13. Kłamstwo i obijanie mordy

246 17 0
                                    

Robert

We had this love
Now, when is back
I beg you
Don't wake me

Don't wake me today
Tomorrow and never
Just stay with me
Stay in my arms, honey



Nim otwieram oczy, upewniam się, że ona tu jest. Głaszczę jej włosy, drugą ręką dotykam jej nagich pleców. Jest. Cała moja. W moich ramionach. Piękna. I śpiąca. Uśmiecham się i unoszę powieki. Jest mocno przytulona do mojej piersi. Chcę, żeby tak została. Już na zawsze. Zerkam na zegar. Już południe. Pewnie ma kilka nieodebranych wiadomości, tak samo jak ja. Nie obchodzi mnie to. Trzymam swoją kobietę po całej nocy kochania. Niech to się po prostu nie kończy. Nareszcie czuję, że żyję. Dopiero teraz uświadamiam sobie, że nie żyłem przez długie trzy lata. Dopiero mając ją przy sobie, przy swoim sercu, mogę oddychać.

Bianca

Otwieram oczy i od razu się uśmiecham. Jestem we właściwym łóżku, z właściwym facetem. We właściwym miejscu. Jestem tam, gdzie od zawsze powinnam być i gdzie na zawsze zostanę. Kreślę kilka kółek palcem na jego umięśnionym torsie, po czym podnoszę się i patrzę w te brązowe, ciemne oczy.

- Hej.

- Dzień dobry, kochanie.

Mogę być bardziej szczęśliwa, gdy od razu po przebudzeniu dostaję całusa w czoło od mężczyzny, którego kocham?

- Chcesz coś na śniadanie? A właściwie powinienem zapytać, co chcesz na obiad.

- Co? Jest już tak późno? - zdziwiona podnoszę się do pozycji siedzącej.

- Mhm.

- Pewnie już się do mnie dobijali.

- Może do ciebie - gestem pokazuje mi, bym wróciła na jego pierś. - Do mnie raczej niespecjalnie. Z przyczyn wiadomych. Rozumiesz?

Odpowiadam mu ze śmiechem, że doskonale.

- To jest mój najlepszy poranek od trzech lat.

- Popołudnie. - poprawiam go. - Najlepsze popołudnie.

- Nie ważne. Jest najlepiej.

- Robert?

- Tak?

- Kocham cię.

Uśmiecha się szeroko tak, że uśmiech sięga mu do oczu.

- Kocham cię też.

Nasze wargi ponownie się łączą. Smakuje jego usta przez długie minuty. I zdecydowanie, to jest nasze najlepsze popołudnie od trzech lat.

***

Obiad jemy u moich rodziców. Alice i Pierce też są. No i mama Scottów. Jesteśmy wszyscy. Dawno nie siedzieliśmy tą gromadą przy wspólnym stole. Cieszy mnie to, bo to jest ważne. Dla obu braci.

- Macie już salę? - pyta Alice, kradnąc od narzeczonego ziemniaka.

- Ej! - ucisza protest, całując go w policzek.

- Owszem.

- Mamy.

Patrzymy po sobie z brunetem zadowoleni.

- Gdzie? - dopytuje Cornelia.

- W West Paradise.

Siostra otwiera buzie w szoku, a mój szwagier omal nie dławi się ziemniaczkiem.

- Gdzie? - pytają razem, na co reszta reaguje śmiechem.

- Właściwie to nowa restauracja. Byliśmy tam wczoraj na randce.- odpowiada Robert.

(Nie)OdzyskaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz