Rozdział 2

3.8K 136 9
                                    

- Więc jaki jest prawdziwy powód twojego przyjazdu, huh?- Chris usiadł na moim łożku, gdy rozpakowywałam walizki- Bo jakoś nie wierzę, że przyjechałaś bo chcesz skończyć tutaj ostatnią klasę.

- No cóż będziesz musiał uwierzyć, bo to prawdziwy powód, nauka online nie jest dla mnie, nie ma we mnie tyle silnej woli- Powiedziałam starając się brzmieć wiarygodnie.

- Czyli twój przyjazd tu nie jest związany z tym idiotą?- Widziałam jak zaciska dłonie w pieści mówiąc o Dominicu.

- No dobra może potrzebuje też odpocząć od show biznesu- Powiedziałam kładąc się na łóżku obok mojego brata- Nadal trenujesz piłkę? - Zmieniłam temat.

- Tak, ale mamy nowego trenera, który ma za zadnie być skupionym tylko na nas.

- Czyli jest tylko waszym trenerem?

- Tak, jest spoko mieliśmy z nim kilka treningów w czasie wakacji- Powiedział przeglądając jakąś książkę leżącą na stoliku nocnym- Stresujesz się?

- Czym? Pójściem do szkoły?- Prychnęłam- Chyba sobie żartujesz.

- No tak zapomniałem- Dźgnął mnie w żebro- Jesteś Viviane, ty się niczego nie boisz i niczym nie stresujesz.

Uśmiechnęłam się i położyłam głowę na jego torsie. Jednak mój brat nie miał racji, bałam się i to okropnie, ale zupełnie czegoś innego niż spotkania ze starymi znajomymi.

***

Moje życie w Bennington od kiedy pamiętam z pozoru było piękne i jak niektórzy mówili usłane różami. To jednak tylko pozory, jakie całe to miasto stwarza.

Poniedziałkowy ranek, znienawidzony przez praktycznie całą populacje ziemską rozpoczął się tak jak rozpoczynał się zawsze gdy mieszkałam w tym mieście.

Budzik zadzwonił równo o siódmej rano wybudzając mnie z niespokojnego snu. Wywlokłam się z łóżka i niczym zombie poczłapałam do łazienki.

Mój pokój i łazienka z nim połączona pozostały nienaruszone. Wszystko było dokładnie takie same jak to zostawiłam.

Duże łóżko z białą pościelą stało pod ścinaną, na której były przyczepione zdjęcia drewnianymi zapinkami do sznureczków. Pamiętam gdy to zrobiłam w pierwszej klasie liceum.

Przy dużym oknie było białe biurko prawie puste, leżało na nim jedynie, kilka zeszytów i długopisy. W pokoju był jeszcze różowy, zamszowy fotel, półka na książki i duża mapa, na której kiedyś zaznaczałam zwiedzone przeze mnie miejsca.

Gdy umyłam i nakremowałam twarz poszłam do garderoby, w której tylko częściowo ubrania były porozkładane, reszta nadal leżała w walizkach lub na podłodze. Wyciągnęłam białą sukienkę z satyny i czarne botki na słupowym obcasie.

Nienawidzę rozpoczęcia roku, stania na boisku szkolnym w upale. Czy ktoś w ogóle kiedykolwiek słucha dyrektorki, ja do tej pory nie wiem o czym ona nawija prze dwie bite godziny.

To był wielki plus nauki online, brak rozpoczęć, ale niestety rodzice stwierdzili, że nie uczę się systematycznie i ostatnią klasę muszę skończyć w normalnej szkole, co akurat w tej chwili jest mi na rękę, nie muszę wymyślać innych powodów, dla których tu przyjechałam.

Zeszłam na dół skąd dochodziły odgłosy rozmów, w domu od kiedy pamiętam zawsze była tradycja jedzenia śniadań razem, może dlatego że każdy kolejny posiłek rodzice omijali. W ciągu tygodnia bywali w domu tyle co nic.

Love affairOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz