8. "Uratowałem Cię, nie rozumiesz?"

443 42 8
                                    

     Głośny hałas dobiegający zza żelaznych drzwi obudził Melody. Dziewczyna rozciągnęła się, a następnie usiadła dokładnie przysłuchując się. Wydawało jej się, że Homer kłóci się z kimś, ale nie rozpoznała tego drugiego głosu.

- Co masz zamiar z nią zrobić? Przecież nie możesz jej tu trzymać. Zabijesz ją albo ja to zrobię - usłyszała, a na ostatnie słowa wzdrygnęła się.

Z kim on do cholery rozmawia?

- Nie zrobię tego teraz, potrzebuję czasu - powiedział Homer, a w jego głosie można było usłyszeć zaniepokojenie.

- Przypomina Ci Lindę, prawda? - zapytał nieznajomy, a Homer szybko zaprzeczył.

- Nie, nie prawda. Nie wspominaj o niej! - warknął, a po chwili można było usłyszeć trzaśnięcie drzwiami i ciszę.

Linda, nieznajomy facet - najprawdopodobniej ziemianin - i kto jeszcze? To było za dużo dla Melody. Chciała znać prawdę. Dlaczego ją tu uwięził, kim jest Linda i jakie ma plany wobec niej. 

***

- Wstawaj - donośny głos obudził Kane ze drzemki.

- Kim jest Linda? - zapytała wprost, kiedy otworzyła oczy, a Homer stanął w osłupieniu. Był zdezorientowany, ale po chwili i wściekły.

- Podsłuchiwałaś - stwierdził.

- Nie podsłuchiwałam, to Ty po prostu głośno mówiłeś

Na chwilę zapadła cisza, a Homer usiadł naprzeciwko Mel patrząc prosto na nią. Jego twarz złagodniała, a ona się rozluźniła.

- Dlaczego mnie tu przetrzymujesz? - ponowne pytanie ze strony Melody co nie zdziwiło mężczyznę.

- Dużo zadajesz pytań - stwierdził.

- Gdybyś został okaleczony i porwany też byś chciał znać prawdę- wzruszyła ramionami.

- Nie okaleczyłem Cię

- A to co? - zapytała wskazując na swoją nogę. - Sama sobie to zrobiłam?- zakpiła.

- Uratowałem Cię - po tych słowach Melody prychnęła, co zezłościło Homera.

- Uratowałem Cię, nie rozumiesz? - krzyknął wstając.

- Nie rozumiem, wyjaśnij - powiedziała Kane, a w jej oczach było widać determinację.

- Gdyby nie to, już byś nie żyła. Brutus szedł w Twoją stronę, a uwierz, że jest on bardzo brutalny - skwitował.

- A Ty nie jesteś brutalny? Zraniłeś mnie, porwałeś, a teraz przetrzymujesz. Zabrałeś mnie z własnego domu, od własnych przyjaciół! Myślisz jak ja się teraz czuję, co? Jestem od ponad dwóch tygodni przykuta tymi ciężkimi łańcuchami i siedzę w tej okropnej celi bez żadnego dostępu do światła! - krzyknęła w frustracji Melody, a po jej policzku spłynęły słone łzy, które były spowodowane bezradnością.

Homer jak gdyby nigdy nic ruszył w stronę drzwi i już miał wychodzić, kiedy odezwał się.

- Nie jestem tym, za kogo mnie masz - i wyszedł. Tak po prostu wyszedł, zostawiając Melody w okropnym stanie.

- Jesteś potworem! Potworem! - krzyczała, ale już nie dostała żadnej odpowiedzi.

 Położyła się na twardym, niewygodnym posłaniu i łkała. Nie miała już siły. Chciałaby jak najszybciej się stąd uwolnić i uciec jak najdalej. Do Bellamy'ego, Charlotte. Uciec jak najdalej od Homera. Od tego całego chorego świata. Miała dość. Jej powieki, całe czerwone od płaczu pomału się zamykały, a ona nie protestowała. Brakowało jej Danny'ego, który zawsze w takich sytuacjach był dla niej wsparciem. Mogłaby już powiedzieć, że skoro nie ma już jej najlepszego przyjaciela i matki to może się już poddać, ale miała dla kogo żyć. Miała Bellamy'ego, chłopaka którego miała ochotę udusić gołymi rękami podczas ich pierwszego spotkania. Miała Charlotte, małą, bezbronną dziewczynkę, której co wieczór plotła warkocze. Wiedziała, że musi walczyć. Jak nie dla siebie, to dla nich. Chciała ich znaleźć i być przy nich. Chciała wiedzieć czy są bezpieczni. Chciała czuć się bezpieczna w silnych ramionach Blake'a. Potrzebowała tego. Pragnęła tego.

trzy godziny później

Kroki dochodzące zza drzwi dały Melody znać, że Homer się zbliża. Z wielkim trudem, które było spowodowane osłabionym organizmem usiadła opierając się plecami o ścianę. Jej oddech stawał się coraz płytszy, a jej powieki wariowały. Drzwi się otwarły, a widok jaki zastał Homer przeraził go. Totalnie go przeraził. Melody, cała blada podtrzymywała się jedną ręką materaca, a jej klatka piersiowa błyskawicznie się podnosiła i opadała. Ziemianin położył tacę z jedzeniem na ziemi i uklęknął przed dziewczyną łapiąc ją w odpowiednim momencie. Jej głowę położył na swoim udzie i delikatnie głaskał jej włosy myśląc nad rozwiązaniem jej okropnego stanu. W pewnym momencie do głowy przyszedł mu pomysł, aby zawieź ją do Nyko, który jest leczniczym, ale po chwili stwierdził, że jest to absurdalny pomysł. Postanowił chwilę poczekać, z myślą że stan Melody się poprawi, ale po chwili zauważył, że dziewczyna traci przytomność, a on całkowicie spanikował.

- Nie zamykaj oczu Melody, popatrz na mnie - prosił wręcz klepiąc delikatnie brunetkę po policzku. - Proszę Cię, nie zamykaj oczu, Melody - mimo próśb oczy Kane się zamknęły, a Homer westchnął. Wiedział, że w tym wypadku dla dobra dziewczyny będzie jeżeli zawiezie ją do Nyko.

Delikatnie podniósł drobne ciało brunetki i skierował się z nią do wyjścia. Najdelikatniej jak tylko potrafił usadowił ją na swoim koniu, a następnie sam wsiadł łapiąc ją w pasie, aby nie spadła. Jego serce biło strasznie szybko, ale musiał się skupić i na czas dotrzeć do Nyko, który odpowiednie zajmie się Melody. 

- Ruszaj - rozkazał, a jego koń od razu ruszył.

Droga ciągnęła się niezmiernie długo, a Melody nie dawała żadnego znaku życia. Homer zaczął się jeszcze bardziej martwić. Nie mógł jej stracić, tak jak stracił Lindę. Nie darowałby sobie tego.

Drewniane drzwi się otworzyły a w nich stanął postawny ziemianin z wielką brodą, wskazując na łoże, które znajdowało się obok małego regału z różnymi fiolkami.

- Tutaj ją połóż - rozkazał Nyko, a Homer zrobił tak jak kazał.

- Co się jej stało? - zapytał spoglądając na jej twarz.

- Osłabła, tak nagle - powiedział Homer siadając na krześle obok, pocierając się o skroń.

- Tak nagle? Ona wygląda jakby nie jadła i piła od dawna! - krzyknął Nyko, a Homer po raz pierwszy się wzdrygnął przed nim.

- Wiem, ja wiem, ale

- Nie ma żadnego ale, podaj mi tą fiolkę - przerwał mu Nyko wskazując na malutką fiolkę z niebieskim płynem w środku, która znajdowała się na regale. - Szybko

Homer z trzęsącymi się rękoma podał mężczyźnie fiolkę, a Nyko wlał kroplę do ust Melody.

- Co to jest? - zapytał spanikowany Homer.

- Mieszanina różnych ziół

- Jakich ziół, do cholery! - krzyknął Homer, a Nyko spiorunował go wzrokiem.

- Chcesz, żeby żyła? - zapytał, na co Homer przytaknął. - To mi zaufaj.

***

***

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


believer; blakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz