1.

82 3 0
                                    


Transportowiec przedzierał się przez deszcz. Ogromne, boczne wirniki rozcinały krople, sypiąc w strugi ulewy kryształową rosą. Woda lała się po zgniłozielonym kadłubie, wiatr szarpał lotnikiem jak dziecięcą zabawką. Trochka przycisnęła nos do zachlapanej szyby. W dole widać już było Febupolis, wielkie i rozlazłe miasto stare jak pamięć ludzka. Na wschodzie majaczył, niewyraźny jeszcze, grzebień grzbietowy Domeny – Wielki Wschodni Mur, wzniesiony przez starożytnych. Warstwa po warstwie, uczyniono z niego jedyną barierę przed grozą z lasów gęsto porastających dzikie ziemie na wschodzie. Potężne skalne bloki przez długie stulecia wojen obsypywano ziemią i piachem, podwyższano, reperowano, wzmacniano drewnianymi palisadami. Wreszcie zamknięto Mur w szkielet ze stali i żelaza, opleciono siecią kamer i czujników, przyklejono z jednej strony baraki, schrony i poligony, a z drugiej zasieki i płoty pod napięciem.

– Mała, ślepia sobie wyślipisz jak się będziesz tak wlepiać.

Trochka podniosła oczy i spojrzała na siedzącego naprzeciwko niej mężczyznę. Wielki, muskularny i włochaty jak małpa, również wyglądał przez okno. Od policzków, przez masywną szyję sterczącą spod szarej koszulki, aż na muskularne ramiona, pokryty był tatuażami. Jakby spowił go wyblakły ogród piorunów, róż, nietoperzy i odurzających liści. W pożółkłych zębach przesuwał wymiędloną wykałaczkę. Czarne, sztywne włosy tworzyły mu na głowie niemal lwią grzywę. Skórę miał mlecznobiałą, podobnie jak błękitne oczy wskazującą na północną krew. Tylko te włosy nie pasowały, może farbował, a może był to wynik domieszki obcych genów.

Trochka mu nie odpowiedziała, nie podobał się jej ten facet. Rozejrzała się po pozostałych obecnych w kabinie pasażerskiej transportowca. Nikt tutaj nie wzbudzał zaufania, a tym bardziej nie wyglądał na chętnego do zawierania znajomości. Obok wielkoluda w tatuażach siedzieli kobieta i mężczyzna, podobni do siebie, chyba rodzeństwo. Oboje mieli krótko obcięte, jasnoblond włosy, facet w dodatku gęstą brodę, kobieta szkarłatną szminkę na ustach. Ich błękitne oczy spoglądały zimno. W przeciwieństwie do sąsiada, który na koszulce nosił skórzaną kamizelkę, byli umundurowani. Wojskowe buciory z baranim futrem, białe spodnie na szelkach, bluzy z rękawami podwiniętymi nad łokcie, na kolanach puchowe kurtki.

Przy drugim oknie spał szczupły mężczyzna. Blada skóra, krótkie włosy rude jak rdza. Sprawiał wrażenie równie wymiętego jak jego koszula z kołnierzykiem. Okrył się marynarką, głowa obijała mu się o szybę. U pasa nosił kaburę z bronią, jedyne, co niepokoiło w jego szczupłej postaci.

Pomiędzy nim i Trochką siadł człowiek, który ich wszystkich zgarnął do tego transportowca, przewodził wyprawą w nieznane. No, prawie że nieznane, bo niby wiedzieli, w co się pakują.

Shi-no-Laon wyróżniał się drobną sylwetką, żółtą karnacją i głęboko osadzonymi, czarnymi jak dwa węgle, wąskimi oczami. Oraz ubraniem, bo nosił oficjalny mundur Domeny Febupolis, czyli przewiązany szerokim pasem, długi do kolan kaftan w barwach purpury i złota. Nie miał broni i w ogóle nie sprawiał wrażenia wojskowego, raczej przestraszonego urzędasa. Efekt potęgował nerwowy sposób, w jaki ściskał na kolanach skórzaną teczkę oraz rysy twarzy, odziedziczone chyba po psie wiecznie smutnej rasy.

Uśmiechnął się uprzejmie, gdy Trochka spojrzała na niego.

– Za pierwszym razem ja też nie mogłem odkleić się od szyby – powiedział cicho.

Trochka zarumieniła się po uszy, jej biała twarz nagle zrobiła się purpurowa. Głupio jej było wśród tych starych wyjadaczy, poczuła na sobie ironiczne spojrzenia wojskowego rodzeństwa, usłyszała wzgardliwe chrząknięcie mięśniaka. Noż, kurde, ona tylko strzelać umiała, a i to przecież nie do ludzi... owszem, miała oko, powtarzali jej to ojciec-myśliwy i dziadek-myśliwy. Zdejmowała kaczkę, gdy ta wyglądała jak mała, czarna kropka na niebie. Ale inni obecni pewnie też to bez problemów robili, nie?

Obrońcy MuruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz