Krzyk Clarke dochodził aż zza obozu. Bellamy kazał nie przerywać prac, a sam z kilkoma innymi osobami pobiegł w miejsce skąd dochodził krzyk blondynki. Melody martwiła się o Clarke. Nie wiedziała czy jest ranna, czy cierpi więc dyskretnie wymknęła się z obozu. Schowała się za drzewem obserwując Bellamy'ego, który przyglądał się czemuś na ziemi. Mel nie mogła konkretnie określić co takiego tam się znajduje ponieważ była dość daleko, ale zauważyła płaczącą Griffin. Oczy momentalnie jej się poszerzyły, kiedy zauważyła jak dwójka chłopaków wyciąga ciało Wells'a. Martwe ciało. Melody odruchowo przykryła sobie ręką usta, z których wydobył się cichy jęk rozpaczy. Nie była fanką Wells'a, ale nigdy nie życzyła mu śmierci. Wszystkie złe wspomnienia pojawiły się przed jej oczami w jednej chwili. Ledwo zauważalna łza spłynęła po jej policzku. Po chwili zdała sobie sprawę, że nie powinna tu być, ale akurat w tym momencie zza drzew wyłonił się Bellamy z dwójką chłopaków niosących ciało syna kanclerza. Melody spojrzała na martwe ciało czarnoskórego, a następnie na Blake'a, który ewidentnie nie był zadowolony z tego, że dziewczyna go nie posłuchała i opuściła obóz.
- Mówiłem, że nikt ma nie wychodzić! - powiedział ostro. Widocznie ta cała sytuacja przerastała również i jego.
Melody przegryzła wnętrze policzka szepcząc ciche przepraszam i wróciła szybkim tempem do obozu. Zaciskała mocno oczy starając odgonić od siebie widok uśmiechniętego Danny'ego. Śmierć jej jedynego przyjaciela zniszczyła ją od środka, a kiedy pomału starała zapanować nad swoją przeszłością coś musiało się stać, aby wszystko powróciło. Widok Danny'ego wchodzącego do śluzy. Ostatnie słowa chłopaka, które brzmiały 'Kocham Cię'. A następnie widok już pustej śluzy. Krzyk. Płacz. Rozpacz. To wszystko towarzyszyło Melody wciągu tego czasu.
Brunetka wzięła głęboki wdech, otarła mokry policzek i podeszła do Charlotte, która z zaniepokojeniem wypisanym na twarzy przyglądała się Melody, ale postanowiła nie pytać co się stało. Melody bez żadnego słowa wzięła się za pracę. Na Arce odreagowywała sobie poprzez czytanie. Uwielbiała czytać przeróżne stare książki, które udało się odratować jeszcze na ziemi. Na Arce znajdowała się mała biblioteczka, która tak naprawdę została cała przeczytana przez młodą Kane. Śledzenie każdego wersu uspokajało brunetkę i powodowało, że przez moment zapomina o wszystkim. O wszystkich problemach, przykrych sytuacjach.
- Wszystko w porządku? - spytał czarnoskóry chłopak pracujący z nią.
Dziewczyna została wyrwana z swoich własnych myśli więc spojrzała pytająco na chłopaka.
- Pytałem czy wszystko w porządku
- Tak - zmarszczyła brwi. - Dlaczego pytasz?
- Wiążesz to już piąty raz - chłopak skinął głową na sznur, którym Melody wiązała pojedyncze belki drewna. Melody spojrzała na sznur i rzeczywiście kilka razy splotła dość mocnego węzła. Przetarła czoło i mruknęła do chłopaka i Charlotte, że zaraz wróci. Wolnym krokiem wgapiając się w swoje buty szła w stronę kapsuły. Miała zamiar na chwilę odpocząć, nabrać energii, odgonić złe myśli, jednak coś jej w tym przerwało. Brunetka zderzyła się z czyimś torsem i prawie by spadła gdyby nie silne ręce chłopaka, na którego wpadła.
- Przepraszam, zamyśliłam się - oowiedziała wolno i cicho, że ledwo co blondyn ją usłyszał.
- Nic się nie stało. Pracowałaś przy ogrodzeniu? - spytał na co Melody pokiwała głową w odpowiedzi. - Powinnaś odpocząć. Mizernie wyglądasz - powiedział wpatrując się w jej oczy.
- Na chwilę tylko usiądę i wracam do pracy - odpowiedziała urywając krótki kontakt wzrokowy.
- Nie ma mowy - pokręcił z niedowierzaniem głową. - Zrobimy tak. Ty odpoczniesz i zabierzesz siły, a ja dokończę pracę za Ciebie
CZYTASZ
believer; blake
Fanfictionnie wiem na jak długo wraca, chce tylko zaznaczyć, że "książka" była pisana jak byłam małolatą z bujną wyobraźnią i jak teraz na nią patrzę to czuję zażenowanie, natomiast mam dobre wspomnienia z nią i dużo próśb odnośnie powrotu, więc proszę bardzo...