Dzisiaj mijają trzy dni od kiedy kapsuła z setką więźniów wylądowała na ziemi. Przez te trzy dni zdążyło się tyle wydarzyć co przez jeden miesiąc na Arce. Wells został zamordowany - do dziś nie wiadomo kto jest zabójcą choć są pewne przypuszczenia. Bellamy powiedział, że to byli ziemianie, więc są osoby, które to podtrzymują. Clarke nie jest co do tego przekonana jak i Melody. Brunetce nasuwa się myśl, że to może być ktoś z obozu, ale nie chce nikogo oskarżać. Przecież Wells miał dużo wrogów. Sprawa tak naprawdę została zamieciona pod dywan.
Jak na razie.
Jasper doszedł do siebie chociaż w dalszym ciągu jest trochę osłabiony. Melody opiekuje się Charlotte co zdążył zauważyć Bellamy i on również zaczął interesować się dziewczynką co go trochę trzyma przy Melody. Od momentu, kiedy Mel poznała Mark'a chłopak nie odstępuje jej na krok co zaczyna pomału irytować dziewczynę, ale i jak się okazuję również Bellamy'ego, który bacznie obserwuje ją gdy ta jest w jego pobliżu.
Dzisiaj wyjątkowo Melody miała dobry humor. Mimo wszystkich przytłaczających ją sytuacji to właśnie dziś od dawna szczerze się uśmiecha co nie umyka oku chłopcom śliniących się na jej widok.
- Hej - powiedział Jasper podchodząc do dziewczyny.
- Cześć - uśmiechnęła się promiennie. - Jak się czujesz?
- Dużo lepiej. Dzięki Tobie tak naprawdę żyje - powiedział.
- Przesadzasz - machnęła ręka. - Robiłam co do mnie należało. Powinieneś podziękować Monty'emu. Cały czas był przy Tobie. Taki przyjaciel to skarb
Jasper jeszcze raz podziękował i z uśmiechem na ustach poszedł do namiotu swojego przyjaciela. Natomiast Melody wzrokiem szukała małej dziewczynki z przeplatanym warkoczem na głowie.
- Widziałeś gdzieś Charlotte? - spytała brunetka przypadkowego chłopaka ale ten tylko kiwnął głową przecząco.
Dziewczyna ciężko westchnęła na myśl, która jej przyszła do głowy. Musiała się wymknąć z obozu. Ostatnio Charlotte znalazł Bellamy jak dziewczynka siedziała nad grobem Wells'a więc Melody nie zdziwiłaby się gdyby dziewczyna tam była.
Tylko jakby się tu wymknąć skoro Miller jest na straży?
Melody cichym krokiem podeszła do chłopaka. Podrapała się po karku i spojrzała na niego.
- Słuchaj. Bellamy kazał mi przekazać, żebyś na chwilę wpadł do jego namiotu. Podobno ma ważną sprawę do Ciebie - powiedziała starając się brzmieć naturalnie.
- I kto zostanie na straży? - zapytał.
Melody odchrząknęła.
- Ja. Ale tylko na tą chwilę dopóki nie wrócisz - zauważyła zakłopotanie na twarzy Nathana więc kontynuowała. - Bellamy dał zgodę
- Napewo? - spytał ponownie. - Nie wydaje mi się - wzrok chłopaka przeniósł się na coś za plecami brunetki więc i Mel odwróciła się.
Kogo tam zastała?
Bellamy stał z rękami założonymi na piersi. Z jego twarzy można było wyczuć nutkę rozbawienia, ale i złość.
- Zostaw nas Miller - powiedział stanowczo Blake, a Nathan posłusznie zostawił tą dwójkę przed bramą.
- Dobra by była z Ciebie aktorka - powiedział. - Miller prawie się nabrał, ale miałaś szczęście, że zauważyłem, że coś kombinujesz
- Chciałam tylko...
- Czy Ty zwariowałaś? - podniósł głos przerywając Melody możliwość tłumaczenia się. - Dobrze wiesz co stało się z Wells'em - krzyknął.
CZYTASZ
believer; blake
Fanfictionnie wiem na jak długo wraca, chce tylko zaznaczyć, że "książka" była pisana jak byłam małolatą z bujną wyobraźnią i jak teraz na nią patrzę to czuję zażenowanie, natomiast mam dobre wspomnienia z nią i dużo próśb odnośnie powrotu, więc proszę bardzo...