41

7.4K 420 29
                                    

W ostatniej chwili odskoczyłam przed pędzącą w moją stronę piłką. Kilka miesięcy temu oberwałabym nią w twarz, ale teraz byłam szybsza i zwinniejsza. Odskoczyłam na bok łapiąc inną piłkę i rzuciłam w osobnika, który chciał mnie odstrzelić. Kiedy już myślałam, że w końcu go pokonam w tej grze zaskoczył mnie łapiąc gumową kulę. Nie spodziewając się tego nie zdarzyłam nawet zareagować kiedy ta sama piłka uderzyła mnie w ramię.

Warknęłam sfrustrowana i kopnęłam leżącą piłkę do zbijaka, która poleciała przez całe boisko. Christopher zaśmiał się na widok mojego wybuchu i podbiegł do mnie. Skrzyżowałam ramiona na piersi i spojrzałam wściekła mu w oczy. Błyszczały złotem i radością z wygranej. Jeszcze nigdy z nim w niczym nie wygrałam. Radziłam sobie jakoś z innymi wojownikami albo zajmowało im dużo więcej czasu niż na początku na pokonanie mnie, ale on potrafił mnie pokonać z zamkniętymi oczami.

Kiedyś się nawet oto założyliśmy i udowodnił, że ma rację. Tak jak dzisiaj. Tłumaczył, że będzie zawsze ze mną wygrywać, bo wszystko co umiem to dzięki jego naukom. Był moim nauczycielem i opiekunem, ale nadal lubił mi spuścić łomot.

Uśmiechnął się do mnie znacząco i wyciągnął dłoń. Westchnęłam i ją objęłam. Pozwoliłam, żeby mnie przyciągnął do siebie. Wiele się zmieniło przez te dziesięć miesięcy.

- Wygrałem, znowu - powiedział chowając kosmyk moich włosów za ucho - powinnaś się już dawno nauczyć, że ze mną nie wygrasz.

- Miałeś po prostu szczęście - powiedziałam udając obrażoną, ale nie mogłam dłużej powstrzymać uśmiechu cisnącego się na moje usta

- Tłumacz to tak. Czas zapłacić.

- Dobra, niech ci będzie. Mój dzisiejszy deser będzie twój.

Kiedyś nigdy bym nie pomyślała, żeby się z kimś założyć. Byłam damą, a dama się tak nie zachowuje. Jednak czas spędzony w Stowarzyszeniu zmienił mnie. Przywiązałam się do tych ludzi, pokochałam monotonię dni spędzonych tutaj. Szkolenie, treningi i wieczorny odpoczynek wśród książek. Po tym jak przekonałam Mistrzów, że nie jestem ich Jasnością, poczuła się jakby ktoś zdjął z moich barków ciężar. Byłam traktowana jak jeden z wojowników Stowarzyszenia i chętnie bym nim została, bo dzięki temu spełniałam, w pewnym sensie, moje marzenie o byciu normalną. Jednak nadszedł czas kiedy to wracałam do domu.

Byłam rozdarta. Z jednej strony chciałam porzucić swój tytuł i zostać w Stowarzyszeniu, szkolić się i być jedną z nich. Z drugiej strony chciałam wrócić do domu, do swoich obowiązków. Nawet jeśli nie byłam Jasnością to miałam dać przyjść na świat dziecku, które mogło się nią okazać. Poza tym ktoś musiał zaopiekować się moim Gniazdem.

Jednak nie to było moją największą rozterką, tak naprawdę byłam rozdarta między dwoma wilkami, dwoma braćmi. Christopher i ja bardzo się zbliżyliśmy do siebie przez ten czas, ale nigdy nie pozwoliłam, aby powtórzyła się sytuacja z pocałunkiem. Zalecał się do mnie i sprawiał, że przy nim moje serce biło szybciej, jednak wciąż miałam w sercu Alexandra. Mój biedny Alfa, który zapewne teraz mnie nienawidzi za to, że zostawiłam go na tak długo. Jednak jutro znów go ujrzę, znów poczuję jak jego ramiona mnie otaczają.

Nie było dnia przez ten cały czas abym za nim nie tęskniła czy nie myślała. Kiedy akurat nie było przy mnie Chrisa, który łatwo ściągał moje myśli na siebie, to myślałam o moim złotookim Alfie. Teraz wracałam i będę musiała zacząć doprowadzać do naszego ślubu, do naszej wspólnej koronacji i wspólnego życia. Jednak połowa mojego serca tego nie chciała. Chciała abym zerwała zaręczyny z Alfą i złączyła swój los z jego bratem.

Byłam rozdarta, ale musiałam słuchać rozumu, musiałam myśleć o swoim obowiązku. Miałam nadzieję, że kiedy znów spotkam się z Alexandrem to wszystkie wątpliwości się rozwieją i będę mogła bez problemu się z nim związać na stałe.

Dobra Krew - w trakcie edycjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz