o których nie potrafił mówić, ale które czuł całym sobą. Sercem, duszą, ciałem.

- Nie zamierzam zerżnąć cię szybko, Cas, bo nie potrafię. Zmierzam dać ci to, na co zasłużyłeś przez te wszystkie lata, aniołku. Nie pospieszaj mnie, zajmę się tobą, obiecuję, ale to może poczekać. Mamy czas.

Potem były tylko gwiazdy i Dean, Dean, Dean.

Cichutkie jęki, delikatny dotyk, wilgotna skóra, miękkie usta i smak każdego z nich. Zmysłowość, sensualność, naturalna w swojej najpiękniejszej formie, najprawdziwszej i najszczerszej. Takiej, która mogła przyjmować wiele nazw, ale te puste słowa i tytuły nic nie znaczyły. Castiel dopiero się o tym dowiadywał, ale szybko się połapał. Takie było jego uczucie do Deana. Bezinteresowne. I umiałby je nazwać, jednak nie potrafił użyć słów, bo były zbyt puste, nic nie warte, i tak zawsze zostawały złamane.

Dlatego nic nie mówił, oddał za to Deanowi wszystko, co miał.

***

Każdy milimetr skóry anioła był najcudowniejszą rzeczą, jakiej Dean mógł dotykać, każda blizna, zadrapanie, każda niedoskonałość potwierdzała jak doskonały jest tak naprawdę Cas.

Słyszał jego ciche jęki, zdawał sobie sprawę, jak dziwne i nowe to jest dla drugiego mężczyzny. Dlatego nie zamierzał się spieszyć, nie zamierzał tego zepsuć, tej jednej rzeczy po prostu nie mógł spieprzyć.

Dłońmi pieścił go w najintymniejszych miejscach, ustami dotykał jego ust, szeptał słowa przywiązania w ciepłą skórę. Powoli doprowadzał go do ekstazy, cichego i jednocześnie krzyczącego spełnienia. Tak miało być, tak Cas miał się czuć zawsze.

Doceniony.

Potrzebny.

I kompletnie, w stu procentach Deana. Nie Boga, nawet jeśli go stworzył. Nie Nieba, bo tam nie należał. Żadnego innego człowieka, bo tego nie chciał. Deana, bo tworzyli razem coś. Dziwne, nienazwane, pełne wątpliwości i niepewności, ale w tym samym czasie nierozerwalne, mocniejsze od stali, cenniejsze od złota, diamentów, szlachetnych kruszców.

Powoli zszedł pocałunkami na jego szyję, szczególną uwagę poświęcił temu czułemu punktowi za uchem, który odkrył u anioła kilka godzin wcześniej. Potem niżej, obojczyki, ramiona, wnętrze łokci, dłonie, z powrotem do klatki piersiowej, której poświęcił odrobinę więcej czasu. Kolejno brzuch, kości biodrowe, uda, kolana, łydki, sklepienie stóp, potem w górę.

Potem szybko sam ściągnął dżinsy, koszulkę, bieliznę, przygotował Casa, powoli i najdelikatniej jak umiał. Zadziwiające, ręce wojownika, poharatane dłonie potrafiły dać więcej ciepła niż cała ulica przypadkowych osób, prawników, lekarzy, polityków.

Zanim połączył ich ciała w jedno, Dean nachylił się, ustami muskając małżowinę ucha Casa.

- Potrzebuję cię, Cas. Zawsze.

Kocham cię, Cas. Zawsze.

Dużo osób prosiło o scenę łóżkową. Nie zamierzałam tu pisać erotyków, więc wyszło to. Powiedzcie co sądzicie, jak Wam się podoba. To bardzo ważne. Serio.

Oprócz tego mam pytanie. Nie przeszkadza Wam brak wartkiej akcji w tym opowiadaniu? Chodzi mi o to, że skupiam się głównie na uczuciach, a walka z Dzikim Polowaniem schodzi na drugi plan. Może tak być? Piszcie. 

Ave, łowcy.

/v.

Beloved. Destiel Story.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz