Rozdział 8.

977 130 56
                                    

Cas nie zgodził się, żeby jechali oddzielnie. Wsiadł za kółko Impali nie słuchając protestów Deana, powiedział, że po drugi samochód wróci potem. Winchester kiwnął głową. Był wykończony. A przecież nie zrobił nic.

Jechali w ciszy. Anioł uważał, wiedział, że jeśli cokolwiek stanie się z samochodem, to starszy z braci go rozszarpie.

- Cas? Czemu tu jesteś? - głos starszy z braci miał trochę zachrypnięty, mówił niewyraźnie. Brzmiał jakby był pijany, chociaż nie wypił ani grama alkoholu.

Żołnierz Niebios zastanawiał się chwilę nad odpowiedzią. Wiedział, że Dean jest teraz pod wpływem emocji i w normalnej sytuacji w życiu nie zadałby takiego pytania. A on w życiu by na nie nie odpowiedział. W końcu otworzył usta, żeby powiedzieć tylko jedno króciutkie zdanie. Pięć słów.

- Bo ty tu jesteś, Dean.

***

Już w bunkrze Castiel wsadził Winchestera do łóżka, udając, że nie słyszy jego protestów i "Nie jestem dzieckiem, Cas.". Łowca potrzebował porządnego odpoczynku, bo kocie drzemki na kanapie i przy stole w bibliotece się nie liczyły.

Usiadł na krześle przy łóżku Deana i czuwał. Pamiętał jak kiedyś powiedziano mu, że to trochę dziwne. Siedzenie bez ruchu i patrzenie na śpiącego mężczyznę. Ale w takim razie nie widzieli śpiącego Winchestera. Zamknięte powieki, długie rzęsy rzucające cień na policzki, lekko rozchylone usta, piegowate czoło rozluźnione, bez zmarszczek, tak samo jak przyprószona zarostem szczęka.

Zazwyczaj spał na brzuchu. Cas zastanawiał się, czy to dlatego, że boi się, że kiedyś obudzi się i zobaczy kogoś mu bliskiego płonącego na suficie. Oczywiście nigdy o to nie zapytał, nawet jako anioł wiedział, że nie wypada.

Wszystko było spokojne dopóki nie przyszły koszmary. Dean zaczął się wiercić, gałki oczne poruszały się szybko pod powiekami. Castiel chciał dotknąć jego czoła, uspokoić sny. Nie mógł i zabolało go to mocniej niż się spodziewał. A łowca robił się coraz bardziej niespokojny, przekręcił się na plecy, wygiął ciało w łuk. Sapnął, raz, drugi. Wyglądał jakby cierpiał.

Ale to dopiero imię anioła padające z jego ust ocuciło Casa. Wstał, krzesło niebezpiecznie się zachwiało. Podszedł do łóżka Deana, usiadł na brzegu i położył mu dłoń na spoconym czole. Nie próbował go budzić, gdzieś kiedyś słyszał, że osoba wyrwana z koszmaru nie do końca wie, co się dzieje. Jednak nie było takiej potrzeby, bo po chwili dreszcze ustały a ciało młodszego mężczyzny zwiotczało ponownie.

Jestem tu, Dean.

***

- Więc trzymają go w Niebie?

Siedzieli przy stole w kuchni, na blacie leżały porozkładane książki, laptop i kubki z kawą.

- W skrócie, tak. Chuck miał tam rezydencję, zanim nas zostawił. Problem w tym, że za każdym razem wygląda ona inaczej. Korytarze się zmieniają, pojawiają się nowe przejścia. Sam jest najprawdopodobniej w jednej z sal pod... powierzchnią.

Dean kiwnął głową, zmarszczył brwi. Cały czas to jeszcze przetwarzał. Ale czuł się lepiej niż wcześniej, przynajmniej teraz mieli jakiś namacalny plan.

- Kto otworzy portal? Nie chcę pracować więcej ani z Crowleyem ani z Roweną.

Castiel pokiwał głową.

- Jest ktoś... to jeden z aniołów, który już dawno opuścił Niebo, ale udało mu się zachować łaskę. Nie wiadomo jak to zrobił. Jest ścigany. Musielibyśmy go znaleźć. Wiem, gdzie może być.

Beloved. Destiel Story.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz