Grzywa zasłaniała ucho, a smok zwrócił łeb w przeciwną stronę.
Lio-no-Chan mógł tylko leżeć z okiem przytkniętym do lunety. I czekać, z nadzieją, że porucznik Gawosh nie straci głowy.
Załogowe Czarne Ostrza pruły do smoka, który nie zwracał na nie uwagi. Pociski odbijały się od jego potężnych łusek. Jak długo mechy nie podejdą dość blisko, by celować w delikatniejsze miejsca na jego ciele, nie zacznie się miotać.
Bezzałogowe Czarne Ostrza miały atak od frontu, jedyne czego musiały uniknąć to płomienie. A tam już buchająca gorąca gardziel, ślepia, podgardle – tyle miękkich miejsc do nafaszerowania ołowiem. Na razie mechy umykały uwadze smoka, ale długo to już nie potrwa.
No, spójrz tu, bydlaku! Popatrz, gadzinko! Odsłoń uszko albo zwróć na mnie słodkie ślepia...
Tak!
Gad odwrócił się, podrażniony przez deszcz ołowiu walący w jego szyję, płomienne oczy zwrócił na Czarne Ostrza. Machnął łapą, wielkie pazury rozerwały trzy mechy, wypruwając z nich strzelające iskrami obwody oraz bryzgającą krwią, wrzeszczącą, organiczną wkładkę. Cztery kolejne Czarne Ostrza przewróciły się, wstawały niezgrabnie.
Lio-no-Chan wycelował w ślepie bestii. Idealnie, gdyby miał w głowie kontrolki zamiast doskonale rozwiniętego instynktu snajpera wszystkie zaświeciłyby się zielenią. Ściągnął spust, kolba miękko kopnęła go w ramię, łuska upadła z brzękiem na metalową podłogę wieżyczki.
Szczęk sprężyn, broń przeładowana.
Może pokażesz mi drugie oczko, gadzinko?

CZYTASZ
Obrońcy Muru
Science FictionNa wschodniej granicy dawnego Cesarstwa wznosi się gigantyczny Mur. Chroniony przez mechy i technologię, zdobytą dzięki wątpliwemu sojuszowi z Imperium Kahru, jest jedyną zaporą przed atakami genetycznie zmodyfikowanych potworów. Grupa żołnierzy bie...