- Czy dobrze zrozumiałem, że zamierzasz rozbić grupę tutejszych zbirów, napadających ludzi w lesie?! Czyś ty rozum postradała? Jesteś moją jedyną córką, Lucy. Przecież ci mężczyźni bez ostrzeżenią wepchną ci nóż pod żebra albo zastrzelą cię z łuku. Nie poradzisz sobie z nimi sama - wyrzucał z siebie zdenerwowany ojciec Lucy. Gdy jego córka przedstawiła mu zadanie z tablicy u kantora, którego się podjęła, zdenerwował się na nią. Była w końcu jego jedyną potomkinią. Kto, jak nie ona miała przejąć po nim część zakładu? To zadanie było dla niej pewną śmiercią. Nie miał zamiaru dopuścić do tego, by chociaż spróbowała je wykonać.
-Mam przecież mojego psa.
-Sam na nic ci się nie zda, jak skończysz przebita strzałą. Nie myśl, że wyrażę na to zgodę.
-Przecież kazałeś mi poszukać pracy dla siebie! Czy nie to właśnie zrobiłam? - odparła gniewnie, zaciskając usta w wąską linię.
-Nie poradzisz sobie ze wszystkimi. Ty będziesz tam jedna, ich cała grupa. Poza tym, chcesz do tego miejsca wracać? Po tym, co ci zrobili...
-Nie! Nie mogę przez całe życie przed tym uciekać! To było ponad cztery lata temu, poradzę sobie! - wszystko powiedziała podniesionym tonem, próbując pokazać, że nie boi się zmierzyć z przyszłością. Jednak podświadomość boleśnie przypominała jej, że wcale nie jest tak silna, za jaką próbuje uchodzić. Nie dała jednak po sobie poznać, że jej słowa mijają się z prawdą.
-Nie mogę Ci na to pozwolić, Lucy. Koniec dyskusji. Pójdziesz teraz do kantora i...
-Sądzisz, że nie dam sobie rady?- zapytała, zaciskając dłonie w pięści.
- Wybacz, ale w twoim obecnym stanie wątpię, byś sobie poradziła. Na pewno nie sama z jednym Mabari.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała na te słowa, które mimo wszystko ją zraniły. Jej własny ojciec jej nie doceniał. Dusiła w sobie myśl, że może mieć rację. Jednak mimo to nie potrafiła przejść obok tego obojętnie. Zamknęła na chwilę oczy, czując, jak wilgotnieją jej powieki. Westchnęła i szybko wyszła z pracowni Olivera. Zamknęła za sobą drzwi i spojrzała na Sama, który czekał na nią zaraz na korytarzu. W milczeniu wskazała na swój pokój. Zrozumiał. Chwilę później już byli na zewnątrz, ona przechodząc przez okno, a Mabari przeskakując. Na pytające piśnięcie jej pupila odparła :
-Idziemy do lasu. Trzeba wypełnić to zadanie, którego się podjęliśmy.
Ogar wydawał się być zadowolony z takiego stanu rzeczy. Jego życie, tak samo jak i jego pani, składało się dotychczas głównie z odbierania skór zamawianych przez Wisewinda i sporadycznemu nastraszaniu kupców, którzy próbowali oszukać Lucy. Pokonanie grupy zbirów było ciekawą odskocznią od monotonii wcześniejszych lat.
Lucy natomiast z każdą chwilą zbliżania się do granicy Redcliffe zwalniała kroku. Miała nieodparte wrażenie, że powtarza te same błędy, co cztery lata temu. Znów wychodziła na zewnątrz bez pozwolenia. W dodatku w miejsce, gdzie nie była od tego traumatycznego zdarzenia, gdyż nie mogła się przemóc. A teraz szła tam jedynie ze swoim Mabari i to w dodatku żeby pokonać całą grupę atakujących przyjezdnych do Redcliffe mężczyzn. Chyba już całkiem upadłam na głowę, pomyślała. Gdzie się podział jej chłodny osąd, który towarzyszył jej od czterech lat? Został wyparty chęcią pokazania ojcu, że się myli. Że nie ma racji mówiąc, że nie da sobie rady. Choć w obecnej chwili dziewczyna zaczynała myśleć, że jednak, że to, co powiedział, było prawdą. Ale nie mogła teraz zawrócić jak pies z podkulonym ogonem i jeszcze prosić ojca o wybaczenie, że pomimo tego, że jego argumenty były słuszne, ona wolała uprzeć się przy swojej racji. Posiadała wciąż resztę dumy, która i tak była już nieodwracalnie nadszarpnięta po tym, jak została zgwałcona.
Przez chwilę jej myśli podążyły w stronę jej matki. Hollie Wisewind była kobietą o żywym temperamencie. Była przeciwieństwem Olivera, który był człowiekiem czysto pragmatycznym. Całe życie marzyła o przeżyciu romantycznej historii miłosnej, rodem z powieści Varrica Tethrasa. Wyjechała z domu przed dwoma tygodniami, oznajmiając jedynie, że nie wie, kiedy wróci, ale zamierza odwiedzić część swojej rodziny, zamieszkującej w Orlais. Lucy nadal nie potrafiła przyzwyczaić się do jej braku w domu, gdyż od zawsze zajmowała się naprawianiem obuwia mieszczkańców Redcliffe, ale teraz ,,zbrzydło jej" to zajęcie i potrzebuje od niego ,,odetchnąć". Młoda Wisewind miała jednak nieco inne zdanie na ten temat, choć nie zwierzyła się ze swoich podejrzeń ojcu. Według niej jej matka po prostu postanowiła znaleźć tą ,,prawdziwą miłość," o której potrafiła opowiadać godzinami, zawodząc się w tym zakresie na Oliverze, który ożenił się z nią dla posagu. Ewidentnie w krwi Hollie płynęła głęboko ukorzeniona krew Orlezjan. Mimo, że jej ojciec był Fereldeńczykiem, to matka pochodziła z Velun. Nie było wątpliwości, że rodzicielka Lucy oddziedziczyła więcej z charakteru w linii orlezjańskiej. Ojciec nie protestował, gdy wyjeżdżała, sam miał pełne ręce roboty z wykonywaniem zamówień, więc nie miało to większego znaczenia. Gdy Hollie poinformowała swoją rodzinę o swych planach, jej córka przez moment miała wrażenie, że dostrzega zawód w oczach Olivera. Trwało to jednak tak krótko, że nie była przekonana co dokładnie zobaczyła. Później jednak garbarz zareagował z właściwą sobie obojętnością w głosie i jakby nigdy nic życzył jej przyjemnej podróży.
Od swojej córki Hollie nie usłyszała ani słowa. Lucy nie bardzo wiedziała co powinno się powiedzieć w takiej sytuacji. Nie cieszyło ją, że matka wyjeżdża do kraju, gdzie rządzi Gra, a każdy orlezjanin, nawet służący, snuje intrygi i podkopuje konkurencję, byle tylko zdobyć wyższą pozycję. Nie miała powodu, by ufać Orlezjanom, Ferelden nadal nie otrząsnął się całkowicie po najeździe Uzurpatora, starsi wciąż wspominali czasy niedoli. Sama Lucy słyszała opowiadane przez nich historie i nie zbudowało to w niej zaufania do sąsiedniego kraju.
Dziewczyna dotarła w końcu do linii lasu. Serce zabiło jej mocniej na widok, który przywołał wspomnienie sprzed lat. Nie powinna tu być. A jeśli tamten człowiek gdzieś tu jest? Co jeśli czai się tylko by znowu ją skrzywdzić?
Nadchodzący atak paniki powstrzymał Sam, który doskonale wyczuł emocje swojej właścicielki i wtulił swój wielki łeb w jej opuszczoną dłoń. Cicho mruknął, dając jej do zrozumienia, że nie jest sama. Jego obecność dała Lucy na nowo poczucie bezpieczeństwa. Las już nie wydawał się ją osaczać, nie miała już wrażenia, że ktoś ją obserwuje. Nie uśpiło to jednak czujności dziewczyny. Zdawała sobie sprawę z tego, że gdzieś tutaj napotkać powinna zbirów z ogłoszenia. Zdziwiło ją, że nie zajęła się tym straż miejska Redcliffe. Może mieli ważniejsze sprawy na głowie? Nie zamierzała rozstrzygać tego dłużej. Wyjęła jeden z mieczy z pochwy na plecach i jak najciszej umiała, zaczęła się przemieszczać wgłąb lasu. Było dopiero popołudnie, więc nie miała najmniejszego problemu z orientacją. Kiedyś przemierzała to miejsce prawie codziennie. Od czterech lat nie wróciła tu ani razu, jednak pamięć o biegnących tędy drogach pozostała. Szła więc jedną z wytyczonych tras, trzymając się lini drzew, by w każdej chwili móc się za jednym z nich schować. Mabari podążał za nią, czasem zatrzymywał się na moment, by coś powąchać. Przemierzyli tak spory kawałek lasu. Nie natknęli się dotychczas na żaden trop, czy w ogóle jakiś ślad po przebywających tu w ostatnim czasie ludziach. Dziwiło to Lucy, która coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że jest to co najmniej podejrzane. Przecież cała grupa zbirów nie jest w stanie tak po prostu zaszyć się zupełnie niewidoczna w lesie! Coraz mniej podobała jej się perspektywa wykonania zadania u kantora. Przez myśl przeszło jej nawet zawrócenie. Podświadomie czuła, że coś jest nie w porządku. Jej obawy potwierdziły się w momencie, gdy ktoś szybkim ruchem złapał ją od tyłu za bark, przyciągnął do siebie, aż poczuła jego oddech na karku i przyłożył sztylet do jej gardła.*****
Wracam po bardzo długiej przerwie, za co bardzo przepraszam. Nie dzieje się tu dużo, ale jest to wstęp do większych wydarzeń. Teraz będę się starać publikować częściej, bo matura wreszcie za mną i mam teraz więcej czasu :) zachęcam do komentowania, mile widziana konstruktywna krytyka.
CZYTASZ
Blizny nas kształtują [Dragon Age Universe]
Hayran KurguJak bardzo jedno wydarzenie z przeszłości jest w stanie zmienić człowieka? Czy Lucy Wisewind uda się otworzyć ponownie na świat? Czy na zawsze pozostanie zniszczoną dziewczyną z Redcliffe? Czy znajdzie się w jej życiu ktoś, oprócz jednego wielkiego...