2.

25 3 0
                                    


Posiłek zjedli przy jednym stole, w ponurym milczeniu, bo nikt nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Wszystkie twarze zszarzały ze zmęczenia, oczy ponuro omiatały salę, ręce mechanicznie podnosiły widelce do ust. Skończyli, zebrali blaszane talerze na jedną tacę, którą Trochka, jako największy szczyl, musiała odnieść. Ale poznali się, przynajmniej tyle.

Rodzeństwo Violed i Rosa z Północnego Płaskowyżu, jak się okazało oddelegowani z północnej części Muru, teraz po prostu mieli go bronić z innego fortu.

Mięśniak Jelon, nazywany „Żukiem", na zwolnieniu warunkowym, wypuszczony z owianego ponurą sławą więzienia na Białych Wyspach, gdzie siedział za podwójne morderstwo. Na żonie i jej kochanku, jak poinformował nie bez dumy, dokonał tego gołymi rękami, chociaż jędza chwyciła za strzelbę, gdy zobaczyła, że wrócił. Sąd mu nie uwierzył. Tak głosiła jego wersja.

Farbowany rudzielec Zako, zajmujący się dotąd „różnymi sprawami" poza granicami państwa, na Zachodnich Równinach. Trochka nie czuła wobec niego nawet cienia zaufania. Sprawiał raczej wrażenie sukinsyna jakich mało.

I w tym całym bajzlu ona, dziewczyna, która umiała strzelać.

Ledwie skończyli jeść, Shi-no-Laon wyrósł jak spod ziemi, teraz w polowym mundurze. Szarawa zieleń, ale krój podobny do jego poprzedniego odzienia, bo przecież nie nosił płaszcza ani kamizelki w bezpiecznych koszarach. Powiódł ich ponownie plątaniną tuneli, prosto do sali, urządzonej w baraku z kilku rzędów krzeseł, starego projektora i białego ekranu. W pierwszym rzędzie ktoś siedział, ale gdy rozsunęły się stalowe drzwi, wstał.

Shi-no-Laon ukłonił się z szacunkiem, obecny odpowiedział w ten sam sposób

- Kurwa mać - powiedział Żuk, wykałaczka trzasnęła mu w zębach.

Trochka wyczuła, jak spinają się natychmiast Violed i Rosa, zauważyła, że Zako wsunął dłoń pod marynarkę, sięgając do broni. Nie rozumiała, dlaczego, znowu czuła się głupią, niedoświadczoną płotką.

Kobieta, czekająca na nich w sali projekcyjnej, bez dwóch zdań nie pochodziła z Domeny Febupolis. Była znacznie wyższa od jej mieszkańców, smukła, z bursztynowymi oczami wyzierającymi zza szkieł okularów i brązowymi włosami związanymi w krótki kucyk na karku, opadającymi grzywką na czoło. Skórę miała smagłą, ciemniejszą od żółtawej karnacji tutejszych. Nosiła co prawda kaftan przewiązany w talii szerokim pasem, narzucony na luźne spodnie z nogawkami wciśniętymi w ciężkie buciory, ale cały jej strój miał kolor spłowiałej czerni. Za pas zatknęła pistolet, największy, jaki Trochka widziała w życiu. Aż dziw brał, że potrafi tę armatę utrzymać bez stojaka.

- Proszę państwa, porucznik Cerena Gawosh herbu Czerwony Szczur - przedstawił ją Shi-no-Laon. - Wysokiej klasy specjalistka od sieci umysłowych, prowadząca projekt „Wyłom w Murze".

- Od Obcinaczy Głów? - spytał napastliwie Violed.

- Tak - odpowiedziała kobieta, nim Shi-no-Laon zdążył otworzyć usta. Głos miała dość niski, akcent twardy i chrapliwy. - Z Imperium Kahrańskiego.

Trochka poczuła, że dreszcz jej biegnie wzdłuż pleców na te dwa słowa, a w głowie niczym alarmowy dzwon dudni: „Kahr! Kahr! Kahr!".

- Proszę, siądźcie - rzuciła Cerena Gawosh, istne wcielenie uprzejmości, jakby zupełnie nie obchodziła jej ich nerwowa reakcja.

Przez chwilę nikt się nie ruszał. W końcu Rosa przeszła naprzód i usiadła w pierwszym rzędzie, brat za nią, później pozostali. Trochka znalazła się między Żukiem i Zako. Samo to wystarczyło, aby oblał ją zimny pot.

Obrońcy MuruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz