Leżałam głową na brzuchu Bena. Był w śpiączce. Znajdowaliśmy się w sali chorych u "pielęgniarki" szkolnej. To wszystko przeze mnie. Od tego feralnego dnia minęły 2 dni, a ja dalej czuję do siebie odrazę. Nie chciałam doprowadzić go do takiego stanu. Jego ręka się powoli regenerowała. Tak po prostu sobie odrastała. Lekarka mówiła, że za jakiś tydzień będzie z nim wszystko dobrze. Denis czasami przychodził mi towarzyszyć w czuwaniu nad Benem i przynosił krew w kubkach żebym nie "zwariowała" jak to on ujął. Byłam mu wdzięczna za jego wsparcie. Byliśmy już praktycznie nierozłączni.
W związku z tym, że moja moc była nieprzewidywalna miałam mieć indywidualne zajęcia z daru z Tetrisą, które miały odbyć się na dworze. Jeszcze z nią o tym nie rozmawiałam, gdyż dowiedziałam się tego od dyrektora. Muszę zacząć jak najszybciej ćwiczenia mojej umiejętności. Była ona niebezpieczna. Zagrażała innym.
Nagle Ben zaczął coś mamrotać pod nosem. Zaalarmowana wstałam i pobiegłam do pielęgniarki.
-Proszę Pani! Ben chyba się budzi!- Spojrzała na mnie analizując moje słowa i ruszyła w kierunku mojego brata.
-Ben, słyszysz mnie? -Spojrzałam na jego twarz. Zmarszczył nos.
-Ania?-Powiedział ochrypłym głosem.
-Ben, ja tak bardzo Cię przepraszam. Nie chciałam. -Zaczęłam płakać po wampirzemu.- To był wypadek.
-Aniu, nic się nie stało.
-Jak to nic się nie stało?! Zobacz co Ci zrobiłam! -Spojrzał w kierunku gdzie wskazywałam jego rękę.- Ty ręki nie masz!- powiedziałam załamanym głosem.
-Ona odrośnie. Spokojnie. Nic mi nie będzie.-Kręciłam głową.
-Mówisz tak specjalnie, żebym się nie obwiniała. To jest moja wina, Ben. To moja wina.-Powiedziałam i wycofałam się z sali. Ruszyłam do wyjścia z uczelni. Gdy minęłam drzwi biegłam przed siebie.
Pov. Ben
Po wyjściu z sali Ani zaniepokoiłem się. Chciałem za nią biec, lecz ta piguła mnie zatrzymała. Wredne babsko. Kazała mi leżeć kiedy nie wiadomo co się działo z Anią. Wkurzyłem się. Obejrzałem się szukając mojej komórki. Nigdzie jej nie było.
-Gdzie moja komórka? - Spytałem baby około czterdziestki w białym fartuchu.."pielęgniarki szkolnej"
-Zaraz Ci podam.- powiedziała i po chwili przyszła z moją komórką.
Zadzwoniłem do Denisa. Odebrał od razu.
- Ben?-Spytał zdziwiony.-Jezus! Obudziłeś się wreszcie. Jak się czujesz?
- Dobrze, ale jest reraz coś ważniejszego. Ania. Biegnij za nią. Obwinia się. Wybiegła z sali. Cholera! Nawet wstać nie mogę.
- Spokojnie. Leż. Już biegnę.- Słyszałem, że też się zdenerwował, a mi to każe się nie denerwować.- Pa.- I się rozłączył.
Westchnąłem. Jak coś się jej stanie... Nawet nie chcę o tym myśleć.
Pov. Ania
Po moim biegu i gdy już trochę się uspokoiłam usiadłam pod drzewem i słuchałam śpiewu ptaków. *media* Nie wiem ile tak siedziałam. Nagle wyczułam, że ktoś się do mnie zbliża. Wstałam na równe nogi i wskoczyłam na drzewo. Patrzałam w dół. Nie ruszałam się i nie oddychałam. Między drzewami biegł Denis ze zmartwioną miną. Przebiegł obok. Zatrzymał się i wrócił w to samo miejscie, gdzie przed chwilą siedziałam. Rozejrzał się.
-Ania?- Spytał. Wiedział, że tu jestem. Poruszyłam się. Spojrzał w górę. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. - Aniu, skarbie zejdź na dół. Wracajmy do szkoły. Ben i Eliza się martwią.- Zamknęłam oczy i westchnęłam.
-No dobra. -Zeskoczyłam z drzewa, zgrabnie lądując tuż obok niego. Przytulił mnie. Staliśmy tak chwilę.
-Kocham Cię skarbie.
-Udowodnij.-Uśmiechnęłam się przebiegle. -Wykrzycz to całemu światu.
-Kocham Cię.-Szepnął jej na ucho.
-Dlaczego szepczesz mi to na ucho?-Spytałam ździwiona.
-Bo Ty jesteś całym moim światem.- Nie wiedziałam jak mam odpowiedzieć. Po prostu go pocałowałam.
Szliśmy spacerkiem za rękę wracając, a ja ciągle myślałam o tym co powiedział. Jestem jego całym światem. To samo mogę powiedzieć o nim. Jestem przeszczęśliwa.
-Ben?
-Hmm?
-Jaka jest twoja definicja szczęścia?
-Szczęście jest wtedy kiedy nie możesz w nocy zasnąć, bo rzeczywistość jest o wiele lepsza niż twoje sny.
-Jesteś wielki.- Przytuliłam się do jego boku.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.- Powiedział to z zadziornym uśmiechem na ustach. Zrozumiałam aluzję.
-Jaki z Ciebie zbok.- Zaczęłam się śmiać.- Zepsułeś tą chwilę.
-Oj tam.
-Ile masz tak właściwie lat?
-dziewiętnaście.
-No tak, ale chodzi mi o to tak od początku. Od narodzin.
-Urodziłem się 1970 roku. Czyli mam 47 lat.
-To nie dużo.- Uśmiechnęłam się.
-W porównaniu z Tobą to jest dużo. 16, a 47 to spora różnica.
- Serio? Patrzysz na to?-Spojrzałam na niego z ukosa.
- Dobra, już nie będę.- Uśmiechnął się.
********************
Minął tydzień. Z Benem już wszystko w porządku. Ma wszystkie kończyny. Zdziwiłam się, bo nie bardzo w to wierzyłam. Zaraz mam mieć pierwsze indywidualne zajęcia z Tetrisą. Jestem tym podekscytowana.
Siedzę już na boisku za szkołą.-Cześć Ania. -Odwróciłam się.
-Hej Tetrisa. Co tam?
-Wszystko dobrze? Wyglądasz jakbyś miała zacząć zaraz uciekać.-Zaśmiała się.
-Denerwuje się. Nie chcę zrobić czegoś takiego jak wcześniej. Benowi dopiero ręka odrosła.
-Nie masz po co się denerwować. Jesteśmy same, a Ben wiedział, że nie wolno dotykać kogoś pod wpływem mojego daru.
-No dobra. Zaczynajmy.
-Połóż się na trawie. Będzie Ci wygodniej.
-Okej.-Położyłam się i podłożyłam ręce pod głowę.
-Lepej wyprostuj ręce, bo głowa Ci raczej nie odrośnie.-Zaśmiałyśmy się, ale dobrze wiedziałyśmy, że to prawda.
Jak kazała tak robiłam. Po chwili znów znalazłam się w czerni lecz teraz było inaczej. Inaczej bo..
*************************
Witam ponownie moich czytelników po krótkiej przerwie.
Wakacje się zaczęły, więc rozdziały będą dużo częściej.Prawda, że Denis z Anią są słodcy? Niby poważni lecz..no cóż CUKIER😏😉🍬😘
CZYTASZ
,,Szept wiecznych tajemnic''
VampirePowieść opowiada o 16-letniej dziewczynie, która przeprowadza się do Babci do Seattle w stanie Waszyngton po śmierci obojga rodziców w wypadku samochodowym. Załamana sierota stara się żyć tak jak dawniej z czym szło jej bardzo dobrze do czasu poznan...