Rozdział 14

251 8 1
                                    

Leżałam głową na brzuchu Bena. Był w śpiączce. Znajdowaliśmy się w sali chorych u "pielęgniarki" szkolnej. To wszystko przeze mnie. Od tego feralnego dnia minęły 2 dni, a ja dalej czuję do siebie odrazę. Nie chciałam doprowadzić go do takiego stanu. Jego ręka się powoli regenerowała. Tak po prostu sobie odrastała. Lekarka mówiła, że za jakiś tydzień będzie z nim wszystko dobrze. Denis czasami przychodził mi towarzyszyć w czuwaniu nad Benem i przynosił krew w kubkach żebym nie "zwariowała" jak to on ujął. Byłam mu wdzięczna za jego wsparcie. Byliśmy już praktycznie nierozłączni.

W związku z tym, że moja moc była nieprzewidywalna miałam mieć indywidualne zajęcia z daru z Tetrisą, które miały odbyć się na dworze. Jeszcze z nią o tym nie rozmawiałam, gdyż dowiedziałam się tego od dyrektora. Muszę zacząć jak najszybciej ćwiczenia mojej umiejętności. Była ona niebezpieczna. Zagrażała innym.

Nagle Ben zaczął coś mamrotać pod nosem. Zaalarmowana wstałam i pobiegłam do pielęgniarki.

-Proszę Pani! Ben chyba się budzi!- Spojrzała na mnie analizując moje słowa i ruszyła w kierunku mojego brata.

-Ben, słyszysz mnie? -Spojrzałam na jego twarz. Zmarszczył nos.

-Ania?-Powiedział ochrypłym głosem.

-Ben, ja tak bardzo Cię przepraszam. Nie chciałam. -Zaczęłam płakać po wampirzemu.- To był wypadek.

-Aniu, nic się nie stało.

-Jak to nic się nie stało?! Zobacz co Ci zrobiłam! -Spojrzał w kierunku gdzie wskazywałam jego rękę.- Ty ręki nie masz!- powiedziałam załamanym głosem.

-Ona odrośnie. Spokojnie. Nic mi nie będzie.-Kręciłam głową.

-Mówisz tak specjalnie, żebym się nie obwiniała. To jest moja wina, Ben. To moja wina.-Powiedziałam i wycofałam się z sali. Ruszyłam do wyjścia z uczelni. Gdy minęłam drzwi biegłam przed siebie.

Pov. Ben

Po wyjściu z sali Ani zaniepokoiłem się. Chciałem za nią biec, lecz ta piguła mnie zatrzymała. Wredne babsko. Kazała mi leżeć kiedy nie wiadomo co się działo z Anią. Wkurzyłem się. Obejrzałem się szukając mojej komórki. Nigdzie jej nie było.

-Gdzie moja komórka? - Spytałem baby około czterdziestki w białym fartuchu.."pielęgniarki szkolnej"

-Zaraz Ci podam.- powiedziała i po chwili przyszła z moją komórką.

Zadzwoniłem do Denisa. Odebrał od razu.

- Ben?-Spytał zdziwiony.-Jezus! Obudziłeś się wreszcie. Jak się czujesz?

- Dobrze, ale jest reraz coś ważniejszego. Ania. Biegnij za nią. Obwinia się. Wybiegła z sali. Cholera! Nawet wstać nie mogę.

- Spokojnie. Leż. Już biegnę.- Słyszałem, że też się zdenerwował, a mi to każe się nie denerwować.- Pa.- I się rozłączył.

Westchnąłem. Jak coś się jej stanie... Nawet nie chcę o tym myśleć.

Pov. Ania

Po moim biegu i gdy już trochę się uspokoiłam usiadłam pod drzewem i słuchałam śpiewu ptaków. *media* Nie wiem ile tak siedziałam. Nagle wyczułam, że ktoś się do mnie zbliża. Wstałam na równe nogi i wskoczyłam na drzewo. Patrzałam w dół. Nie ruszałam się i nie oddychałam. Między drzewami biegł Denis ze zmartwioną miną. Przebiegł obok. Zatrzymał się i wrócił w to samo miejscie, gdzie przed chwilą siedziałam. Rozejrzał się.

-Ania?- Spytał. Wiedział, że tu jestem. Poruszyłam się. Spojrzał w górę. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. - Aniu, skarbie zejdź na dół. Wracajmy do szkoły. Ben i Eliza się martwią.- Zamknęłam oczy i westchnęłam.

-No dobra. -Zeskoczyłam z drzewa, zgrabnie lądując tuż obok niego. Przytulił mnie. Staliśmy tak chwilę.

-Kocham Cię skarbie.

-Udowodnij.-Uśmiechnęłam się przebiegle. -Wykrzycz to całemu światu.

-Kocham Cię.-Szepnął jej na ucho.

-Dlaczego szepczesz mi to na ucho?-Spytałam ździwiona.

-Bo Ty jesteś całym moim światem.- Nie wiedziałam jak mam odpowiedzieć. Po prostu go pocałowałam.

Szliśmy spacerkiem za rękę wracając, a ja ciągle myślałam o tym co powiedział. Jestem jego całym światem. To samo mogę powiedzieć o nim. Jestem przeszczęśliwa.

-Ben?

-Hmm?

-Jaka jest twoja definicja szczęścia?

-Szczęście jest wtedy kiedy nie możesz w nocy zasnąć, bo rzeczywistość jest o wiele lepsza niż twoje sny.

-Jesteś wielki.- Przytuliłam się do jego boku.

-Nawet nie wiesz jak bardzo.- Powiedział to z zadziornym uśmiechem na ustach. Zrozumiałam aluzję.

-Jaki z Ciebie zbok.- Zaczęłam się śmiać.- Zepsułeś tą chwilę.

-Oj tam.

-Ile masz tak właściwie lat?

-dziewiętnaście.

-No tak, ale chodzi mi o to tak od początku. Od narodzin.

-Urodziłem się 1970 roku. Czyli mam 47 lat.

-To nie dużo.- Uśmiechnęłam się.

-W porównaniu z Tobą to jest dużo. 16, a 47 to spora różnica.

- Serio? Patrzysz na to?-Spojrzałam na niego z ukosa.

- Dobra, już nie będę.- Uśmiechnął się.

********************


M

inął tydzień. Z Benem już wszystko w porządku. Ma wszystkie kończyny. Zdziwiłam się, bo nie bardzo w to wierzyłam. Zaraz mam mieć pierwsze indywidualne zajęcia z Tetrisą. Jestem tym podekscytowana.
Siedzę już na boisku za szkołą.

-Cześć Ania. -Odwróciłam się.

-Hej Tetrisa. Co tam?

-Wszystko dobrze? Wyglądasz jakbyś miała zacząć zaraz uciekać.-Zaśmiała się.

-Denerwuje się. Nie chcę zrobić czegoś takiego jak wcześniej. Benowi dopiero ręka odrosła.

-Nie masz po co się denerwować. Jesteśmy same, a Ben wiedział, że nie wolno dotykać kogoś pod wpływem mojego daru.

-No dobra. Zaczynajmy.

-Połóż się na trawie. Będzie Ci wygodniej.

-Okej.-Położyłam się i podłożyłam ręce pod głowę.

-Lepej wyprostuj ręce, bo głowa Ci raczej nie odrośnie.-Zaśmiałyśmy się, ale dobrze wiedziałyśmy, że to prawda.

Jak kazała tak robiłam. Po chwili znów znalazłam się w czerni lecz teraz było inaczej. Inaczej bo..

*************************

Witam ponownie moich czytelników po krótkiej przerwie.
Wakacje się zaczęły, więc rozdziały będą dużo częściej.

Prawda, że Denis z Anią są słodcy? Niby poważni lecz..no cóż CUKIER😏😉🍬😘

,,Szept wiecznych tajemnic''Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz