21. Powrót i tęsknota

185 13 0
                                    

Robert

- Pierce, ja nie bardzo mam czas z tobą gadać. - mówię od razu, jak odbieram telefon.

- Aż tak jesteś zajęty?

- Jeżeli nie ma żadnych problemów z przygotowaniami, to...

- Nie wiem, czy nie ma.

Ściskam nasadę nosa i wzdycham.

- Stało się coś, czy jesteś po prostu znudzony?

- Kto będzie grał?

- W jakim sensie?

- Czy pomyślałeś, razem z Biancą, kto będzie puszczał muzykę?

Nieruchomieję. Żadne z nas na to nie wpadło.

- Właściwie, to...

- Bo jeśli to, ja nie wiem, jakim prawem zrobiliście sobie wakacje. Pierwsza sprawa. Druga - jeśli nic nie wymyśliście, zakładamy z moją najdroższą narzeczoną Alice Kelly, że przyjedziesz ze swoim sławnym zespołem. Tobie oczywiście nikt nie zapłaci, ale im coś tam się załatwi.

Co. Poszło. Nie tak?

- Bianca miała znaleźć DJa. 

- DJa? Jaja se robisz?

- Takie imprezy są najlepsze.

- W dwa tygodnie znajdziemy zajebistego DJa?

- To była robota Bianci. Nie będę robił wszystkiego.

- Okej. Uspokójmy się obaj. Mój ślub będzie zajebisty. Dam ci dwa dni, żeby to przemyśleć. Może przy okazji w końcu dorośniesz i przestaniesz się zachowywać jak obrażony chłopczyk, któremu koleżanka nie chciała dać buziaka.

- Nie zapędzasz się trochę?

- To nie jest czas na takie dziecinne...

- Czemu Bianca wam nie pomaga?

- Wróciła do Chrisa - serce mi staje. - W sensie do pracy. Ma teraz podobno trochę spotkań. Musi to ogarnąć.

- Jasne. - słyszę nawoływanie Colina - Muszę kończyć, Pierce. Odezwę się, jak to ogarnę.

- Czekam na telefon. 

- Dobra.

- Dobra. 

Kręcę głową i się rozłączam. 

Miałęm mieć spokój. Chociaż przez chwilę. Ale widocznie nawet ucieczka na bezludną wyspę to byłoby za mało.

***

Bianca

- Boże, jaka jestem zmęczona.

- Przesadasz. Wcale nie było tak źle.

Rzucam się na łóżko i czuję ogromną ulgę. Dzisiejsze spotkanie mnie wykończyło. Ale Chris wydaje się być całkiem trzeźwy. 

- Jak coś bierzesz, możesz się podzielić.

- Nie tym razem. 

Kładzie się koło mnie, więc przewracam się na bok, by móc na niego patrzeć, ale on jest wpatrzony w sufit.

- Niby wróciliśmy do domu. - podkładam rękę pod głowę i uważnie go słucham - Niby wszystko jest jak dawniej. Leżymy sobie razem na twoim łóżku, rozmawiamy o spotkaniach, zaraz zjemy razem pizzę, wypijemy drogie wino, ale jest coś, co już nigdy, przenigdy się nie wydarzy. - marszczę brwi, a Chris obraca twarz w moją stronę - Już nigdy cię nie pocałuję. - nie odpowiadam, więc mówi dalej - Więc widzisz. Dużo się zmieniło. I nie możemy udawać, że nie. 

- I co chcesz zrobić? Wrócić do domu?

Widząc moją minę, unosi kącik ust i delikatnie splata nasze dłonie.

- Nie pójdę sobie do domu. To by było zbyt proste. Poza tym jestem głodny. - sama się uśmiecham i przytulam się do niego. - Musisz sobie uświadomić, Bianca, że twój powrót jest już niemożliwy. Twoje miejsce nie jest przy mnie. 

Zamykam oczy i skupiam się na jego perfumach, które tak uwielbiam. Staram się wyobrazić sobie, że jest marzec, że jesteśmy tylko my, nasza przyjaźń i nasze korzyści. Chciałabym wrócić do tego czasu, kiedy nie musiałam się niczym przejmować. A jedynym złym wspomnieniem był wypadek i strata dziecka. 

Ale to też nie jest prawda.

Egoistycznie odkładałam na bok myśli o tym, że Chrisowi bardzo na mnie zależy i że się we mnie zakochuje. Tylko ja też coś do niego czułam. I może powinnam była mu to okazać, powiedzieć mu, że spróbujemy, że to nie jest tak, że ja go tylko wykorzystuje. Powinnam była przestać cały czas pozwalać Robertowi stać mi na drodze, nawet jeśli nie chciałam go więcej widzieć. Teraz wiem, że popełniłam błąd. Miałam u boku cudownego faceta, który mnie kochał, a ja go zbyłam. Chris ma rajcę, po tym, co się wydarzyło w ostatnich miesiącach nic już nie wróci na swoje miejsce.

- Przepraszam.

- Za co?

- Za to, że mnie kochałeś, a ja nie kochałam cię wzajemnie.

- Oczywiście, że mnie kochałaś.

- Zamknęłam cię w pokoju, który powszechnie jest zwany friendzone.

- Może trochę. Ale jeśli chcesz to zmienić, musze cię rozczarować. Nie mogę i nie chcę stać się dla ciebie teraz tym, kim chciałem być kilka miesięcy temu.

- Czyli?

- Narzeczonym? - gwałtownie się podnoszę i patrzę na niego zdziwiona.

- Nie. - rzuca rękoma od niechcenia.

- Tak.

- Miałem nadzieję, że jeszcze trochę poczekam, a ty mi powiesz "dobra, Chris, biorę cię w całości". - uśmiecham się, kręcąc głową.

- Okropnie ci namieszłam w głowie.

Robi zamyśloną minę, a ja wstaję i krzyżuję nogi.

- Teraz to już nie ma co, Bian.

- Powinieneś był o tym ze mną porozmawiać.

- Próbowałem. Uwierz mi, że próbowałem. - patrzę na niego i jest mi coraz bardziej wstyd - Dobrze, że nic z tego nie wyszło. Jeszcze zerwałabyś ze mną zaręczyny. 

- Naprawdę myślisz, że ciebie też bym...

- A nie?

- To, że raz zrobiłam coś bardzo złego...

- Nie chodzi o to, ile razy, ale z kim. I nie zrozum mnie źle. Nie mówię, że jesteś puszczalska, ale tu chodzi o Roberta. Nie ma sensu, żebyś wiązała się z kimś innym jak Robert, bo to zawsze był on i to zawsze będzie o niego chodziło. To do niego zawsze będzie prowadzić twoja droga. Załóżmy, że mielibyśmy dwójkę dzieci. Nawet, jeśli nie poszłabyś z nim do łóżka, to cały czas zżerałyby cię uczucia. - podnosi się i rozkłada nogi, przyciągając mnie do siebie - Nie marnuj życia, Bianca. Masz je spędzić z Robertem i nigdy więcej od niego nie uciekaj. To byłby twój największy błąd. - dotyka mojego policzka i delikatnie go głaska - Widzę, jak za nim tęsknisz. 

- Czemu jestem taką starą dupą, a to dalej jest takie skomplikowane?

- Żeby chciało się trochę postarać.

Całą smutną rozmowę zakończył dostawca pizzy, który w końcu zapukał do naszych...moich drzwi. I tak, jak Chris powiedział wcześniej - zjedliśmy razem, pijąc drogie wino.

(Nie)OdzyskaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz