Rozdział 5.

1.3K 141 67
                                    

Tej nocy Dean nie spał wcale. Cas odpłynął na kanapie, gdzie przeglądał jedną z książek z biblioteki. On został przy stole, pociągał od czasu do czasu z butelki, która ostatnio często mu towarzyszyła. Czuł ciepło rozlewające się po jego zmarzniętym ciele, szczypało go w gardle od procentowego trunku. Dobrze, że miał mocną głowę.

Zamknął jedną z ksiąg, sięgnął po kolejną i jeszcze następną. Pierwsze strony przerzucił bez większego zainteresowania. A potem...

Tak jak każda grupa, Dzikie Polowanie ma swojego przywódcę. Jest nim Sanguis. W wolnym tłumaczeniu oznacza to krew, materiał, z którego Dzicy Myśliwi czerpią siłę. Nie należy jednak mylić ich z wampirami, są bowiem o wiele bardziej brutalni, lubują się w łowach na delikwenta i jego powolnym katowaniu, dopóki samowolnie do nich nie dołączy. Krew musi być upuszczana powoli, następnie jest nią karmiona ofiara. Dodaje się do niej zazwyczaj mleko i pokruszone kości zabitej sarny. Stopniowo zmienia się składniki, tak aby jak najlepiej było manipulować pokrzywdzonym." Tutaj Dean przerzucił kilka stron, ominął jak na razie opis rytuału przejścia. Chciał dowiedzieć się czegoś więcej o przywódcy pół-demonów. Nie zawiódł się.

Większość demonów można przywołać, z Sanguisem nie jest inaczej. Potrzeba jednak do tego specjalnie narysowanej pułapki oraz serca ostatnio zabitej ofiary. Istnieje jednak haczyk. Przywódca Dzikiego Polowania pożera serca zamordowanych przez swą hordę. Rytuał musi być wykonany na pustkowiu, niedaleko poświęconego jeziora, Sanguisa brzydzi bowiem woda święcona. Pod tym względem również jest podobny do innych mieszkańców Piekieł. Jego upadek oznacza upadek całego Dzikiego Gonu. Niestety, ich ofiar nie da się uratować, a cała misja wiąże się z nieuchronną śmiercią śmiałka."

Dalej był tekst po łacinie, ale Dean już znalazł to, po co przyszedł. Zerwał się z krzesła, poczuł na powrót siłę, która wcześniej go opuściła. Casa chyba obudziły gwałtowne ruchy Winchestera, zaraz stał przed nim, złapał go za ramiona.

- Dean, co się dzieje? Wszystko w porządku?

Troska szybko zniknęła z twarzy anioła, gdy zobaczył ogrom ulgi w zielonych oczach i uśmiech na twarzy Winchestera.

- Wiem, jak możemy odzyskać Sama. - nie wspomniał, że najprawdopodobniej on będzie musiał zginąć. Tym razem na dobre.

***

- Nie zgadzam się na to, Dean. Nie zrobisz tego sam. Wiem, że chcesz ratować brata, ale nie pomożesz mu martwy.

- Cas...

- Posłuchaj mnie, Deanie Winchesterze. Zbyt wiele poświęciłem dla ciebie i Sama. I Bóg mi świadkiem, nawet jeżeli chwilowo jest nieobecny. – oho, Castiel zaczynał drugą już tego dnia mowę – Nie pozwolę, aby zabrano mi cię coś po raz kolejny. Nie ma znaczenia, czy to Sanguis, demon czy zwykły wampir. Ponownie upadłem, ale staram się jak mogę. I nie dam ci się zabić. Nie rozumiesz?

Co miał powiedzieć Dean? Zatkało go. A Cas stał przed nim z lekko przekrzywioną głową. Wyglądał uro... dziecinnie. Winchester westchnął, przejechał dłonią po twarzy, odetchnął głęboko.

- Czego nie rozumiem, Cas?

Że się za to obwiniasz zawisło w powietrzu niewypowiedziane. Usłyszał jak Castiel mamrocze pod nosem coś, co brzmiało niebezpiecznie podobnie do damn it, Dean. 

A potem poczuł dłoń we włosach, miękkie wargi na swoich, cień zarostu ocierającego jego piegowatą skórę. Z opóźnieniem zdał sobie sprawę, że anioł faktycznie go całuje, że sobie tego nie wyobraża, że to nie jego dzika fantazja. Po kolejnej chwili dotarło do niego, że odpowiada na pocałunek, ba, jego ciało reaguje na niego w dość... zdradliwy sposób. I nigdy nie przyznałby się do dźwięków, które z siebie wydawał, i które wyraźnie jeszcze bardziej zachęcały Casa.

Beloved. Destiel Story.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz